19 września 2019

I am the opposite of amnesia

I can't stop till the whole world knows my name because I was only born inside my dreams. Until you die for me, as long as there's a light, my shadow's over you. Cause I am the opposite of amnesia.
 Pozdrowienia od martwych. Więc, kto ma ochotę na drinka?
KOL MIKAELSON
Choć ze śmiercią jest wręcz na ''ty'', to zdążył udowodnić swoją nieprzewidywalność, którą zaskakuje do dziś. Każdy jego powrót wiązał się z wybuchową mieszanką nowych wydarzeń zapisujących się w pamięci wielu osób na wieki. Nie da o sobie zapomnieć. Spryt, odwaga, arogancja pozwalają mu na osiąganie wielu niecnych celów tylko i wyłącznie dla własnych korzyści. Nie rozwodzi się nad konsekwencjami swoich czynów, za wszelakie błędy i tak obarcza winną kogoś innego, nigdy samego siebie. Nie istnieją dla niego żadne granice, żyje według własnych zasad oraz nie daje sobą pomiatać. Za wszelką cenę musi postawić na swoim, a gdy coś nie idzie po jego myśli wybucha niekontrolowanym gniewem. Ukochał sobie pogawędki z ofiarami nim rzuci im się do gardła napawając się ich strachem w celu zatracenia się w smaku ciepłej, świeżej prosto z ludzkiego ciała krwi. Nie przyznaje się do tego otwarcie, ale rodzina nadal jest dla niego najważniejsza, dlatego pojednanie z bliskimi i nadanie słowom always and forever nowego znaczenia, ma dla niego niezwykle mocną i szczególną wartość. Wstydzi się tego, co działo się z nią przez długie wieki. Mimo braku stabilności, temperament Kola uległ delikatnej zmianie, dzięki ciemnowłosej piękności, którą dumnie może wreszcie nazwać swoją żoną, tworząc z nią nowy rozdział w swoim niezwykle długim i wyboistym życiu w starej rezydencji rodziny Mikaelson.
Hej :) Nie wyszło tak jak rzeczywiście bym tego chciała, ale treść karty z drobnymi dopiskami pochodzi sprzed trzech lat. Możliwe, że znajdzie się ktoś, kto moją wersję Kola już zdążył poznać :D Zapraszam wszystkich serdecznie na wątki oraz powiązania :) Bawmy się! Fc: Nathaniel Buzolic
Źródło kodu

60 komentarzy:

  1. [Witam serdecznie na blogu! Miłego wątkowania życzę oraz mam nadzieję, że zostaniesz z nami na długo. ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [no to cześć Paskudko. ;) Kol wyszedł ci jak zwykle nieźle.
    Co mówisz, ze ci karta nie wyszła? To mi kody dziś nie współpracuja >.< Eh. Nie mniej, dużo wątków, weny i wszystkiego co najlepszego Wpadnij na coś jeśli masz chęćź ;)]

    Isobel

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Musisz nam mężu wybaczyć, bo dopiero wczuwamy się w klimat i tak trochę nie wyszło, ale jest początek ❤❤ Poza tym, kocham powiązania *.* ]

    Opuszczenie Nowego Orleanu powinno być dla niej o wiele trudniejsze, przynajmniej ze względu na fakt, iż właśnie tam się wychowała. Wiedziała, że zawsze będzie czuła przywiązanie do tego miejsca, nie tylko ze względu na przodków czy rodzinne historie, aczkolwiek przede wszystkim na ludzi, których tam poznała. Opuszczając Francuską Dzielnicę, zostawiła za sobą ogromny kawałek samej siebie, jednakże zrozumiała, że już dłużej nie przynależała do tego miejsca. Ostatecznie wiązało się głównie ze złymi wspomnieniami, tymi, które wywoływały koszmary i sprawiały, że chciała zamknąć się w sobie. Odejście było dla niej nowym początkiem, otwarciem rozdziału, którego nigdy nie było jej dane przeżyć. Mogła spełniać marzenia, zwiedzać świat i po prostu być wolną od oczekiwań i zobowiązań. Jednakże najważniejsze w całej tej podróży było to, iż towarzyszył jej mężczyzna, który pomimo wielu przeciwwskazań skradł jej serce. Ich miłość nie była oczywista ani tym bardziej prosta, lecz to właśnie w tych strasznych chwilach tkwiła ich wspólna siła. Pojawił się na jej drodze w momencie, gdy najbardziej kogoś potrzebowała i pomimo tego, że od pierwszego spotkania przeszli naprawdę wiele, wreszcie znaleźli się w miejscu, które ona mogła nazwać po prostu szczęśliwym.
    Pojawienie się w Mystic Falls nie było oczywistym wyborem ani też spodziewanym. Początkowo zakładała, że chce po prostu uciec, jak najdalej od wszystkiego, co magiczne i nieprawdopodobne. Jednakże ku ironii, miała u swojego boku jedną z najpotężniejszych istot chodzących po Ziemii, a i ona sama nie zaliczała się do osób przeciętnych. Mimo wszystko była gotowa spróbować normalności, aczkolwiek to małe miasteczko, z historią, która wcale nie odbiegała tak bardzo od tej dziejącej się w Nowym Orleanie, miało w sobie coś, co po prostu ją przyciągało. Może to była magia, która znajdowała się prawie na każdym kroku, a może świadomość, iż po tylu atakach, mieszkańcy dalej byli w stanie wieść proste życie, będąc tak bardzo nieświadomi tego, co ich otacza. Istotny był także fakt, iż to na pierwszy rzut oka niepozorne miasto było znaczące w losach jej męża, a on sam z tego, co wiedziała, był ważną częścią tego wszystkiego. Było tyle rzeczy, których chciała się o nim jeszcze dowiedzieć, a Mystic Falls było idealnym przystankiem, by poznać kolejne fragmenty jego układanki, która składała się z tysięcy lat ucieczek, walki o przetrwanie, wojen czy innych aspektów, o których zapewne nie miała najmniejszego pojęcia.
    Okazało się jednak, iż zatrzymanie się w Mystic Falls nie było sielanką, a z pewnością nie zaliczało się już do wymarzonej podróży poślubnej. Pomijając obecność przesadnie pewnego siebie brata, który przy okazji był impulsywną hybrydą i jak mało kto, potrafił wyprowadzić ją z równowagi, jej mąż stał się o wiele bardziej pochłonięty życiem w tym mieście, niż by tego pragnęła. Co zresztą potwierdziło jego nagłe zniknięcie. Znała Kola wystarczająco dobrze, by wiedzieć, iż potrafił o siebie zadbać, aczkolwiek jednocześnie miała świadomość tego, że miał niebywałą zdolność do wpadania w kłopoty. Chciałaby powiedzieć, że przyjęła jego nieobecność ze spokojem i jasnym umysłem, jednakże z uwagi na historię, która ich łączyła, po prostu nie potrafiła podejść do tego na chłodno, tak jak powinna. Jedynym plusem ich nadnaturalnej sytuacji był fakt, iż nie była jedną z tych żon, które muszą instalować aplikacje lokalizujące, by znaleźć ukochanego. Ona do tego celu używała zaklęć, co jak się okazało, nie należało do zadań najłatwiejszych, a sam ten fakt sprawił, iż martwiła się o niego o wiele bardziej. Skoro nie mogła go namierzyć ot tak, bez większych problemów, oznaczało to tylko, iż znalazł się w tarapatach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy wreszcie udało jej się złamać zaklęcie blokujące i namierzyć położenie Kola, znów pozwoliła, by kierowały nią emocję i bez większego zastanowienia wsiadła do samochodu, udając się pod wskazane miejsce. Zapewne najlogiczniej byłoby poprosić o pomoc kogoś z reszty rodzeństwa, sęk w tym, iż w dalszym ciągu miała opory, by im zaufać, a tym bardziej zwrócić się o pomoc. Dlatego ostatecznie zjawiła się sama, zatrzymując się niedaleko jednego ze starszych dwupiętrowych domków na obrzeżach miasta. Rozejrzała się dookoła, upewniając się tym samym, iż w pobliżu najwyraźniej nie było nikogo. Nim weszła do środka budynku, zajrzała przez kilka okien, próbując coś dojrzeć, co niestety nie przyniosło jej zbyt wiele. Wreszcie z pomocą magii otworzyła drzwi, które z cichym kliknięciem się przed nią otworzyły. Weszła ostrożnie do środka, rozglądając się dookoła, mimo iż w domu panowała kompletna cisza. Spięła się, gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, sprawiając, iż cała sytuacja coraz bardziej przypominała scenę z horroru, a mogła z pełną świadomością powiedzieć, iż brała w kilku udział. Mimo to ruszyła przed siebie, przeszukując pomieszczenia jeden po drugim. Dom w środku był większy, niż początkowo sądziła, a z każdym kolejnym pomieszczeniem czuła, jak jej ramiona napinają się pod wpływem stresu. Nie przyjmowała do siebie świadomości, iż mogło go tu najzwyczajniej w świecie nie być. Dopiero gdy po kilku minutach otworzyła ciężkie brązowe drzwi i ujrzała za nimi zasztyletowanego męża, poczuła ulgę zmieszaną z paniką.
      — Kol! — z jej ust wyrwał się cichy jęk, nim podbiegła do nieprzytomnego chłopaka, przesuwając opuszkami palców, po jego poszarzałym policzku. Przełknęła, zanim sięgnęła do ostrza, które znała, aż za dobrze. Zacisnęła dłonie na metalu i powoli wyciągnęła sztylet, odkładając broń na bok. Odgarnęła mu z czoła kilka ciemnych kosmyków, wpatrując się w niego i po prostu czekając. Wiedziała, że nie wystarczy kilka sekund, by otworzył oczy, aczkolwiek miała świadomość, iż dopóki tego nie zrobi, jej serce nie przestanie bić w szaleńczym tempie.

