18 września 2019

Whatever the future brings, you are my light



WstępFrancis urodził się w  1544 roku we Francji. Jego rodzicielką była Catherine De Medici a ojcem Henry II...król Francji. Jak Henry zmarł, jego syn przejął władzę nad krajem. 
Życie młodego króla było w porządku. Miał wszystko czego potrzebował, robił to co chciał. Jedynym minusem, było podejmowanie decyzji. Nie lubił tego najbardziej, zwłaszcza, że chciał dla wszystkich jak najlepiej. Był on dobrym królem, ludzie go uwielbiali. Nigdy nie miał problemów, nie uważał też że ludzie z niższej klasy są mniej warci, dlatego mówili iż był on sprawiedliwym królem. 

Bliscy↬ Od małego, Francis był zaręczony z księżniczką Mary, przyszłą królową Szkocji. Zanim się pobrali, byli przyjaciółmi przez bardzo długi czas. Mary mieszkała w zamku króla Henriego. Dlatego właśnie, Francis zawsze wierzył w to, że ona była dla niego tą jedyną. 
Oprócz Mary, jeszcze jedna osoba była bliska młodemu królowi, mimo iż często się kłócili. Sebastian, przyrodni, starszy brat. Nigdy nie był on zagrożeniem, jeśli chodzi o przejęcie tronu. Nie miał on po prostu do niego prawa. Dlatego, Sebastian częściej mógł robić to co tylko chciał. Pomimo częstych kłótni, zawsze wspierali siebie nawzajem.



Śmierć↬ Pewnego dnia, Francis pokłócił się ze swoim przyrodnim bratem. Głównym powodem, było to, że Sebastian zniknął na dwa miesiące bez słowa. Młody król, nie wiedział co ma robić. Jego brat, był jednym bliskim który mu pozostał. Matka była zamknięta w lochach, ponieważ próbowała zatruć Mary a Ojciec zmarł dosyć dawno. Prosił o wyjaśnienia, chciał chociaż wiedzieć dlaczego nie mógł jakoś dać znać, że żył. Sebastian jednak przyszedł tylko na chwilę, chciał pożegnać się z rodziną, lecz jego młodszy brat nie chciał pozwolić mu odejść. Skończyło się to na dosyć sporej bójce, gdzie starszy ugryzł Francisa. Nie mógł się powstrzymać, przed piciem jego krwi. Powstrzymał się w ostatniej chwili, ale jego brat był już bardzo wyczerpany. Aby pomóc mu szybko stanąć na nogi, Sebastian zmusił go do wypicia jego krwi. Było to tylko po to, aby jego rany mogły się szybko zagoić. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że tego samego wieczoru ktoś próbował otruć króla. Kiedy się obudził, nie był już sobą... lecz tym samym drapieżnym stworzeniem, którym okazał się być jego starszy, przyrodni brat. Sebastian z jednej strony czuł się winny, ale cieszył się, że udało mu się uratować brata. Kiedy Mary dowiedziała się o całej sytuacji, naprawdę trudno było jej przyjąć to wszystko do Siebie. Podjęła jednak decyzję... chciała stać się tym samym, czym był jej ukochany. Jej życzenie, spełniło się. 

Teraz↬ Król Francji, musiał jednak uciec ze swojego kraju, razem ze swoją ukochaną i bratem. Zaplanowali perfekcyjną przykrywkę, aby ludzie myśleli, że rodzina królewska zmarła. Planowali zacząć podróżować po świecie, aby znaleźć dla Siebie to jedno miejsce, które mogliby nazwać domem. Niestety, w 1773 roku, rozdzielili się. Uciekali przed łowcami wampirów, wiedzieli, że większe szanse na przetrwanie mają, będąc osobno. Mieli się spotkać w Nowym Orleanie, ale nigdy do tego nie doszło. Francis czekał tam pięć lata, jednakże było to na marne. W końcu, zdecydował się wyprowadzić do mniejszego miasteczka, Mystic Falls. Wciąż jednak ma nadzieję, że ich znajdzie, że oni znajdą jego. 