      Usuń
  4. [ Hej :3 Miło widzieć Kola *U* Jedna z moich ulubionych postaci w TVD razem z Kaiem i Damonem. Karta krótka ale bardzo mi się podoba! Jeśli masz ochotę na wątek, to serdecznie zapraszam do którejś z moich postaci. 💕 ]

    Tiffany & Francis

    OdpowiedzUsuń
  5. Doskonale znała działanie sztyletów i wiedziała, iż nie mają one mocy, by zabić pierwotnego, ponieważ to mógł uczynić jedynie kołek z białego dębu. W gruncie rzeczy ostrza sprawiały jedynie, iż zapadali oni w coś na kształt snu, który trwał tak długo, jak sztylet tkwił w ciele. To nie zmieniało jednak faktu, że minuty nieprawdopodobnie jej się ciągnęły, gdy trzymając ukochanego za rękę, czekała aż ten się wybudzi. Przyglądała się jak jego skóra znów nabiera kolorów, jakby tchnięto w niego życie, które rozprzestrzeniało się po każdej komórce jego ciała. Wreszcie jego klatka piersiowa uniosła się ku górze, a zaraz potem Kol się przebudził. Odsunęła się odrobinę, widząc jego rozbiegany wzrok, który wreszcie zatrzymał się na niej, a ona dostrzegła w jego oczach to samo, co zapewne odbijało się w jej tęczówkach. Ulgę i miłość w jej najczystszej postaci. Odetchnęła z ulgą i bez wahania objęła męża, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi, sycąc się jego bliskością. Mogło go nie być tylko dwa dni, aczkolwiek ten czas wystarczył, by stresowała się bardziej niż przez wszystkie ostatnie miesiące spędzone na ich wspólnej podróży. Zdążyła się w niej zakleszczyć tęsknota, która teraz powoli odpuszczała, gdy miała go tuż obok siebie.
    — I nigdy nie powinieneś. — mruknęła cicho, doskonale wiedząc, iż dla niego byłaby gotowa zrobić dosłownie wszystko. Już go straciła, a przywrócenie go do życia kosztowało naprawdę wiele pracy, czasu i poświęceń, niczego by jednak nie zmieniła, ponieważ wreszcie byli razem. W dalszym ciągu była gotowa posunąć się do naprawdę strasznych rzeczy, jeśli w grę wchodził jej ukochany. Dla niego byłaby w stanie zajrzeć pod każdy, nawet najmniejszy kamień na tym świecie, roztrzaskać wszystkie drzwi, byle w końcu go znaleźć. Zrównałaby to miasteczko z ziemią, jeśli zostałaby do tego zmuszona. Odsunęła się wreszcie, słuchając jego kolejnych słów i marszcząc brwi w konsternacji.
    — Myślałam, że opuszczając Nowy Orlean, zostawiamy sprawy sabatów za sobą. Zostawiamy walkę. — stwierdziła, kładąc nacisk na ostatnie słowo, patrząc mu przy tym w oczy, próbując samym wzrokiem przekazać wszystko, co w tej chwili czuła, a było tego naprawdę wiele. Była czarownicą, ponadto zdecydowanie nie zaliczała się do przeciętnych przedstawicielek swojego gatunku. Była jedną z dziewczyn ze Żniw, przez jakiś czas posiadała moc, której jej ciało nie mogło utrzymać, co z kolei doprowadziło do tego, iż prawie zrównała z ziemią cały Nowy Orlean. Była Regentką, a nawet członkinią Sabatu Sióstr. Była też martwa, a przebywanie z przodkami upewniło ją w tym, iż nie byli oni do niej przyjaźnie nastawieni. To wszystko sprawiło, że nie czuła usilnej potrzeby poszukiwania kolejnego Sabatu, a tym bardziej walczenie z nimi ramię w ramię czy też przeciwko nim. Wiedziała jednak, iż Kol od zawsze był związany z czarownicami, sama zresztą wielu rzeczy się od niego nauczyła, ponieważ mężczyzna, choć był wampirem, mógł pochwalić się niebywałą wiedzę w zakresie magii. Zresztą to właśnie od tego zaczęła się ich historia. Tworzyli wspólnie duet, łącząc swoją moc, by wykorzystać ją do wypełnienia założonego celu.
    — Teraz musimy się stąd zbierać. Chodź. — oznajmiła, wstając i przy okazji chwytając na sztylet, który wcześniej odłożyła. Wiedziała, że nie mogli go tu tak po prostu zostawić, aczkolwiek sam fakt, iż komuś udało się stworzyć to narzędzie, był niepokojący. Przez to cały ród pierwotnych był zagrożony, oczywiście prócz Klausa, na którego zwykłe ostrze nie działało, ze względu na jego wilkołacze geny. Jednakże cała reszta była w niebezpieczeństwa, a sama myśli o tym, iż ktoś ponownie mógłby porwać jej ukochanego, zdecydowanie nie przypadała jej do gustu. Mogła chcieć wieść normalne życie, unikać problemów i trzymać się na uboczu, próbując zbudować własny dom, aczkolwiek zawsze zwalczała zagrożenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzała żyć, obracając się przez ramię, podejrzewała zatem, że czy tego chce, czy nie, stała się zaangażowana w wojnę z sabatem, o którym nie miała nawet pojęcia. Decyzja była zatem podjęta, nim przekroczyła próg tego domu. Chwyciła zatem sztylet, wkładając go do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki, po czym pomogła mężczyźnie się podnieść.
      — Musisz odzyskać siły. — stwierdziła, patrząc na niego ze zmartwieniem, które na razie przyćmiewało złość. Musieli porozmawiać, poważnie, lecz teraz przede wszystkim musieli się stąd wydostać, ponieważ Kol nie był w pełni sił, a więc jeśli na kogoś się natkną, nie będzie to łatwa walka, oni zaś z pewnością znajdą się na przegranej pozycji.

      Davina ❤

      Usuń
  6. Zarówno Kol, jak i Davina nie mieli łatwego życia. Ona od dziecka należała do Nowego Orleanu, miała w sobie krew przodków, co czyniło z niej jedną z czarownic Francuskiej Dzielnicy. Jej świat bardzo różnił się zatem od normalności, ale jednocześnie niczego innego nie zaznała, więc wiodła proste, szczęśliwe życie, które przestało takie być wraz z wytypowaniem jej do wzięcia udziału w Rytuale Żniw. Początkowo czuła się jak księżniczka, ktoś wyjątkowy, kto zresztą właśnie tak był wtedy traktowany. Wszystko przestało być sielankowe, w momencie, w którym odebrano życie pierwszej dziewczynie, a zaraz później jej przyjaciółka doświadczyła takiego samego losu. Uratował ją wtedy Marcel, aczkolwiek tamten wieczór był końcem spokoju i początkiem niekończącej się walki. Wiedziała, że Kol również wiele wycierpiał, często głównie od osób, które powinny być mu najbliższe, od własnej rodziny. Wiedziała, że taka zdrada boli najbardziej, sama tego doświadczyła. Jej ukochany zdecydowanie zbyt wiele lat spędził zasztyletowany w trumnie czy po prostu na niekończącej się ucieczce. Dlatego tym bardziej chciała dla nich czegoś dobrego, namiastki normalności. Pragnęła, by wspólnie zbudowali rodzinę, dom, którego żadne z nich niestety nie miało.
    Wiedziała, że to, co się teraz działo było jedynie początkiem czegoś większego, w czym nie powinni brać udziały, lecz decyzja już zapadła. Skłamałaby, mówiąc, że nie czuje z tego powodu gniewu. Nienawidziła tego, że gdziekolwiek pójdą, zawsze ciągnęła się za nimi przeszłość, dawne zatargi, a nawet jeśli takowych nie było, pojawiały się nowe. Świat zaskakiwał ją niemal na każdym kroku. Jednakże może nie powinna się temu dziwić. Nie wyszła za mąż za przeciętnego chłopaka, lecz za wampira, którego rodzina w sferach istot nadnaturalnych wiedzie prym, wzbudza grozę, ale również nienawiść i chęć zemsty. Wiedziała jednak, że nigdy nie porzuciłaby męża tylko ze względu na to, iż sytuacja robiła się zbyt trudna. Wspólnie przechodzili przez naprawdę wiele, mierzyli się ze stratą, przychodziło im się żegnać z myślą, iż więcej się nie zobaczą. Fakt, Kol miał ogromny bagaż, aczkolwiek ona również dźwigała swój własny ciężar, a wspólnie byli dla siebie oparciem, dlatego w życiu nie zostawiłaby go samego w walce przeciwko wiedźmom, które postanowiły wplątać go w swoją wojnę.
    Teraz jednak chciała jak najszybciej się stąd wydostać, a później zastanowić się nad tym, co powinni zrobić. Chciała, aby Kol znacznie bardziej ją wtajemniczył. Ostatecznie to on znał Mystic Falls, dla niej to było jedynie miasto z historią, która czasami nie mieściła się w głowie. Dlatego zapewne nie powinno jej zaskoczyć to, że nim udało im się przekroczyć próg posiadłości, Kol z impetem został odepchnięty, a ona z niedowierzaniem patrzyła, jak lądował na podłodze. Powinna to przewidzieć. Te wiedźmy w końcu stworzyły sztylet, broń do unieruchomienia pierwotnego, stworzenie bariery były zatem dla nich niespecjalnie trudnym zadaniem.
    — Nie wiem. — odparła zgodnie z prawdą, przyglądając się uważnie otoczeniu. Rodzajów magii było naprawdę wiele, tak samo, jak sposobów na uwięzienie kogoś w domu. Zaklęcie nie działało na nią, zapewne więc ograniczało tylko wampiry. Wątpiła także, by stworzyła to tylko jedna wiedźma. Kiedyś może potrafiłaby złamać zaklęcie bez większego problemu, w szczególności, gdy posiadała moc trzech pozostałych dziewczyn lub w czasach, gdy była Regentką. Teraz jednak nie posiadała nawet mocy przodków. Ta świadomość nie zmniejszyła zaskoczenia jego kolejnymi słowami. Popatrzyła na niego, jak na wariata, kręcąc przecząco głową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ufałam Ci, a ty skończyłeś zasztyletowany, bo znalazłeś się pośrodku walki jakichś sabatów. Myślisz, że jestem w stanie zostawić cię tu samego? — zapytała, patrząc na niego z konsternacją. Istotny był również fakt, iż nie ufała tym czarownicą, nawet jeśli Kol im zaufał. Ostatecznie to ona musiała go znaleźć, a one gdzie teraz były? Kto wie, może większość z nich już nie żyła, widziała przecież bardziej zaskakujące rzeczy. — Już kiedyś to ustaliliśmy. Każda wiedźma potrzebuje sabatu. Moim jesteś ty, tworzymy duet, Kol.

      Uparciuch

      Usuń
  7. Ulżyło jej, gdy zobaczyła, że Kol nie zamierza się z nią sprzeczać i próbować nakłonić jej do zmiany zdania. Oboje cechowali się niezłomnymi charakterami, a ich upartość była ciężka do złamania. Czasami jedno z nich musiało odpuścić i tym razem był to jej mąż. Splotła jego palce ze swoimi, gdy ruszyli w głąb domu. Część pokoi już wcześniej widziała, gdy rozglądała się, by znaleźć ten, w którym leżał Kol. Wcześniej nie zauważyła niczego wartego uwagi, chociaż wtedy skupiała się na odnalezieniu ukochanego. Teraz jednak ten stan rzeczy się nie zmienił, a ona nie wyczuła nawet niczego godnego uwagi, na tyle by mogło im się przydać i pomóc w uwolnieniu.
    Gdy Kola zaczęła ogarniać irytacja, ona spróbowała zamknąć oczy i za pomocą magii dowiedzieć się, z czym mają do czynienia. Czuła się jednak, jakby natykała się na wielką, niewidzialną ścianę, która informowała ją o tym, iż po drugiej stronie znajduje się coś ważnego, lecz ona nie mogła się przez to przebić. Otworzyła gwałtownie powieki, gdy mężczyzna warknął, zrzucając na podłogę stare książki.
    — Kol, to na nic. — mruknęła, patrząc, jak mąż zbliża się do zbitego okna i najwyraźniej próbuje sprawdzić granicę stworzonej bariery. Skrzywiła się patrząc, jak zaklęcie się uruchamia, odpychając jego dłoń. Sama także zastanawiała się nad lukami, ponieważ większość z istniejących zaklęć takowe miała. Zawsze pojawiała się mała szczelina, którą można było wykorzystać i spróbować wykrzesać z niej coś sensownego. Sęk w tym, iż nie wiedziała nawet gdzie znajduje się kotwica. To mógł być jakiś przedmiot w domu albo coś zupełnie innego. Równie dobrze to mogły być po prostu wiedźmy, a barierę można było złamać własnym zaklęciem albo zabić główną twórczynię.
    Zerknęła w stronę drzwi, gdy dotarły do niej jego słowa, chociaż ona nie miała aż tak dobrego słuchu, jak on, zatem i tak niczego nie usłyszała. Jak zawsze zdała się na jego instynkt i zaciskając palce na jego dłoni, pozwoliła poprowadzić się w stronę dwóch regałów. Wsunęła się między nie, unosząc wzrok na Kola, by zobaczyć jego czujne spojrzenie. Odwróciła się gwałtownie, gdy usłyszała podniesione, kobiece głosy. Podejrzewała, że wiedźmy już zorientowały się o tym, iż ich więzień zdołał się uwolnić. Jedną z jej zdolności było wyczuwanie mocy, gdy takowa została użyta w jej pobliżu. Nie wiedziała, czy członkinie tego sabatu wykazują się podobnymi umiejętnościami, jeśli tak musiały zdawać sobie sprawę z jej obecności albo chociażby wyczuć zaklęcie lokalizujące i to, że udało jej się przełamać ich osłonę, która blokowała początkowo jej próby namierzenia ukochanego.
    Nie mogłaby przyznać, iż patrzenie na męża, gdy ten się pożywiał, znajdowało się na szczycie jej listy ulubionych widoków, widziała jednak w życiu gorsze rzeczy, a do tego obrazku chyba można było po czasie przywyknąć, przynajmniej po części. Poza tym obracała się w towarzystwie wampirów na długo przed poznaniem Kola, w końcu to im pomagała, zdradzając tym samym swoją rasę, która jednakże sobie na to zasłużyła, chcąc poderżnąć jej gardło w imię staroświeckiego rytuału.
    Wyszła ze swojego ukrycia, kierując się od razu w stronę wyjścia, gdzie natknęła się na kolejną kobietę, która zapewne postanowiła pójść w ślady przyjaciółki i sprawdzić ten pokój. Davina bez wahania uniosła dłoń, korzystając z efektu zaskoczenia. Ciało rudowłosej uniosło się, by po chwili z impetem uderzyć o boczną ścianę. Brunetka zerknęła, by upewnić się, iż wiedźma opadła bezwładnie na ziemię. Ten manewr sprawił jednak, iż ich położenie zostało głośno ujawnione przed resztą czarownic, które znajdywały się gdzieś na terenie domu. Uświadomiła to sobie w pełni, gdy nagle poczuła, jakby jakaś niewidzialna dłoń zacisnęła się na jej płucach, odcinając dopływ powietrza do płuc. Zdążyła sięgnąć po sztylet, który miała w kieszeni i rzucić nim przed siebie, z pomocą magii sprawiając, iż ostrze wbiło się w udo czarownicy, który wyłoniła się zza ściany. Imadło zniknęło, a ona padła na kolana, kaszląc i zaczerpując oddechu. Jeśli chcieli bardziej wyprowadzić ją z równowagi, właśnie im się to udało.

    Dav

    OdpowiedzUsuń
  8. Z cichym westchnieniem podniosła się z drewnianej podłogi, odgarniając z twarzy zbłąkane kosmyki włosów. Dlatego nie lubiła konfrontacji z Sabatami, ponieważ w ostatecznym rozrachunku nie wiadomo, czego można się było po nich spodziewać. Nie miała jednak szansy rozmówić się ze swoją napastniczką, ponieważ w tym uprzedził ją jej mąż, który pojawił się przed wiedźmą, wbijając sztylet w jej serce. Było w tym trochę ironii, biorąc pod uwagę fakt, iż zapewne ta kobieta była jedną z tych, które stworzyły owe ostrze i przyczyniły się do tego, by skończyło wbite w serce pierwotnego. W towarzystwie Kola ruszyła przed siebie, licząc, że uda im się czym prędzej opuścić to miejsce, w szczególności, gdy jako kartę przetargową mieli u swojego boku młodą wiedźmę. Zatrzymała się z zaskoczeniem wypisanym na twarzy, gdy na środku salonu dostrzegła swojego szwagra. Spojrzała na Kola, który najwyraźniej również był zaskoczony wizytą swojego brata.
    Davina nie miała zaufania do rodziny Kola, nieważne co by się stało, zbyt wiele się wydarzyło, by relacje między nimi były proste i w miarę poukładane. Elijah zatem nie zaliczał się do jej ulubionych istot chodzących po tej ziemi, aczkolwiek jeśli musiałaby wybrać, ten pierwotny znajdowałby się znacznie wyżej w tabeli sympatii niżeli na przykład Klaus. Wiedziała jednak, że ten z pozoru porządny brat, ubrany zawsze elegancko, dbający o każdy szczegół swojej prezencji, potrafi czynić równie straszne rzeczy, stając u boku Niklausa. Miała też pewność, że gdyby zaszła takowa potrzeba, Elijah wepchnąłby jej drobne ciało w szpony bestii, by uratować swoją rodzinę. Mogło ich teraz łączyć nazwisko, lecz wiedziała, że pierwotny na pierwszym miejscu postawi własną krew, a nie żonę brata, która w przeszłości wielokrotnie przypuściła na niego atak. Nie uważała jednak, aby w tym konkretnym momencie znajdowali się na stopie wojennej. Nie zostali przyjaciółmi, aczkolwiek pozostawali w całkiem neutralnych relacjach, jeśli można było to tak nazwać.
    — Mamy uwierzyć na słowo? — zapytała z cichym prychnięciem, gdy Elijah zapewniał, iż Sabat nie stanowił już zagrożenie. Możliwe, że kiedyś słowo pierwotnego było prawie święte, a obietnica zawsze dotrzymywana, aczkolwiek Davina doskonale zdawała sobie sprawę, iż po tysiącach lat przeżytych na świecie, Elijah miał niebywałą zdolność do naginania rzeczywistości zgodnie do swojej własnej woli. Jego spokój i opanowanie sprawiały, że każdy pragnął wierzyć jego słowom. Sama się na to nabrała pewnego razu, nim uświadomiła sobie, że wampir był w stanie kłamać jej prosto w twarz. Co z kolei doprowadziło do tego, iż zmusiła go, aby zadławił się krwią swoich własnych ofiar. Koniec końców można było wrócić do poprzedniego tematu, mówiącego o tym, że ich historia nie była najprzyjemniejsza.
    Wtuliła się w męża, bo mimo tego, że jego słowa nie napawały jej radością, zgadzały się z nim w pełni. Była czarownicą, należała do Sabatów i wiedziała, że to nigdy nie jest takie proste. One nie zapominały, nie odpuszczały, lecz chowały urazę i uderzały w najmniej spodziewanym momencie, w szczególności, gdy to wampiry próbowały przejąć nad nimi kontrole. Podążyła za spojrzeniem ukochanego, zatrzymując wzrok na rudowłosej dziewczynie, która przyglądała się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami. Nie rozumiała tej niewinności, ponieważ koniec końców ta młoda czarownica znalazła się w centrum tego wszystkiego, a zatem musiała brać w tym czynny udział, nie mogła być tylko obserwatorem. W świecie czarownic nikt nie stoi tak po prostu z boku i się przygląda. Dla nich liczy się każda namiastka magii, każdy skrawek, z którego można wycisnąć choćby kroplę.
    — Jeszcze nie wracamy. — oznajmiła, puszczając jego dłoń i ruszając za trójką, która pierwsza skierowana się w stronę wyjścia. — Poczekajcie. — zbliżyła się do nich, gdy ci się zatrzymali, stając tuż przed rudowłosą i uważnie się jej przyglądając.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chyba jesteś na tyle sprytna, by wiedzieć, że nie ma po co tu wracać. — stwierdziła spokojnie, wyciągając do niej dłoń, chcąc przypieczętować umowę starym, dobrym uściskiem. Jednakże, gdy rudowłosa skinęła i przysunęła do niej swoją jasną rękę, Davina zacisnęła mocniej palce na jej dłoni, dokładając zaraz drugą rękę i pod nosem wyszeptała ciche słowa. Widziała, że wiedźma próbuje się wyrwać, aczkolwiek zaklęcie ją przed tym powstrzymywało. Brunetka szybko puściła jej dłoń, gdy tylko skończyła to, co miała do zrobienia. Patrzyła, jak młoda dziewczyna przyglądała się niewielkiemu znakowi, który pojawił się na jej skórze. Było to zaklęcie złożone, które składało się z zaklęcia lokalizującego, dzięki, któremu bez trudu mogła ją namierzyć, ale też wiążącego, który łączył teraz je dwie na pewnym poziomie. Wliczało się w to również zaklęcie wiążące, podobnego do tego, którego Davina użyła kiedyś na najstarszym z braci Kola, by upewnić się, iż Finn nie opanuje innego ciała.
      — Spróbuj usunąć ten znak, a cię znajdę. Połącz swoją moc z sabatem, a znajdę cię jeszcze szybciej. — ostrzegła, patrząc rudowłosej w oczy, nim wycofała się i podeszła do swojego ukochanego. Ona nie była ofiarą, nigdy nie czekała, lecz zabezpieczała się przed ponownym atakiem lub pierwsza ruszała do boju. Tego nauczyło ją życie.