Treasure

{Witam wszystkich razem z moim Francisem. Mam nadzieję, że go polubicie. Postać trochę stworzona na faktach, trochę na fikcji. Zapraszam wszystkich do wątków! }


22 komentarze:

  1. [nie ma mnie tu ale.... można jakiś kontakt, bo nad czymś tu sobie myślę ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie była dobra noc, aż zaczęła się dobrze. Krótko była w tym mieście, jednak mieszkanie motelu się jej nie uśmiechało. Zaczęła poszukiwania po miesiącu czasu pobytu tutaj, gdy tylko sie chociaż trochę zaaklimatyzowała. Najlepiej jej sie szukało w nocy, bo w dzień było trudno chociaż tolerowała słońce w najbardziej chmurny dzień i bez zabezpieczenia, to wolała nie ryzykować. Pomocny był internet, jednak wolała szukać własnoręcznie. Potem wpadł jej w oko opuszczony, stary dom, które nawiedziła, by sprawdzić jego stan fizyczny. Nie był w tak opłakanym stanie jak wygladał, więc wymeldowała sie z motelu następnego wieczoru.
    Dziś chciała się rozerwać i rozerwała sie aż za bardzo. nie była wyjątkowo głodna, ale raz dziennie wypadało coś wrzucić na ząb i chyba wybrała niewłaściwą ofiarę, bo trafiła sobie na łowcę. Straciła czujność po kilku kieliszkach a gdy opuszczała bar, nie zauważyła "ogona" postępującego za nią i idącym za nią przez całą drogę.
    Noc się kończyła, ale to nie był jakiś problem. Przynajmniej teraz. Na dłoni zawsze nosiła pierścień zrobiony specjalnie na zamówienie a dziś oprócz obrączki, nie miała go. Cholera. Cholera i jeszcze raz cholera.
    Czuła nadchodzace zmęczenie, zblizajacego się człowieka oraz powoli acz nieubłaganie nadchodzace słońcu. Skierowała sie w najciemniejsze zakamarki, chcąc zmylić pościg i uciec acz chyba nie miała szczęścia, bo było ich dwóch. Super. Nie miała ochotę walczyć, ale chyba nie miała wyboru. Rzuciła się na najblizszego, którego wprawdzie nie zabiła, ale mocno uszkodziła, co jego kumplowi sie nie spodziewało. Nie zauważyła ciosu, wymierzonego w punkt witalny acz podbiła rękę. Skrzywiła się z bólu przytrzymujac sie ściany.
    - Nie uciekniesz mi! - usłyszała, ale nie odpowiedziała na zaczepkę, tylko poddzwignęła na nogi stajac pewniej i ruszyła mimo oświetlanego zakamarka promieniami słońca. Czuła sie jak skwarka. Tym razem nie była taka miła i przetraciła kark. Bołało - szukała naprędce jakiegoś schronienia aż w końcu trafiła na uchylone okienko. Trudno. Potem się wytłumaczy, dlaczego je robiła. Jakoś sie doczłapała do ciasnego okienka i wcisneła do srodka robiąc przytym mnóstwo hałasu, ale panował tu mrok przejemny do poparzonego ciała a potem odpłyneła.

    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  3. [spokojna twoja głowa rozczochrana ;)]

    Nie miała pojęcia jak długo tam była. Było ciemno, ale nie dosyć. Plamy światła i yu dochodziły, ale jakby przytłumione. Tyle bez ochrony pierścienia nawet i ta dawka powodowała sporo bólu. Wróciła jej swiadomość po dłuzszej chwili, gdy się uniosła po upadku.
    Skrzywiła się w próbie podniesienia na dzwięk otwieranych drzwi. Automatycznie uniosła mocno oparzona dłoń na wysokość oczu, by je zakryć.
    - ja też miałam lepsze plany na ten dzień albo noc. - odrzekła z trudem. - bo mamy noc?
    Potem odkaszlała spora ilość zgromadzonej krwi i zwęglonych tkanek. Ponownie czarne plamki krwi patały przed oczami, gdy próbowała wstać, ale jedynie co udało jej się zrobić to naruszyć ranę zadaną przed chwilą, która nie bardzo chciała się zabliżnić. Miewała tego typu obrażenia. Cholerna werbena.
    - zaraz sobie pójde - jęknęła przewracając się na bok i ponownie odpłynęła.

    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  4. Oddychało jej sie z trudem. Nie zeby potrzebowała tej czynności. At taki ludzki odruch zachowany dla pozoru przez te wszystkie lata. No ale nie była pewna, gdzie trafiła. Równie dobrze mógłby to być kolejny łowca.
    Tylko, że ....
    Coś jej mówił ten głos. Nie no ale to nie było możliwe, czyż nie? Rostali sie dobre sto lat temu. Znaczy ona jego zostawiła zostawiajac wiadomość na stoliku nocnym.
    Wtedy była pewna, ze w końcu natrafiła na ślad swego stwórcy, jednak gdy przybyła na miejsce nie było go tam. Z lekkimi wyrzutami sumienia powróciła do swego ukochanego, ale i jego tam nie było. Wkurzyła się i o mało nie zdemolowała wynajmowanego wten czas pokoju.
    Wbiła sobie paznokieć we wnętrze dłoni, by trochę oprzytomnieć.
    - to... bardzo uprzejme z twej strony, panie. Jednak nie chce też zbyt długo zajmować twego czasu. Bo i tak już go zajmuje - zaśmiała się cicho. Jęknęła cicho.

    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Dziękuję bardzo za miłe słowa <3 Chętnie skuszę się na jakiś wątek, a jako, że Francis koczował kiedyś w Nowym Orleanie przez dwa lata, może tam się spotkali? Co prawda Davina byłaby wtedy malutka, jeśli było to jakoś w roku 2000, ale może uratował przed czymś małą dziewczynkę? Ona później o tym zapomniała, ale jeśli spotkaliby się w podobnych okolicznościach? Albo tym razem ona ratowałaby jego? Wtedy mogłaby sobie przypomnieć ;P ]

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziała, że bez sensu byłoby być nieuprzejma, ale każdy by był po ucieczce.
    Westchnęła.
    - nie zamierzam się z wami kłócić - odparła zachrypnięta. Wypite wcześniej wino też nie pomagało. Inaczej spokojnie siedziała by w swoim "domu", acz trudno jej było nazwać tę stara rudere domem. Plusem było, ze stał na uboczu i nie zwracał uwagi.
    Zatem tym sposobem pozwoliła mu się podnieść i przenieść. O chodzeniu mogła zapomnieć. Raczej przeszkadzała niz pomagała. Zatem na stopniach, pozwoliła sie wziąć na ręce. Dziwne, ale czuła się bezpieczna i mimochodem zdrowa ręką, na której palcu miała obrączkę przytrzymała się koszuli wtapiając w poły materiału.
    - przepraszam... za szybę - mruknęła cicho piszcząc na ostre oświetlenie. Niby to tylko żarówka, ale bolały oczy. Ponownie odpłynęła, gdy ogarnęła ja senność. Drzemała tak aż dotarli do rzeczonego pokoju i została położona na łózku.
    Jeśli wygladała tak jak się czuła to nie miała odwagi zobaczyć siebie w lustrze.
    Została przez chwilę sama - gdzieś w tle usłyszała krzątanine.
    Próbowała wstać, ale w przykrycie sie zaplątała, więc z frustracji i bezsilności opadła głową na poduszki. Trwała tam tak długo aż wrócił i chyba go poznała.
    Albo był duchem albo wypiła o kieliszek za dużo.
    - Fran...?! - zamrugała.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czas jakby sie zatrzymał. Patrzyła się na niego a on na nia jak ciele. W lekkim szoku spogladała na jego twarz, na sylwetkę i nie mogła uwierzyć na własne oczy. Nie no chyba śniła na jawie... Oczy jej pociemniały na chwilę, gdy doleciał jej zapach i krwi w kubku i jego zapachu.
    Pewnie stała by tak jeszcze chwiejnie, gdyby sie nie osunęła na podłogę z wrażenia. Jednak spojrzeniem od niego nie uciekła.
    Zmarszczyła spalone brwi, na chwilę odwracajac głowę w bok.
    - nie tak wyobrażałam sobie... kolejne spotkanie - odparła cicho - ale nie - pokręciła głową. - nie ma tu magii. Ja tu jestem, ty tu jesteś. To nie zart.
    Dziwne, ale nie mogła spojrzeć mu w oczy, mimo ze oprócz opuszczenia w sumie nic więcej nie zrobiła. Fakt, to nie było fajnie tak zostawić kartkę i zniknąć, ale gdy nie znalazła nic, to wróciła, lecz jego juz nie było.
    Potem pluła sobie w twarz z głupoty. Pewnie pomyślał, że go porzuciła szukającx kiepskiej wymówki. Pamiętała jak to było z Mary.
    - przepraszam cię. C-chyba będzie lepiej jak sobie pójdę.

    Iz.