      [ A co to za śliczne nowe zdjęcie *.* ]

      Davina <3

      Usuń
  9. Davina nie miała w zwyczaju usprawiedliwiać swoich wrogów, w szczególności, gdy ci przypuszczali atak na jej bliskich, w tym wypadku na Kola. Dla najbliższych była w stanie zrobić naprawdę wiele, wykorzystując do tego wszystkie znane sobie sposoby. Tym razem musiała użyć zaklęcia wiążącego, które w jakimś stopniu połączyło ją z nieznajomą czarownicą, byle mieć swego rodzaju kontrolę nad jej krokami. Takie rytuały często wiązały się z ryzykiem, aczkolwiek w jej życiu praktycznie wszystko było oprószone przynajmniej dozą niepewności. Gdyby wszystko poddawała pod wątpliwość, nie mogłaby postawić ani jednego kroku, nie wspominając o używaniu magii. Już kiedyś obawiała się używać swoich zdolności, co było zasługą przodków, lecz tamten okres miała już za sobą. To była jej siła i zamierzała z niej korzystać, ponieważ, tak czy siak, musiała za nią płacić, zdecydowanie zbyt często będąc zmuszana do walki o własne przetrwanie i życie bliskich.
    W milczeniu przyglądała się poczynaniom męża, w dalszym ciągu pozostając czujną, by w razie potrzeby, być gotowa na zablokowanie niespodziewanego ciosu. Jednakże młoda czarownica nie wyglądała na kogoś gotowego użycia jakiegoś zaklęcia obronnego. Nie wiedziała, czy wynikało to z jej przerażenia, czy też racjonalnego wyboru, by nie utrudniać swojej i tak trudnej sytuacji jeszcze bardziej. Jej mąż potrafił być przerażający, a teraz, gdy w dalszym ciągu tlił się w nim gniew odnośnie do tego, co mu uczyniły oraz tego drobnego szczegółu, iż na jego ubraniu znajdowała się krew innej wiedźmy, sprawiał wrażenie nieokiełznanej bestii, przed którą matki powinny ukrywać swoje dzieci. Tylko raz przelotnie zerknęła na starszego brata, Elijah stał z boku, niewzruszony całą sytuacją, w nonszalanckiej pozie trzymając dłoń w kieszeni, jakby to był codzienny widok, choć tak właściwie ten obrazek faktycznie był raczej powszechny. Gdy wyczuł jej wzrok, przeniósł na chwilę spojrzenie na nią. Zmrużyła powieki, samym wzrokiem przekazując mu to, iż cała ta scena to dopiero początek, a ona nie wierzy, że sytuacja po prostu się rozwiąże.
    Bez wahania chwyciła dłoń męża, czując pewną ulgę płynącą ze świadomości, iż wreszcie mogli opuścić to miejsce. Wtuliła się w jego ciało, kurczowo się go trzymając, nim wreszcie zatrzymali się przed ich rezydencją. Nie czuła się tu tak pewnie, jakby chciała, aczkolwiek jednocześnie wiedziała, że jest to bezpieczne miejsce, ponieważ mało kto odważyłby się zaatakować pierwotnych na ich terytorium, wkraczając do ich posiadłości. Jednakże nie było to miejsce, w którym planowała przyszłość, lecz teraz już nie miała nawet pewności czy lepiej będzie tu zostać, czy gdzieś się przenieść. Wciąż wątpiła w to, co powiedział Elijah i nie wierzyła w prostotę, z jaką zakończyła się cała ta sytuacja.
    — W dalszym ciągu nie przekonuje mnie ta forma transportu. — mruknęła, gdy wreszcie się zatrzymali. Rozejrzała się po wnętrzu posiadłości, lecz nie dostrzegła żadnego z pozostałych mieszkańców. Panowała tu też cisza, która wskazywała na to, iż zostali na jakiś czas sami, lecz to miejsce słynęło z tego, że nawet jeśli jego mieszkańcy byli w środku, często łatwo było to po prostu przeoczyć, jakby żyło się z duchami.
    Ruszyła na górę, po drodze ściągając z siebie skórzaną kurtkę, którą przewiesiła przez oparcie krzesła stojącego przy toaletce w ich pokoju. Wiedziała, że jej mąż doskonale zdawał sobie sprawę z jej obecności i pomimo tego, że nie wiedziała, czy pragnął samotności, czy też nie, ruszyła w stronę łazienki. Stanęła za nim i objęła go w pasie, składając delikatny pocałunek na jego ramieniu. — Zniknij tak jeszcze raz, a weźmiemy rozwód szybciej, niż braliśmy ślub. — ostrzegła, będąc świadomą tego, co zaprząta mu teraz głowę, celowo jednak nie poruszała pierwsza tematu.

    [ Uwielbiam go z zarostem <3 ]

    Jeszcze żona

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasami żałowała, że ich świat wyglądał, tak, a nie inaczej. Wyobrażała sobie rzeczywistość, w której nie wiedzieli o istnieniu czarownic, wiedźm, wilkołaków, życia po śmierci czy tysiącletnich klątw. Później jednak uświadamiała sobie, że wtedy mogliby się nigdy nie spotkać. Ich świat był okrutny, pełen wojen i rozlewu krwi, ale ostatecznie to właśnie to, kim byli, sprawiło, że stanęli na swoich drogach. Oboje wtedy mieli własne misje do wykonania, plany kogo chronić, a kogo ukarać, aczkolwiek koniec końców skończyli, walcząc ramię w ramię, stając się sprzymierzeńcami, a wreszcie kochankami. Nie wszystko było zatem idealne, ale dzięki temu byli tu razem, choć nienawidziła faktu, że życie w dalszym ciągu nie chce im choćby trochę odpuścić.
    — Stałam się częścią twojej zwariowanej rodziny, nie licz na nic innego. — odparła z uśmiechem, mimo iż to nie była do końca prawda. Jej niewinność zniknęła na długo przed poznaniem pierwotnych i przed tym, jak Klaus wkroczył do Nowego Orleanu, chcąc stać się panem i władcą, również pragnącym mieć u boku wiedźmę, która kontrolowała resztę czarownic z Francuskiej Dzielnicy. Prawdy była jednak taka, że każda kolejna potyczka czyniła ją coraz silniejszą, niestety sprawiając przy tym, że jej serce w jakimś stopniu wypełniło się mrokiem.
    Odetchnęła, pozwalając by część ciężaru tego dnia opadła z jej ramion, gdy znalazła się w wypełnionej ciepłą wodą wannie, a w powietrzu unosił się waniliowych zapach olejku. Bez skrępowania oparła się o klatkę piersiową ukochanego, delektując się jego bliskością i spokojem. — Dobrze. — zgodziła się po prostu, co nie znaczyło, że jej umysł, jak za dotknięciem guzika wyłączył się i odrzucił zmartwienia. Ich rzeczywistość nie była przewidywalna, zatem była pewna, iż zdecydowanie mogło wydarzyć się coś znacznie gorszego, starała się jednak nie rozpatrywać, cóż takiego mogło im się teraz przytrafić. Postanowiła rozkoszować się dłońmi Kola, pozbywając się przynajmniej częściowego napięcia. W którymś momencie uniosła nawet rękę, sprawiając, iż kilka stojących w łazience świeczek rozpaliło się tworząc tym samym spokojną atmosferę, pozwalając jej udawać, że są normalną parą, cieszącą się po prostu sobą.
    Ubrana w cienką bordową halkę wykonaną z satynowego materiału, uśmiechnęła się lekko pod nosem, gdy jej ciało zalało się ciepłem, czując za sobą silne ciało Kola. Uwielbiała tę stronę ukochanego. Doskonale wiedziała, jak brutalny potrafił być. W jednej sekundzie potrafił zmienić się w niszczącą siłę, kilkoma słowami zastraszając każdego, kto zalazł mu za skórę. Jednocześnie jednak potrafił być delikatny i czuły, a jego słowa sprawiały, iż faktycznie czuła się piękna, a z pewnością doceniania. Dzięki niemu pojawiał się w niej inny rodzaj sił, moc, o której nie miała pojęcia, dopóki go nie poznała i pozwoliła, by skradł jej serce. Cóż, tak naprawdę nie miała wyboru. Mogła się przed nim bronić, lecz ten mężczyzna zalazł jej za skórę, zagnieździł się w jej umyśle i opanował jej duszę, a później już nie chciał odejść. Ona zaś nie chciała pozwolić na to, by zniknął z jej świata. Początek ich relacji może nie był typową historią miłosną, lecz czymś pełnym kłamstw, niedopowiedzeń i niepewności, lecz najwyraźniej prawdziwa miłość właśnie taka była, niebywale trudna, a dzięki temu niesamowicie piękna.
    — Teraz to ja nie zamierzam opuszczać cię nawet na krok. — stwierdziła z uśmiechem, opierając głowę na jego piersi, by za chwilę złożyć w tamtym miejscu lekki pocałunek. Przymknęła powieki, przez kilka sekund po prostu rozkoszując się jego bliskością. Nie zaprzeczała jego poprzednim słowom, ponieważ były prawdziwe. Faktycznie była zmęczona i znaczący wpływ na ten stan rzeczy miał stres o ukochanego i próby odkrycie, gdzie się znajdował. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze zaklęcia, które dzisiaj rzucała, przez co jej organizm domagał się odpoczynku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Splotła jego palce ze swoimi i odchylając się posłała mu czuły uśmiech, nim ruszyła w stronę łóżka, ciągnąc go za sobą. Wreszcie ułożyła się na miękkim materacu, układając się na boku, tak by mogła być zwrócona twarzą w stronę ukochanego. Ułożyła dłoń na jego policzku, przesuwając kciukiem po skórze.
      — Kocham Cię, Kol. — wyznała z naciskiem, nie spuszczając wzroku z jego oczu, samym spojrzeniem przekazując, iż w te proste słowa wlewała naprawdę wiele uczuć. — I nie mogę cię ponownie stracić. — dodała, ponieważ, mimo iż padała ze zmęczenia, jej umysł nie chciał odpuścić i zadręczał ją obrazami tego, co mogło się stać, gdyby go nie znalazła, ale również tego, co mogło nadejść. Nie czuła się gotowa na kolejną wojnę, zresztą nie chciała brać już nigdy udziału w żadnej.

      Dav

      Usuń
  11. Jakaś jej część chciała, aby uciekli i znów zostawili to wszystko za sobą. Porzucili jego rodzinę i trzymali się z daleka od wszystkich dramatów, które były nieodłączną częścią życia pierwotnych. Wydawało jej się, że świat mógłby być lepszy, gdyby się od nich odcięli, ale jednocześnie miała świadomość, że nie miała prawa wykazywać się takim egoizmem. To była rodzina Kola, a mimo że nie zawsze byli dla niego mili i kochani, koniec końców tworzyli jedność od wielu wieków. Ponadto, jakaś jej część podpowiadała, że tak naprawdę nie miała znaczenia to, czy znajdowali się tutaj, czy wiele mil stąd. Ich historia oraz to, kim byli prędzej czy później musiało ich dogonić, a oni musieli mierzyć się z kolejnymi przeszkodami. Tutaj przynajmniej mieli kogoś do pomocy, a przynajmniej Kol miał. Co prawda Elijah nie był kimś, komu ufała, aczkolwiek ostatecznie pojawił się w tamtym domu i zapewniał, że zajął się sprawą. Nie wierzyła mu ani trochę, tak samą zresztą, jak Kol, aczkolwiek wiedziała, że pomimo wielu wad, Elijah starał się dbać o rodzeństwo i trzymać ich razem. Czasami stawał nawet po jej stronie, ale nie odczuwała z tego powodu większej wdzięczności, ponieważ ostatecznie, wiele razy też zdradził jej zaufanie i nie mógł go już odbudować. Może była zbyt pamiętliwa, ale taka była rzeczywistość.
    Wtuliła się w niego, gdy tylko przyciągnął ją bliżej siebie, unosząc głowę, by móc swobodnie się w niego wpatrywać, upewniając się, że nie umknie jej żaden uśmiech czy grymas, który mógłby przemknąć przez jego twarz. Westchnęła, słysząc jego słowa i przymknęła powieki, gdy Kol zgasił światło, a w pokoju zapanowała ciemność. Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, układając policzek na jego piersi. Nie chciała już myśleć o jego potencjalnej utracie. Oboje już musieli przez to przechodzić. Jej życie było straszne, gdy go straciła i robiła wszystko, byle przywrócić go z powrotem, łamiąc każdą zasadę, jaka stała jej na drodze i niszcząc wszystko, co utrudniało jej sprowadzenie Kola do świata żywych. Wiedziała, że on również nie trzymał się dobrze, gdy ją stracił i nie zamierzała dopuścić do tego, by cokolwiek ich jeszcze rozdzieliło. Teraz jednak odrzuciła każdą z tych myśli i pozwoliła się swojemu ciału rozluźnić, gdy powoli zapadała w sen.
    Koszmary nawiedzały ją stosunkowo rzadko od jakiegoś czasu. Zasypiała w objęciach męża, czuła się dzięki temu bezpiecznie, wiedząc, że ochroniłby ją przed każdym zagrożeniem. Zdarzały się jednak noce, gdy jej myśli wracały do przyszłości, a ona znów znajdowała się w tym szarym świecie, pozbawionym życia, gdzie przodkowie robili wszystko, by ukarać ją za błędy, które ich zdaniem popełniła, za zdradę własnej rasy, na rzecz rozejmu z wampirami. Czasami przenosiła się do momentów, gdy przychodziło jej walczyć o życia, a czasami w jej koszmarach brał udział Kol. Umysł był dziwnym miejscem i często zabierał ją w dziwne miejsca. Tym razem znajdowała się w jakimś lesie, uciekając. Nie rozpoznawała tej lokacji, ale w którymś momencie uświadomiła sobie, iż tak naprawdę nie jest sobą. Stała gdzieś z boku tego wszystkiego, a uciekał ktoś inny. Nie potrafiła opisać tego uczucia, ale było dziwne i obezwładniające.
    Zamrugała powiekami, gdy poczuła delikatny dotyk, a przez mgłę snu przedarł się głos ukochanego. Uśmiechnęła się lekko, przeciągając, nim wreszcie otworzyła oczy, przyglądając mu się z czułością. — Dzień dobry. — odparła, unosząc się, by obdarzyć go powitalnym buziakiem. Zmarszczyła brwi, przenosząc spojrzenie na stolik obok łóżka, nim wróciła spojrzeniem do Kola. — Płynne śniadanie? Myślałam, że mamy się nie martwić. — stwierdziła, ponieważ szczerze wątpiła, by jej ukochany decydował się na alkohol o wczesnej porze tylko ze względów smakowych. Co prawda był wampirem, więc alkohol inaczej na niego działał, aczkolwiek w zamierzeniu miał mieć podobny wpływ. Podniosła się do pozycji siedzącej, pozwalając, by pościel opadła wokół jej talii. — Spałeś chociaż trochę? Może zaklęciem powinnam blokować drzwi, aby mieć pewność, że zostaniesz w łóżku?

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  12. Bez cienia wątpliwości wyswobodziła się z delikatniej pościeli, usadawiając się na kolanach męża, tak by bez przeszkód móc opleść jego smukłe biodra nogami. Dłonie zarzuciła na jego szyję, tak by palcami swobodnie móc muskać końcówki jego ciemnych włosów. Zawsze rozkoszowała się bliskością Kola i nie chciała, by ten stan rzeczy kiedykolwiek się zmienił. Pragnęła być przy nim, jak najczęściej, ponieważ jej pragnienie tak naprawdę nigdy nie zostawało nasycone, nieważne ile czasu razem spędzali. Gdy był przy niej, czuła się jednością, tak jakby jakaś jej cząstka, o której braku nawet nie zdawała sobie sprawy, wreszcie znajdowała się na swoim miejscu. Tą cząstką niewątpliwie był sam Kol, bez niego czuła pustkę i tylko on mógł ją zapełnić.
    Skrzywiła się na wzmiankę o Klausie, zresztą taka reakcja na tego konkretnego pierwotnego, nie była niczym zaskakującym. Nieważne co się działo albo co miało nadejść, jej relacja z Niklausem była już zapieczętowana. Wszystko zaczęło się w momencie, w którym pierwotny dowiedział się o jej istnieniu i obrał sobie za cel zrobienie wszystkiego, byle działała po jego stronie, stała się jego bronią. Ona z kolei od początku widziała w nim wroga i dopuściła się naprawdę wielu rzeczy, by go zneutralizować. Samo to, iż zdecydowała się wskrzesić ich ojca, świadczył o tym, do jakich rzeczy była gotowa się posunąć. Mikael był potworem, a jednak uznała, że był koniecznym złem, byle pozbyć się Klausa. Odczuwała palącą złość za każdym razem, gdy Kol wspominał o tym, ile czasu spędził zasztyletowany w trumnie zdradzony przez własnego brata. Dla niej te dwa dni, które mąż spędził w tamtym domu były zbyt długie, tym bardziej nie mogła wyobrazić sobie, jak Klaus tak długo mógł przetrzymywać własnego brata. Z drugiej strony, nie spodziewała się po tej, łaknącej ciągłej zemsty, siejącej postrach i zniszczenie, hybrydy, niczego innego. Zmarszczyła brwi, unosząc jedną dłoń do jego policzka. Wiedziała, że Kol, gdyby miał wybór, wolałby należeć do grona czarowników. Zresztą, gdy się poznali, nie był pierwotnym wampirem, lecz kimś, kto opanował ciało czarownika, stając się tym samym jednym z nich. Jednakże, w którymś momencie ich wspólnego małżeńskiego życia chyba założyła, że pogodził się z tym, kim jest. Teraz patrząc mu w oczy, wiedziała, że tak nie było, a jego ton głosu po prostu rozdzierał jej serce.
    Opuściła głowę, tak by stykali się czołami, próbując znaleźć odpowiednie słowa, chociaż nie wiedziała, czy takowe istnieją. — Kol... — szepnęła, czując, jak chwytał ją za dłonie. Początkowo nie rozumiała, co tak do końca się działo, gdy jej umysł wypełnił się obrazami, aż wszystko stało się jasne i klarowne, jakby ktoś dostroił odbiornik. Wiedziała, że były to tylko obrazy, a jednak, gdy dobrnęli prawie do końca, czuła jak każda komórka jej ciała wyrywa się do ukochanego, każdy jej instynkt nakazywał stanąć w jego obronie, mimo iż miała świadomość, że to tylko wspomnienia, na które nie miała wpływu, chociaż niesamowicie pragnęła wymazać każdą z podobnych chwil.
    To wspomnienie niosła za sobą naprawdę wiele. Przypomniało jej, iż tak naprawdę nie tylko Klaus nie był godny zaufania, a ona nigdy nie powinna tracić czujności. Przyniosło też za sobą obraz Marcela, wampira, który ją uratował, tego, który może parę razy zdradził jej zaufanie, lecz zawsze miał na względzie jej dobro. Przyniosło także obrazy złotego sztyletu oraz tego, iż wreszcie ona i Kol go stworzyli, udowadniając, że jej mąż był niesamowity w roli czarownika, gdy sztylet zadziałał, mimo że później został zniszczony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Popatrz na mnie. — poprosiła, lecz w jej głosie brzmiała stanowczość, która zapowiadała, że jej słowa są ważne, a Kol nie mógł się z nimi sprzeczać. Ułożyła drobne dłonie na jego policzkach, wpatrując się w jego tęczówki z cechującym ją uporem. — Oboje robiliśmy straszne rzeczy, ale to nie ma teraz znaczenia. Kochasz mnie, a ja kocham cię i nic, ani nikt tego nie zmieni. — wyznała, nachylając się, by złożyć na jego ustach czuły pocałunek. — Ty i ja. Jesteśmy drużyną, ty ubezpieczasz mnie, a ja zawsze będę obok ciebie, by cię chronić. Nawet przed twoją rodziną. — zapewniła, choć zapewne powinna powiedzieć „w szczególności przed twoją rodziną”, lecz ten drobny szczegół ostatecznie zostawiła dla siebie.

      [ Nie ma problemu, ja i tak uwielbiam czytać tego typu retrospekcje, nieważne skąd są :D ]

      Davina

      Usuń
  13. [Ja proponuję może jakieś wybudzenie Rebeki, która potem trzeba by było ogarnąć, bo zabijała by wszystko co się rusza 😂
    Chyba, że robimy burze mózgów :D]

    Bex

    OdpowiedzUsuń
  14. [Kol mógł się teraz zabawić w dobrego brata i ją obudzić. Oczywiście, pewnie mu by się pierwszemu oberwało, ale potem mogliby sobie zrobić krwawy rodzinny wieczór XD]