    OdpowiedzUsuń
  8. W sumie się troche obawiała kolejnego spotkania. Co jak co - ale mógł się wściec i zrobić cokolwiek by zerwać wszelakie kontakty. Pękło by jej serce. Tak - jakies miała acz włączało się ono czasem zbyt późno, no ale jak juz z kims była to była i już. Wszelkie problemy rozwiązywała na miejscu, bo nie lubiła się kłócić.
    Na dowód, że to ona, pokazała mu w zdrowa rękę z jego zaręczynowym pierścionkiem.
    - widzisz? wciąż go mam. - uśmiechnęła się nieznacznie ignorujac pęknięcie w kącikach ust. Goiło się, ale bardzo powoli - gdybym wiedziała, że ... - wygięła usta - to bym wzięła cię ze sobą. Niestety nie znalazłam tego, którego szukałam a potem jak wróciłam i ty odeszłeś. Dziwne nie? Jakbyś się mi zrewanżował. Nie mniej nie mam o to do ciebie pretensji. Kazdy by pewnie tak uczynił.
    Dzwignęła się z podłogi i chwiejąc sie na nogach usiadła w rogu łóżka.
    Odgarnęła włosy na plecy, gdy jej przeszkadzały a potem sięgnęła po kubek prawie nie patrząc na jego zawartość acz kusiła. Westchnęła ciężko.
    - jesli tak sobie życzysz... acz chyba to nie jest najlepszy pomysł. Nie zrozum mnie źle. To nie tak, że nie ciesze się, że cię widzę całego i zdrowego, ale... nadal przeżywasz szok. - wyszczerzyła się szerzej.

    twoja Izzy

    OdpowiedzUsuń
  9. [ale się ckliwie zrobiło xD ]

    Przewróciła oczymy jakby nie skora do uwierzenia, że mu minie. Jej by nie minęło nawet i po stu latach niepewności, braku kontaktu i w ogóle wiecznej ciszy. Bywała uparta, wycofana czy też złosliwa, no ale zawsze była stała w uczuciach mimo, ze Francis nie był pierwszym mężczyzną jakich miała. No ale moze stałby się tym juz ostatnim. Jeśli jeszcze ja będzie chciał. No, ale jeszcze to przegadają. Mają cała wieczność na to.
    - nie wygladam jeszcze tak strasznie, mój drogi.
    Patrzyła na czerwoną ciecz nim przyłożyła naczynię do ust. Wyglądała gorzej - gdzieniegdzie zostały blizny. Świadomie je zostawiła.
    - przecież jesteśmy zaręczeni. Nie mogłabym go nigdzie zostawić nawet, gdy kontakt się nam urwał. - odparła trochę sztywno. - eh od czego tu zacząć. Po kupieniu domu, wybadaniu jakie naprawy muszę w nim zrobić i sprawdzeniu katalogów po remoncie, stwierdziłam, że czas trochę sie zrelaksować.Zatem wybrałam się na drinka do najblizszego baru jednocześnie aby posmecić nad tym życiem po zyciu, nijakim jak wcześniejszym wieki temu. Trochę wypiłam i za dużo więc nie zauwazyłam, że mnie śledzili jak tylko wyszłam z baru. Do wschodu słońca było jeszcze sporo czasu, więc myslalam, że zdąże i prawdopodobnie by się tak stało, gdyby nie fakt, że zgubiłam swój pierścień. Nie bolałabym nad tym gdyby nie była to ostatnia rzecz po matce. No cóż.. będę musiała sobie sprawić nowy. No, ale wracając- doszło do walki. Musiałam się sprężać, więc jednego znokautowałam, a drugi mnie juz wkurzał, zatem go zabiłam po tym jak mnie dźgnał w ramię, acz podejrzewam, że celował w serce. Podejrzewam, ze nóz był umorusany werbeną, bo pali jak diabli gdy ruszam ramieniem. Niestety do domu miałam za daleko, więc tak się zdażyło, że wpadłam sobie do piwnicy. - zmruzyła oczy znużona. Była śpiaca. Bezwiednie sięgnęła do jego ręki jak tylko zaczęła opowiadać, muskajac jego wierzch. Potrzebowała dotyku, by sprawdzić czy nie śni na jawie. Że on tu jest i nie jest zjawą.

    twoje słońce

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, hej

    Beckah to moja dać postać, kocham ją całym serduszkiem i nie mogłam sobie odmówić jej prowadzenia.
    Na wątek zawsze jestem chętna, proponuję więc jakąś burze mózgów :)]

    Rebekah

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hej, hej!
    Dziękuję bardzo, trochę się tego kodu naszukałam :D Co do wątku, to ja bardzo chętnie. Tylko przyznaję, że trochę brak mi pomysłów, więc możemy zrobić burzę mózgów :)]