    Bex

    OdpowiedzUsuń
  15. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy stanęła na chłodnej podłodze. Pokiwała głową i odprowadzając go wzrokiem, zaczęła szybko zbierać się do wyjścia. Zdecydowała się ostatecznie na lekką sukienkę, ciemne kosmyki włosów z kolei spięła w luźny kucyk, po czym opuściła schronienie, jakim była sypialnia, ruszając w stronę salonu, gdzie spodziewała się znaleźć męża. Po drodze nie natknęła się na nikogo z pozostałych mieszkańców, co wcale jej nie dziwiło, ponieważ posiadłość była na tyle duża, by spokojnie mogli się unikać. Ponadto większości z nich często nie było w domu, więc spotykali się naprawdę rzadko, choć dalej częściej niż by chciała. Zatrzymała się niedaleko kanapy, przyglądając się swojemu mężowi, który był tak pogrążony we własnych myślach, iż nawet nie wiedział o jej obecności, co było niebywale rzadkim zjawiskiem, który postanowiła wykorzystać i przez chwilę mu się przyglądać. Zdecydowanie nie podobało jej się napięcie, które w nim widziała, lecz jednocześnie, podejrzewała, że podobne uczucia dostrzegał Kol, gdy na nią patrzył. Uświadomiła sobie, że najwyraźniej przez czas, który wspólnie spędzili na podróżowaniu i życiu we dwójkę, sprawił, iż zdążyła przyzwyczaić się do widoku woreczków z krwią. Trudniejszy był widok, gdy rozrywał komuś gardło, do woreczków zaś mogła przywyknąć, stały się chyba czymś naturalnym.
    Wtuliła się w niego, gdy spacerowali uliczkami miasteczka, a ona podziwiała widoki, do których jej mąż był znacznie bardziej przyzwyczajony. Dla niej to miasto dalej było zagadką. Pełne historii i tajemnic, wzbudzało zachwyt, ale również przerażenie, co potwierdziły słowa Kola, który najwyraźniej potrafił także czytać jej w myślach. Może to nie miasteczko skrywało brutalne oblicze, lecz mieszkańcy? Nowy Orlean zapewne też byłby milszym miejscem, gdyby nie istoty, które postanowiły uznać miasto za swój dom i walczyć o terytorium.
    Uniosła głowę, gdy rozsiadła się na jego kolanach, by móc mu się przyjrzeć. Sama w rzeczywistości nie wybiegała myślami daleko w przód. Cieszyła się teraźniejszością i tym, co mieli teraz. To, co miało nadejść, było zagadką, a ona nauczyła się, że dalekosiężne plany nie są dla niej, ponieważ często spotykała się z rozczarowaniem, gdy coś nagle zostawało jej odebrane. Wiedziała jednak, że Kol przeżył dekady, tworząc historię i stając się jej częścią. To mogło być zatem o wiele bardziej nużące, niż mogłaby sobie wyobrazić. Przymrużyła powieki, w odpowiedzi na silny podmuch wiatru, odgarniając z twarzy kilka kosmyków, które postanowiły wydostać się z upięcia. Podążyła wzrokiem w miejsce, na którym skupił się Kol, zatrzymując wreszcie wzrok na nieznajomej kobiecie, która najwyraźniej dobrze znała jej męża, wnioskując po ich powitaniu.
    — Davina. — przedstawiła się, zakładając, że nie potrzeba nic więcej dodawać, ponieważ kobieta najwyraźniej orientowała się w sytuacji, wiedząc nawet o konflikcie pomiędzy sabatami, jaki miał miejsce w Mystic. Uśmiechnęła się z czułością, patrząc na męża, który w ramionach trzymał drobną dziewczynkę. To było dosadne potwierdzenie tego, co już o nim wiedziała — potrafił być trudny, brutalny i żądny krwi. Potrafiłby spalić całą wioskę i nie obejrzeć się za siebie, lecz jednocześnie miał w sobie tę delikatność, którą okazywał niebywale rzadko. Ona była jedną z tych nielicznych osób, mających to szczęście, by móc tego doświadczyć. Przy nim czuła się wielbiona i kochana, nie mogłaby pragnąć od niego niczego więcej. Oderwała wzrok od tej sceny, dopiero gdy usłyszała pytanie czarownicy. Ze śmiechem wzruszyła ramionami. Znała przynajmniej część historii Kola na tyle, by wiedzieć, iż ich związek, a tym bardziej ślub był czymś odrobinę niespodziewanym. Prędzej ktoś widziałby przed ołtarzem jego siostrę albo porządnego brata, który zawsze nosił skrojone na miarę garnitury. Z pewnością nie podejrzewali o to brata, który był uważany za czarną owcę rodziny. Ona jednak wiedziała, że jak mało kto zasługiwał na miłość i zamierzała mu ją okazywać przy każdej nadarzającej się okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, początkowo była wściekła, gdy odkryła prawdę i dowiedziała się, że Kaleb, który ją zauroczył był w rzeczywistości tylko powłoką, a ona cały czas spędzała z Kolem, członkiem rodziny, której nienawidziła całym sercem i którą chciała zgładzić, szukając sposobu, by nie stracić ukochanych, którzy zginęliby wraz z nimi, między innymi Marcela. Jak się jednak okazało, Kol również nie pałał wielką sympatią do swojego rodzeństwa i po prostu skradł jej serce tymi swoimi wszystkowiedzącymi uśmieszkami, dowcipami czy czarującą osobowością. Przy nim wreszcie zrozumiała, co ludzie mieli na myśli opowiadając o prawdziwej miłości. Nie można było jej zaplanować czy dobrze poukładać. Ona uderzała w człowieka, a on nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie potrafiła wskazać momentu, w którym się w nim zakochała. Po prostu w pewnej chwili uświadomiła sobie, że jej serce należy do niego, tak po prostu.
      — To kosztowało zdecydowanie wiele wysiłku, ale chyba było warto. — stwierdziła z uśmiechem, posyłając mężowi mrugnięcie. Prawda była o wiele bardziej rozległa niż to jedno zdanie, które nie tłumaczyło za dużo. Były chwile, gdy to on walczył o ich związek, były też takie, gdy Kol zakładał, że chce ją chronić przed samym sobą i wtedy to ona się buntowała i o nich walczyła, aż wreszcie nadszedł moment, w którym nauczyli się, że razem są silniejsi niż osobno. Teraz nie potrafiłaby się już z nim pożegnać, nie znalazłaby słów, nie wspominając o zmuszeniu swojego ciała, a w szczególności duszy, by go porzucić.
      Zbliżyła się do małej dziewczynki, która była niezwykle zaaferowana spotkaniem z jej mężem. Zamierzała od razu przy niej przykucnąć, ale zamarła w miejscu, gdy przed jej oczami mignął obraz, który był identyczny z tym, który nawiedził ją w nocy. Jej ciało wypełniło się chłodnym, nieprzyjemnym uczuciem, ale wszystko to zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Dlatego zamrugała, pozbywając się konsternacji, która zapewne wykrzywiała jej twarz, znów przywołując do siebie lekki uśmiech, odpychając od siebie sytuację sprzed momentu, udając, iż nic się nie stało. W rzeczywistości taka była prawda. Nie potrafiła wytłumaczyć tej sytuacji, ale zważając na fakt, iż w ostatnich dniach była zdenerwowana, a jej życie było pełne stresu, jej umysł po prostu plątał jej figle. Jakby nigdy nic przykucnęła obok małej, wyciągając w jej stronę dłoń.
      — Jestem Davina, a ty to? — podsunęła, przyglądając jej się z ciepłym uśmiechem i szczerym zainteresowaniem.

      Davina ❤

      Usuń
  16. Kol na pierwszy rzut oka nie był mężczyzną, którego mogłaby sobie wymarzyć. W rzeczywistości nigdy nie stworzyła w głowie ideału. Jej życie było tak zwariowane, że nie było w nim czasu na miłość, co nie znaczyło, iż nic podobnego jej się nie przytrafiło. Pojawił się między innymi Tim, którego znała od dziecka i był on jej młodzieńczym zauroczeniem, który, należało zaznaczyć, zginął z rąk nikogo innego, jak Klausa, który w ten sposób chciał jej udowodnić, iż powinna się mu podporządkować, ponieważ był w stanie zniszczyć wszystkich, którzy byli jej bliscy. Później pojawił się przelotnie Olivier, który był wilkołakiem i wzbudził jej zainteresowanie, lecz ostatecznie jej życie miłosne były raczej pozbawione polotu, aż wreszcie pojawił się Kol. Nie uważała się za dziewczynę, która lubi niegrzecznych chłopców, ale on miał w sobie nie tylko to, lecz również wewnętrzną miękkość i czułą, a to wszystko w połączeniu po prostu ją urzekło. Inaczej nie mogłaby tego opisać.
    — Miło Cię poznać, Martha. — odparła z uśmiechem, rozbawiona delikatnością małej dziewczynki. Sama, jako dziecko też taka była. Pełna życia, ale delikatna, do momentu, gdy życie wyciągnęło po nią swoje szpony i przypomniało, że nie była normalną osobą, nie mogła więc wieść normalnego życia. Chciała wierzyć, że los Marthy będzie inny, a jej matka dopilnuje tego, by jej dziecko było bezpieczne. Davina niestety nie mogła powiedzieć tego samego o swojej matce, która bez mrugnięcia okiem przyglądała się, gdy jej córka miała zostać oddana w Rytuale Żniw. Dav wciąż pamiętała niewzruszony wzrok matki, podczas gdy ona błagała ją, by coś zrobiła, cokolwiek. Zresztą jej matka nie była wyjątkiem, praktycznie każdy tam po prostu wszystkiemu się przyglądał, będąc doskonale poinformowanym o tym, co miało nastąpić. Uniosła dłoń w geście pożegnania, gdy kobieta wraz z dziewczynką zaczęły się oddalać, po czym przeniosła spojrzenie na swojego męża.
    — Nie wiem Kol. To nie była nasza walka, a jednak zostaliśmy w nią wplątani. Nie lubię czekać, aż coś przyjdzie, ale nie wiem, co innego miałabym zrobić, nie wiem nawet czego szukać i czy coś takiego istnieje. — odparła szczerze, posyłając mu lekki uśmiech, który był formą podziękowania za bluzę, którą narzucił na jej ramiona. Naprawdę nie wiedziała, co mieliby teraz zrobić. Nie miała pojęcia, z czym mają do czynienia. Nowy Orlean to było jej miejsce, gdy czegoś nie wiedziała, bez trudu się tego dowiadywała, ponieważ zwykle jej bliscy byli tego częścią. Cóż, zazwyczaj ona sama znajdowała się w samym środku i po prostu była zobligowana, aby wziąć sprawy w swoje ręce. Tutaj czuła się jak ślepiec błądzący po nieznanym terenie.
    Gdy znaleźli się w sypialni, uniosła na niego zdziwione spojrzenie, ponieważ nie spodziewała się tego pytania. Zakładała, iż skoro Kol nie poruszył wcześniej tematu, pozwoli temu po prosty odejść, a to małe wytrącenie z równowagi, które miało miejsce w mieście, pójdzie w zapomnienie. Patrzyła na niego i po prostu nie była w stanie obarczać go kolejnymi problemami, w szczególności, gdy nie miała pewności, iż właśnie tym były obrazy, które ją nawiedzały. Niektórzy mówili, że lepiej dmuchać na zimno, ale widziała, że Kol miał zbyt wiele na barkach i zaczynało mu to wszystko ciążyć.
    — Nic znaczącego, właściwie nawet sama nie wiem. — odparła, zbywając jego obawy, gdy podchodziła do stojącej obok toaletki, aby ściągnąć z siebie bluzę ukochanego, którą miała na sobie. Oparła się biodrami o jasne drewno, odwracając się w stronę męża, by przyjrzeć mu się uważnie, gdy usiadł na łóżku i przetarł twarz dłońmi. Już chciała zaprzeczyć jego kolejnym słowom i zapewnić, iż siłą jej tu przecież nie ściągnął, podejmowali wspólne decyzje, a ona, mimo iż znała przynajmniej skrawek historii, jaka działa się w Mystic, zdecydowała się tu przyjechać. Przerwał jej jednak kaszel ukochanego, a ona zmarszczyła brwi, odpychając się od blatu, o który dotychczas się opierała, by zrobić kilka kroków w jego stronę. Sapnęła, gdy podłoga w ich pokoju pokryła się ciemną, gęstą cieczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kol, co się dzieje? — rzuciła, podchodząc do niego prędko, nie zważając w tym momencie na bałagan, który znajdował się na drewnianej podłodze. W jej oczach doskonale było widać strach, a nawet czyste przerażenie, ponieważ jeśli działy się takie rzeczy, pewne było, iż były one jedynie zwiastunem tego, co miało niebawem nadejść. Kol był wampirem, nie chorował, a z całą pewnością nie dopadała go grypa czy zatrucie ze względu na spożycie przeterminowanej krwi, o ile coś takiego istniało. Nie miała wątpliwości, że takie rzeczy można było połączyć tylko i wyłącznie z wiedźmami, wiedziała to doskonale, bo sama posuwała się do gorszych czynów w przeszłości. Już wcześniej upewniła się w tym, by ich pokój był dźwiękoszczelny i zapewniał im więcej prywatności, tak by nawet wampiry z nadprzyrodzonym słuchem nie wiedziały, co się u nich działo. To było proste zaklęcie, ale gdy tu zamieszkali, wiedziała, że potrzebuje tego, aby zapewnić sobie pewien komfort. Teraz jednak chyba nie pogardziłaby, gdyby w drzwiach pojawił się Elijah i wytłumaczył jej co do cholery się tu działo, dzień po tym, jak zapewniał ją, że sprawa z wiedźmami jest załatwiona.


      Oh, damn!
      Davina

      Usuń
  17. Davina najlepiej znała się na magii rodowej, ponieważ wiedźmy z Francuskiej Dzielnicy właśnie z takowej korzystały, czerpiąc siłę od przodków i celowo nie opuszczając ziemi, którą zamieszkiwały od lat. Gdy dołączyła do Sabatu Sióstr, by dzięki nim przywrócić Kola do życia, zaczęła praktykować trochę inny rodzaj magii, znacznie mroczniejszy. W międzyczasie obracała się również między magicznymi obiektami, które posiadały niezwykłą moc, z której starała się czerpać siłę, gdy sytuacja tego wymagała. Miała też styczność z innymi rodzajami zaklęć, niekiedy naprawdę starymi. Sam Elijah kiedyś wręczył jej kilka zaklęć, które należały do jego matki. Z kolei Kol, gdy znajdował się jeszcze w ciele Kaleba, zdążył ją wiele nauczyć. Sama zresztą przewertowała dziesiątki ksiąg, gdy szukała sposobu na pozbycie się Klausa, co na pewnym etapie jej życia, było głównym celem jej działań. W tej sytuacji jednak czuła się przytłoczona całą sytuacją, delikatnie mówiąc.
    Przyjrzała się symbolowi, który pojawił się na jego skórze, z goryczą stwierdzając, iż wcześniej nie miała z podobnym do czynienia. Zerknęła za siebie, gdy do środka weszła Freya, może to nie była jedna z najbardziej zaufanych osób, ale z pewnością doświadczona. Freya chodziło po świecie naprawdę długo i wiedziała o magii wiele, ostatecznie uczyła się jej od jednej z najpotężniejszych czarownic w historii. Pomogła jej ułożyć Kola na łóżku, a następnie ponownie przyglądała się symbolowi widniejącemu na jego skórze. Otworzyła usta, by zaprotestować, ale zarówno blondynka, jak i Elijah zniknęli, zostawiając ją samą. Usiadła na skraju łóżka, obok ukochanego, przyglądając mu się z troską, jej umysł z kolei pracował na najwyższych obrotach. Wiedziała, że można czerpać siłę z wielu przedmiotów, sama to robiła. Jej sabat czerpał siłę z mocy przodków. Wiedziała też o tym, iż kiedyś Klaus został wykorzystany, a dokładniej jego energia i fakt, iż był nieśmiertelny, by pomóc przy innym zaklęciu. Musiał być jakiś sposób, by coś zrobić, cokolwiek. Sek w tym, iż nerwy nie pozwalały jej jasno myśleć, a naglący czas nie pozwalał jej szukać odpowiedzi w księgach, co zajęłoby zbyt wiele godzin, a tak naprawdę mogła nawet nie mieć tyle.
    Pokręciła głową, sprzeczając się z tym, co mówił. Przesunęła dłonią po jego policzku, odgarniając z jego czoła ciemne kosmyki. Zagryzła dolną wargę, patrząc, jak zawładnął nim kolejny atak kaszlu. Nienawidziła tej bezradności, tego, że po prostu miała czekać i nic nie robić. To nigdy nie leżało w jej naturze. Zawsze działała, robiąc wszystko, co w jej mocy. Jednocześnie jednak wiedziała, że Kol nie mógł zostać sam. Potrząsnęła głową, pozbywając się z głowy obrazów, które jej podsuwał, ułożyła dłonie na jego policzku i przysunęła do niego swoją twarz.
    — Siedź cicho, Kol. Nic ci nie będzie, rozumiesz? Nie mów zatem tych wszystkich rzeczy, jakbyś obawiał się, że może być za późno. — zarządziła, patrząc mu w oczy, doskonale wiedząc, że jej własne zaszkliły się od tych wszystkich emocji. — Nie jesteś zwykłym wampirem. Przeżyłeś tyle, bo nie tak łatwo cię zabić. A ja nie pozwolę, aby coś ci się stało. — oznajmiła dobitnie, wdrapując się na łóżku tak, że siedziała obok niego. Nie zamierzała czekać i patrzeć, jak cierpiał, wiedząc, że zawsze istniała szansa, by zrobić cokolwiek. — Zaufaj mi, nieważne co by się działo, nic nie rób. — poprosiła, gdy splotła ze sobą ich palce i przymknęła powieki, zaczynając skandować cicho francuskie zaklęcie. Nie mogła przerwać tej więzi, zniszczyć symbolu, ponieważ nie wiedziała, czym był. Mogła jedynie ograniczyć pobór mocy, którą wiedźma wysysała z ciała Kola, odrobinę go tym samym odciążając. Nie zważała na to, jak długo to miało trwać, ponieważ zamierzała wytrzymać tyle, by Freya i Elijah znaleźli rozwiązanie, dając im tym samym trochę więcej czasu.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  18. Kompletnie odcięła się od otoczenia, gdy skandowała pod nosem zaklęcie, nie przestając nawet na chwilę, by upewnić się, że ukochany wytrzyma wystarczająco długo, by jego rodzeństwu udało się schwytać osobę, która była odpowiedzialna za jego cierpienie. Nie zwracała uwagi na to, że jej dłoń zaczynała drżeć, w odpowiedzi po prostu mocniej ścisnęła palce, by mieć pewność, że dłoń Kola jej się nie wyślizgnie, przerywając tym samym ich połączenie. Czuła to przyśpieszone bicie serca i szum w uszach, a w pewnym momencie nawet strużkę krwi, gdy jej ciało zbuntowało się i zaczęło ją o tym dobitnie informować. Otworzyła oczy, dopiero gdy Kol gwałtownie się wyprostował, wykrzykując jej imię. Odetchnęła z ulgą, posyłając mu wyczerpany uśmiech, ponieważ w rzeczywistości z trudem utrzymywała ciało w siedzącej pozycji. Westchnęła, gdy znalazła się w jego ramionach. Docierały do niej bodźce z zewnątrz, ale wszystko było przytłumione. Powieki jej opadły, a uniosły się, dopiero gdy znaleźli się na dole. Wyczuła zmianę w postawie Kola i czuła, że jego uścisk słabnie. Zauważyła jedynie, że pojawił się przy niej Elijah, który pochwycił ją w swoje ramiona. Wtedy po prostu odpłynęła, czując, jak wypełnia ją dziwne drżenie, które z pewnością nie było spowodowane zmęczeniem, tylko czymś innym, dziwnym i niepokojącym, ale nie mogła się na tym skupić, gdy ogarnęła ją ciemność.
    Obudziła się, czując na sobie lekki dotyk. Stała przy niej Freya, obie znajdowały się w sypialni blondynki. Davina zamrugała, odganiając mgłę, która otaczała jej umysł, aż wreszcie jej wzrok się wyostrzył. — Kol.. — urwała, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej, gdzie Freya zatrzymała ją w miejscu, kładąc dłoń na jej ramieniu. — Wszystko z nim dobrze. Jeszcze się nie obudził. — wytłumaczyła, podając jej kubek z jakimś naparem, tłumacząc, że to pomoże jej powrócić do sił, przynajmniej w pewnym stopniu. Objęła kubek dłońmi, przysuwając usta do porcelany i wypijając prawie połowę napary, nim podniosła się z łóżka, gotowa znaleźć swojego męża. Zakręciło jej się w głowie, ale przytrzymała się ściany, biorąc głęboki oddech. Freya jednak widząc jej uparty wzrok, nie nakazała jej wracać do łóżka, lecz zaprowadziła do salonu, gdzie na kanapie leżał jej ukochany. Od razu znalazła się obok niego, sprawdzając, w jakim był stanie. Złożyła na jego czole czuły pocałunek, nim rozejrzała się dookoła. Pamiętała, jak przez mgłę scenę z salonu i młodą wiedźmę, nic więcej, postanowiła, więc zapytać o nią najstarszą siostrę, która posłała jej dziwne spojrzenie.
    — Nie żyje. — wytłumaczyła chłodno, a Davina posłała jej pytające spojrzenie, ponieważ wiedziała, że to nie jest wszystko. Gdyby tak było, można byłoby uznać, że to dobra wiadomość. Zlikwidowali wroga, który zagrażał członkowi ich rodziny. Może teraz brakowało jej współczucia, ale pałała chęcią zemsty za to, co wycierpiał jej mąż. — Nie my ją zabiliśmy. Po prostu zaczęła się trząść, nic nie mogłam zrobić. Gdy zmarła, na twojej dłoni pojawiło się to nacięcie. — dokończyła, a Davina dopiero wtedy zerknęła na wewnętrzną stronę swojej dłoni, którą faktycznie zdobiło głębokie, podłużne nacięcie, jakby ktoś wykonał je nożem. Wtedy jednak jej uwagę przykuł Kol, który zaczął się przebudzać.
    — Pociągający, jak zawsze. — zapewniła przy jego ustach, odwzajemniając pocałunek, delektując się tym bardziej jego bliskością, gdyż przez kilka chwil zasiało się w nie zwątpienie i strach, że już nie będzie jej dane poczuć jego bliskość w ten sposób. Pojawiła się przy nich Freya, która podała jej mężowi woreczek z krwią, który już wcześniej był naszykowany i tylko czekał, aż pacjent otworzy oczy, na co nawiasem mówiąc, musieli czekać zdecydowanie zbyt długo. Słysząc jego pytanie, zerknęła na pozostałe osoby znajdujące się w pokoju, ale nikt się nie odezwał, ona z kolei ponownie skupiła się na ukochanym, chłonąc jego widok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie martw się, jest dobrze. — zapewniła, posyłając mu uspokajający uśmiech. Ostatecznie, czy im się to podobało, czy nie, była człowiekiem. Może i wiedźmą, ale mimo wszystko istotą śmiertelną. Taka była rzeczywistość, brutalna, ale prawdziwa, nie zamierzała jednak wygłaszać tych myśli na głos, pozostawiając je dla siebie, w szczególności, gdy Kol dopiero co wybudził się po ataku wiedźmy, która próbowała wyssać z niego całą energię. Może i by jej się to udało, gdyby nie fakt, że Kol otaczał się osobami chodzącymi po świecie zbyt długo, by tak łatwo dać się ograć i pokonać.
      — Nie wiem. — odparła szczerze, nie komentując jego chęci wyjazdu, ponieważ okazało się, że sprawa była bardziej skomplikowana i chyba nie mogli teraz po prostu wsiąść do samochodu i odjechać.