    Hayley

    OdpowiedzUsuń
  12. Westchnęła tłumiąc ziewnięcie. Wystarczyło cos wrzucic na ząb, aby czuć się senną. Werbena tez nie pomagała, bo ciągle ja w sobie czuła.
    - Francis, w sumie krótko jestem w Mistic, aby wiedziec co i jak. Myslałam, ze znajdziemy tu troche spokoju, ale widzę że i tu jest w jak za starych dobrych czasach. Albo złych. Zależy od punktu widzenia. No, ale nie można mieć wszystkiego - wzruszyła lekko ramionami, aby pozbyc się napięcia zgromadzonego juz jakis czas. Można by rzec, że żyła w ciągłym ruchu. Tyle, że problemem jest pozostawienie go na ulicy. - zauważyła - nie żebym żałowała, no ale sam się prosił.
    Jak byli razem zawsze starała się nie wchodzić w myśli i je blokować, ale dziś "jej" prawie, że namacalnie czuła.
    - Możesz być o to spokojny kochany. Mamy całą wieczność - uśmiechnęła się lekko a potem się skrzywiła, gdy dotarło do niej co właśnie "zrobiła" - wybacz nie chciałam wchodzić ci do głowy, alem nie panuję dziś nad sobą. Myślę, że jak sie wyśpie będzie lepiej. Wycieczka dobra rzecz, ale później. Nie pali się ani nie wali. Chyba - wyszczerzyła się szeroko. - zobaczymy się później - popatrzyła mu w oczy a potem szybko cmoknęła w policzek nim się odsunęła od niego i puściła rękę trochę niechętnie, ale poważnie chciało jej się spać. Gdy tylko sama została wyciagnęła się na łózku w tym czym była. Nie zapomniała tylko zdjąć butów i zasnęła szybciej niż dotknęła głowa poduszki.
    Mimo, że dawka werbeny była w sumie niewielka, przespała dwie doby. Obudziła się wczesnym wieczorem, gdzie odkryła, że została przykryta no i na stoliku nocnym czekał posiłek. No.. zgłodniała i to porządnie. Francisa nie było w pobliżu, bo go nie czuła albo tak jej się zdawało. Nie mniej... ciepło jej się zrobiło na sercu. Mimo tych lat, nadal się o nia troszczył. Przeciągnęła się na łóżku aby w końcu usiąść a potem sięgnęła po posiłek. Schłodzony... to co lubiła. Wypiła jednym duszkiem plamiac się przy tym troszkę. Ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, bo w sumie się mu nie przyglądała. Nawet było gustowne, ale myslami wróciła do siebie i sprawdziła rany. Zabliżniła się na szczęście. Wstała i przystanęła przy oknie. Pogoda była jak zwykle paskudna.
    Wypadało by sie zbierać, ale wpierw prysznic. Skierowała się do łazienki a tam rozebrała się weszła pod prysznic. Gorące strugi wody rozgrzewały i sprawiały, że czuła się świetnie. Odwróciła się w stronę baterii prysznicowej aby przemyć twarz i umyś włosy. Minęło trochę czasu az w końcu wyszła i tu zrodził się mały problem. Nie miała sie zbytnio czym wytrzeć a nie chciała wkładać swoich ciuchów na mokre ciało. Rozejrzała się po łazience natrafiając na prześcieradło, które było w pralce. Aż chciało jej się chichotać. Teraz to napewno będzie trzeba wyprać. Owinęła się nim wokół talii, mniejszym zaś ręcznikiem włosy, aby wodę z nich zebrać i wyszła. A tam w pokoju czekała on. Zarumieniła się lekko.
    - mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko myszkowaniu w twej łazience? Nie było większej ilości ręczników a nie chciałam moczyć swoich ciuchów.

    twoje serduszko I.[wybacz, że z anonima, ale nie mam wejścia w swe konto]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Hejka, dziękuję pięknie za powitanie. Nad wątkiem oczywiście możemy pomyśleć, bardzo chętnie! Co do pani na zdjęciu to jest to random, nie mam pojęcia kim jest ;)]

    Lolita

    OdpowiedzUsuń
  14. [Bry :D Dziękuję za powitanie zarówno u Kola, jak i Malachaia. Tutaj tez wolałam zajrzeć dopiero w momencie, gdy na myśl przyjdzie mi coś konkretnego, jednak póki, co nic sensownego nie przychodzi mi do głowy ;c]

    Kol/Malachai

    OdpowiedzUsuń
  15. Teraz to ona czuła się zakłopotana.
    - oj nie trzeba było - odparła łagodnie - nie trzeba się było tak kłopotać z mojego powodu - zauważyła nadal zmieszana - potem zrobię Tobie pranie, żeby nie było że sobie rządzę i nic od siebie nie robie - puściła mu oko - ale tak naprawdę to potrzebuję osłony przed słońcem mój drogi. Nie posiadasz może jakiegoś pierścienia na zbyciu? oddałabym go jakby sobie załatwiła nowy a i sama niedługo powinnam się zbierać. Jesień się zbliża pełną para a ja jeszcze z remontem daleko w lesie - podeszła bliżej co niepomogło w utrzymaniu ręcznika na głowie przez co ten się zsunął roztrzepując długie włosy.
    Westchnęła ciężko a idąc do łóżka przy okazji rozsuwając ciągnące sie po podłodze prześcieradło i pokazując to i owo. Łakomy kąsek czekajacy na poczęstunek, ale i tak spelnil swoją role. Francis udawał przyzwoitego, ale i tak udało jej się pochwycić jego spojrzenia, które udawała że nie widzi.
    - muszę się posieszyć niestety. Mimo, że wpadłam tu niespodzianie, w końcu tylko jestem gościem a ty masz swoje życie - przystanęła przy nim - wiem, ze nie chcesz mnie wyrzucić - uśmiechnęła się szeroko - bo taki nie jesteś... Oh Fran. Brakowało mi cię przez te wszystkie lata - przyłożyła czoło do jego.

    twoja bardzo nieskromna dziewuszka ^_^

    OdpowiedzUsuń
  16. Zamrugała wzruszona.
    - domyślam sie tego, mój drogi, ale zawsze jest do czego wracać, nawet wtedy gdy się tego na pierwszy rzut nie dostrzega.
    Dotknęła jego policzka wolną ręką, bo drugą miała zajęta trzymaniem prześcieradła.
    - na wszystko znajdzie się czas - zamysliła sie - a mnie ten czas troche goni. Troche zamarudziłam u ciebie - odsuneła się niechętnie - i jestem daleko w lesie z projektami. Pozwolisz, że się ubiorę? - bardziej oznajmiła niż spytała - dziwnie bedzie wyjść z twego domu tak odziana - zachichotała - rozchmurz sie mój drogi. Wiedza, ze mieszkamy w jednym miasteczku powinna sprawić ci radość a nie smutek - zauważyła - na razie dałam sobie spokój z szukaniem swego beznadziejnego stwórcy, więc moz na powiedzieć, że sobie "odpoczywam" w tym miasteczku.
    Domyslała się co mu chodzi po głowie, ale myslała bardziej realistycznie.
    Mógł jej kupowac cokolwiek, ale wtedy czuła by się jak jego utrzymanka a nie jak lokator. Dotego dochodzą dostawy krwi, które raczej nie pojawiają się znikąd a potrafiła duużo w siebie wciągnąć no ale jak już chodzi o krew - była głodna acz wcale tego nie powiedziała. Przez te sto lat trochę się pozmieniało, więc wolała niczego nie pośpieszać. W niektórych w sprawach nawet poczyniła postępy, nawet jeśli końcowy rezultat mógł się okazać inny.
    - No usmiechnij się w końcu. Tak mina nie pasuje ci do twarzy - pokazała mu język - a ja znikam do łazienki by się ubrać.
    Dodała i już jej nie było, gdy zniknęła w pomieszczeniu obok.
    I tak jak oznajmiła z praniem tak je włączyła. Dwóch lewych nie miała a korona z głowy jej nie spadnie do wykonywania takich prozaicznych czynności jakimi było sprzątanie. Po pół godziny wyszła ubrana i gotowa do wyjścia.
    - no nic. Dzięki za wszystko, będę lecieć. Będziemy w kontakcie mój drogi. - powiedział na do widzenia a przechodząc obok uścineła jego rękę i szybko cmoknęła w polik - masz być grzeczny jak cię dziś nawiedzę. To rozkaz - powiedziała poważnie acz oczy się śmiały.

    twoja Izzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [dop.]
      No ale nie ma nic na szybko. Będzie mu przykro, nie mniej wolała by wszystko szło w swoim tempie a pośpiech tylko mógłby zaszkodzić. Francis musiał się zebrać [bosz - słowa mi tu zabrakło] w cierpliwość.
      - Będę lecieć kochany. Sprawuj się grzecznie a i ja grzecznie postaram się wejść tym razem drzwiami a nie piwnicą - zachichotała - dzięki bardzo za pomoc a i ciuchy. Przydadzą się, gdy znowu wpadne inną stroną niz trzeba. - puściła mu oko i już jej nie było.
      Musiała coś przegryżć i wogóle ochłonąć zanim zacznie się szykować na "randkę".
      _____
      Była w drodzę do domu, gdy postanowiła wstąpić jeszcze do sklepu ezoterycznego. Sprawienie kilku błyskotek było sprawą bardzo ważną. Jak i poszukanie czarownicy. Spodziewałą się tu jakąś znaleźć by za odpowiednią zapłatą zaczarować błyskotki. Nie miała ochoty znowu być w niemocy słońca. W domu była akurat na czas, gdy słońce wschodziło. Ma się to wyczucie czasu, nie mniej czuła osłabienie opanowujące jej członki, gdy cięzko sunęła w stronę schowka. W tym czym była zleła na posłanie zapadając w sen, którego nie pamiętała. Obudziła się godzinę przed zachodem.
      Wcześniej się najadła więc wtepędy ruszyła do łazienki czując się podekscytowana jak przed pierwszą randka, która w sumie nie chciałą pamiętać, bo wyszła tragicznie.
      Czas było dalej pokusić swojego Frania. Wrzuciła na siebie dżinsy, dosyć wydekoltowaną bluzkę odsłaniajacą to i tamto, na którą narzuciła skórzaną kurtkę popatrzyła na siebie w lustrze dosyć krytycznym wzrokiem i pomyślała, że gdyby miała narcystyczne podejście to by ściągnęła z siebie to wdzianko szybciej niż je założyła. Na koniec upiełą włosy w luźny węzeł i udała się w miasto na piechotę. Po drodze wstąpiła do napotkanego baru ignorując mierzące ją spojrzenia i skierowała sie do najblizszego wolnego stolika.
      Czekała.

      Usuń
  17. Niecierpliwie spoglądała na barmana a ten jakby to wyczuwając podszedł do niej i zapytał co się napije. Z chęcią by odpowiedziała, że jego krwi nie mniej nie czuła głodu, zatem zamówiła sobie burbona i tak czekała sobie az w końcu wyczuła go, gdy tylko wszedł do środka. Nic się nie zmienił. Ten sam zapach wody jak i ta sama aura były swoistym "podpisem".
    Uśmiechnęła kącikami ust. Odwróciła się w jego stronę bokiem.
    - tak długo aż musiałam zamówić drinka wcześniej - zauważyła udając nadąsanie - a chciałam z tobą. - pokazała język - planów żadnych nie mam, ale obiecałeś mi pokazać miasto. Zatem pijemy czy zwiedzamy? Albo zwiedzamy - w sumie mam dla ciebie jeszcze jedna niespodziankę, o której ci po drodze opowiem a przez ten czas, gdy się nie widzieliśmy troszkę sie pozmieniało tu i tam - chwyciła go za rękę podczas wstawania, jednoczesnie zostawiając napiwek barmanowi a potem oboje wyszli z budynku - prowadź!?
    Ponownie dała mu szybkiego buziaka.
    - w sumie jestem tu od kilku tygodni zatem zdaje się na ciebie moje ukochane słońce.
    Zatem poszli tyle, że zamiast słuchać i patrzeć gdzie idą... gapiła się na niego jakby był posągiem jakimś. Zapytana co się tak patrzy odparła, że musi zapamiętać każdy szczegół jego twarzy.
    - Dosłownie - dodała - w między czasie jak się nie widzieliśmy miałam okazję uczestniczyć w remoncie pewnego zamku. Cieszyłam się podwójnie, gdyz leży on we Francji właśnie. Chciałam ci zrobić prezent urodzinowy i ci go przekazać z aktem notarialnym własności. Nie mam niestety przy sobie oryginału, ale to nie problem. A zamczysko o którym mowa, w zasadzie kiedyś należało do ciebie [btw. wybierz mu jaki zamek by najbardziej chciał] - oznajmiła przysiadajac na najbliższej ławce i spogladała na jego reakcje. Jakby nie patrzeć Francja królestwem dawno przestała być zatem tego typu przybytki przechodziły na państwo . - Francis... ? - zapytała po chwili. - Cieszysz sie? Remont w zasadzie się już skończył, zatem w każdej chwili możesz tam zamieszkać.

    Izzy robiąca niespodzianki ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. Tym drinkiem to mogła się z nim kłócić. Wprawdzie Irlandczycy maja twarda głowę, ale nawet ich w końcu bierze, gdy wypija za dużo. Pokazała mu język a potem słuchajac "wykładu".
    A podczas wykładu, bardziej była zaintereowana nim zamiast jakiegoś domu na jakimś zadupiu. No ale wycieczka to wycieczka.
    Przestawiła noge na nogę opierajac się wygodniej plecami o ławkę.
    Ah te chłopy. Westchnęła w duchu.
    Przytaknęła potwierdzajaco głowę.
    - jak bozie kocham. - odparła poważnie - słowo harcerki - zachichotała przestajac być poważna, bo tak zastygł, że jeszcze trochę a zamieni się w posag. - Wiem, że nie musiałam - zaczęła odpowiadać od tyłu, gdy tak zasypał ja gradem pytań. - Ale także wiem, jak kochałeś ten akurat zamek i ile dla ciebie znaczy. Zamek jak zamek - to naprawdę nic wielkiego. Większość budowli ostała się w dobrym stanie, tylko w paru miejscach widać, że upływ czasu zrobił swoje. Dobre solidne mury - zauważyła. - A jesli chodzi o same wnętrza, zrobiłam lekkie modernizacje, ale nie kłócą się z architekturą i starym stylem. - poklepała miejsce obok siebie, by w końcu usiadł - Owszem dla ciebie mój drogi. Trochę spóżnione no ale... wszystkiego co najlepszego w swoim nowym, starym domu. - posłała mu ciepły uśmiech - Marzyłeś o podróżach. Głośno myślisz kochany - puściła mu oko - zatem możemy się wybrać tu i tam. Chyba, że cię twoja praca tu zatrzymuje. Jednak po drodze muszę sie wybrać do Włoch, by przeprowadzić ekspertyzę, więc jak będę to wyjmę oryginały, które trzeba podpisać u notariusza, by formalnie przeszedł na ciebie.
    Zamilkła.
    - wprowadzić się możesz w każdej chwili. Więc gratuluję. Oficjalnie nie jesteś juz "bezdomny" - puściła mu oko. - Nie żebyś był, bo się nieźle tu zadomowiłeś. Jednak wiedza, że gdzieś jest twój dom zawsze podnosi na duchu. Ja sama sie ciesze, że remont mego dworku w Irlandii w końcu dobiegnie końca a tak to sobie wędruje niczym Jaś wędrowniczek. Podróżowanie jest fajne.
    Pogłaskała jego rękę.
    - Lubię robić niespodzianki. Podoba się prezent? - zatrzepotała rzęsami robiąc minkę kota ze shreka.

    wielka skromnisia ❤

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie dała po sobie tego poznać, ale była lekko zawiedziona ogólna reakcją. Tak cieszył się i wogólę, ale... spodziewała sie większego entuzjazmu. No cóż, typowy Francis. Coś z króla jakim niegdyś był pozostało. Dobre wychowanie i ogłada wciąż się trzymały mocno. Nie żeby nagle miał skakać z radości. No ale popracujemy nad tym.
    - to mnie ciesz, bo pomyślałam - zaczęła dodając: Między innymi - że mimo, że się tam urodziłeś to mógłbyś mieć też jakieś niezbyt miłe wspomnienia. - zauważyła lekko speszona - byłam w tym zamku wystarczajaco długo by się w nim zakochać - uśmiechnęła się - tyle mi o nim opowiadałeś a ja pamiętam mój drogi coś mówił. Cieszę się w takim razie, że ci się podoba - westchnęła w duchu z lekkim dreszczykiem po jego dotyku. Akurat o dalszej wycieczce juz nie myślała, no ale sama chciała to więc masz babo co chciałaś i się męcz. Wstała i ruszyli dalej. Francis kontynłował i nawet mu to szła.
    - ja byłam grzeczna. Byłam jego głównym architektem. - zrobiła usta w dzióbek i się roześmiała. Na myśl o zamieszkaniu w zamku zrobiło jej się ciepło, ale wciąż ją gryzła myśł co będzie albo by było, gdyby nagle pojawiła się Mary. Mimo jej zniknięcia i milczenia, ona tam gdzieś była i wiedza o tym nie napawała ją optymizmem. Chciała sobie palnąć w łeb za fakt bycia zazdrosna o kobietę, która była z nim po slubie i formalnie rzecz biorąc, mimo upłuwu wieków, ten stan nadal trwał. Więc kim ona sama była? Nie była pewna a miała przeczucie, że się o tym dowie i wcale jej się to nie spodoba.
    Wróciła myślami do czasów obecnych.
    - nic mi nie jest. Troche zabłądziłam myślami. - odparła na pytanie wracajac do rzeczywistości - myslę, że starczy tych wędrówek na dziś. Chodźmy do ciebie. Zaczęło mnie suszyć. - puściła oko myśląc o czymś bardziej przyziemnym. Bosz powinna przestać tyle mysleć, ale czas wypróbować pewna miksturkę, którą dostała od czarownicy. Wypróbowała ja na sobie, ale żadnych efektów nie dostrzegła.
    Nie żeby spodziewała się cudu, nie mniej nadzieje umiera ostatnia. No ale jak teraz nie spróbuję to da sobie spokój.

    [nie martw się - nie otruję go ;p btw. tak myślałam by lekko przesunąć w czasie nasza akcje o rok 2018]

    OdpowiedzUsuń