      Dav

      Usuń
  19. [ Pięknie przedstawiony Kol <3 I te powiązania. Dla mnie familia Mikaelsonów, to najlepiej wykreowana familia zaraz po Winchesterach z Supernaturals. Uwielbiam ich i tę więź, która łączy rodzeństwo.
    Historia Kola jest mi mało niestety znana (muszę definitywnie nadrobić TO), ale nie jest to przeszkodą, by zrobić burzę mózgów i chłopaków czymś zająć :D ]

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  20. Wtuliła się w męża, gdy Freya ich opuściła, próbując odrzucić od siebie wszystkie złe myśli. To, co się stało, mogło mieć naprawdę wiele innych scenariuszy, a żaden z nich jej się nie podobał. Nie wiedziała, dlaczego tamta wiedźma zginęła albo co oznaczała rana na dłoni Daviny, która pojawiła się wraz ze śmiercią młodej kobiety. Podejrzewała, że żadna z tych rzeczy nie wróży nic dobrego, ale Freya zapewniła, że strzeże ich teraz bariera i tylko to się liczyło. Musiała przez chwilę skupić się na sobie i Kolu, ponieważ przez chwilę naprawdę bała się, że go straci. Co nie znaczyło, iż nie była gotowa zrobić wszystkiego, by go przywrócić. Nic jednak nie było takie łatwo. Ostatnio, gdy go przywróciła, sprawiła, że przez jakiś czas nie panował nad swoją żądzą i nie mógł ugasić pragnienia krwi. Nie mogła go stracić, bo świat nie był bajką, a nie było na świecie nikogo, kto mógł chodzić i ożywiać wszystkie istoty, gdy nadarzyła się okazja. Uniosła głowę, by na niego zerknąć, gdy zaczął mówić. Uśmiechnęła się z czułością, posyłając mu zaintrygowane spojrzenie, ponieważ już była ciekawa co to za miejsce i dlaczego Kol wcześniej o nim nie wspomniał, skoro znajdowali się w mieście od jakiegoś czasu. Może to była taka jego męska jaskinia, ostatecznie każdy potrzebował chwili tylko dla siebie, bez żadnego wzroku w pobliżu, tylko on i własne myśli. Bez wahania pozbyła się ubrudzonych ubrań, zastępując je nowym zestawem, dołączając do męża, który najwyraźniej zdecydował się podzielić z nią swoim tajnym miejscem. Nie była przekonana co do tej wampirzej szybkości, jak dla niej mogli udać się tam nawet wolnym spacerkiem, ale Kol był... Cóż, sobą i bywał niecierpliwy. Przyglądała się mu, gdy odgarniał igły, które ukrywały drewnianą klapę. Rozejrzała się po okolicy, mimo iż nie dostrzegła niczego niepokojącego. Przezorny jednak zawsze był ubezpieczony. Ostrożnie stawiała kroki, gdy schodzili na dół. Wiedziała, że w razie potrzeby, Kol zdąży ją złamać, ale wolała nie igrać z ogniem, zważając, iż jej ukochany i tak był wyczerpany. Dziwiła się, że nie wolał zostać w domu, aczkolwiek ona prawdę powiedziawszy, również wolała na chwilę opuścić posiadłość. Wreszcie rozejrzała się po pomieszczeniu, które było kryjówką jej męża.
    Westchnęła i odchyliła głowę, dając mu łatwiejszy dostęp do swojej skóry, gdy przymykała powieki, czując na sobie jego usta, a za chwilę dłoń, która zawędrowała pod jej koszulkę. — Kol, dzięki tobie jestem szczęśliwa, wolna. Dzięki tobie mam przyszłość, klarowną - wiem, że spędzę ją z tobą. — szepnęła cicho, odpowiadając tym samym na jego wcześniejsze wyznanie. Wiedziała jednak, że pomimo tego, iż jej słowa były ledwie dosłyszalnym westchnieniem, jej ukochany nie miał problemów, by usłyszeć to, co chciała mu przekazać. Jedna z zalet posiadania męża wampira. Wydawało jej się, że nigdy nie dawała mu powodów do tego, by odczuł, że w jakikolwiek sposób ją zawiódł. Była z niego dumna, z tego, kim był, a nawet z tego, jak sporą przemianę przeszedł, ponieważ faktycznie się zmienił. Słyszała opowieści o nim, jeszcze nim go poznała. Od jego rodzeństwa, sam Marcel także wypowiadał się na temat młodszego pierwotnego, nie opisując go w superlatywach. Dał temu upust, gdy początkowo bardzo krytykował ich związek, chcąc, by Kol zostawił czarownicę w spokoju, ponieważ nie mógł przynieść jej nic dobrego. Ona jednak go poznała, miała okazję, by sama mogła się przekonać, jaki był i udało mu się skraść jej serce, a to powinno mówić wystarczająco wiele. Zawsze chciała, by ktoś patrzył na nią wzrokiem, który jasno mówić, iż pragnął ją mieć blisko i chronić. Marcel był poniekąd kimś takim. Uratował ją i traktował jak córkę, ale to nie było to samo. Uświadomiła to sobie, gdy poznała Kola i zobaczyła w nim tą desperacją miłość, którą ona czuła do niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwróciła się w jego stronę, odsuwając o krok, tym samym tracąc kontakt z jego dłońmi, a żar, który rozpalił swoim dotykiem, zaczął słabnąć, aczkolwiek nie zamierzała pozwolić, by ten stan rzeczy trwał zbyt długo. — Za dużo myślisz. Jesteś tu teraz. Ja też tu jestem i nic więcej się nie liczy. — oświadczyła z zaczepnym uśmieszkiem, nim sięgnęła do brzegów koszulki, unosząc ją, aż się jej pozbywała i odrzuciła ją na bok, zostając tym samym w ciemnoczerwonym koronkowym biustonoszu, posyłając swojemu mężowi wyzywające spojrzenie. Jeśli mieli tylko te kilka chwil, by odciąć się od rzeczywistości, zamierzała je wykorzystać, nie martwiąc się o to, co czeka na nich w domu albo o to, co kombinuje teraz sabat.


      Davina

      Usuń
  21. Davina uważała, że odejście z Nowego Orleanu było najlepszą decyzją, jaką wspólnie podjęli. Musiało przez to wiele za sobą zostawić. Wiedziała, że będzie tęsknić za Joshem, który skradł jej serce od początku ich znajomości, zawsze był przy niej i wspierał ją, zasługując tym samym na miano najlepszego przyjaciela. Nigdy nie zawiódł jej zaufania i wiedziała, że bez względu na wszystko, mógłby rzucić to, co w danym momencie robił i przybyć jej na pomoc. Ona z kole była w stanie odwdzięczyć mu się tym samym. Był też Marcel, ich relacja nie była usłana różami, a on czasami robił naprawdę idiotyczne rzeczy, choć zawsze miał na uwadze jej dobro, niestety czasami jego założenia były po prostu mylne, a różnice zdań prowadziły do sporych kłótni. Był jednak jej rodziną, a w rodzinie nie ma łatwo, pojawiają się sprzeczki i pomiędzy nimi było tak samo, nawet jeśli ta ich więź była niekonwencjonalna. Nowy Orlean mimo to przestał być jej domem. Jej dom był tam, gdzie był Kol, a oboje nie mogli już dłużej pozostawać w miasteczku, w którym ich historia się rozpoczęła. Musieli ruszyć do przodu i cieszyła się, że to się stało. Znaleźli się w San Francisco, pobrali, a ona nigdy nie miała wątpliwości, że to była dobra decyzja. Początkowo nawet tego nie oczekiwała, musiała szczerze przyznać, że nie uważała Kola za mężczyznę, który postanowi się oświadczyć, aczkolwiek gdy to zrobił, uświadomiła sobie, że w głębi naprawdę tego pragnęła. Mimo tego, że była czarownicą, przez jakiś czas była martwa, a później wskrzeszona i przeżyła naprawdę dziwne rzeczy, ostatecznie była kobietą i miała naprawdę proste marzenia.
    Przy Kolu zawsze czuła się pewna siebie i piękna, nawet na początku ich znajomości, gdy miała świadomość, że jej doświadczenie z mężczyznami jest praktycznie zerowe, a jego... Cóż, żyjąc tyle lat na ziemi, miał czas, by spędzić wiele czasu na praktykach, aczkolwiek przy nim zapominała o tym wszystkim. Liczyło się dla niej tylko i wyłącznie to, że byli razem, a gdy zerkała na Kola i widziała jego spojrzenie, które były całkowicie skupione na niej, nie potrzebowała większej zachęty. Zapominała o całym otaczającym ją świecie, gdy czuła na sobie jego usta, gdy brał tyle, ile mogła mu dawać, a nawet więcej, równie dużo oddając. Była tak pochłonięta, iż nie rejestrowała tego, że się przesuwają, dopiero po fakcie uświadamiając sobie, że opadła plecami na materac. Uśmiechnęła się pod naciskiem jego ust, wplątując mu dłonie we włosy, lecz uśmiech spełzł z jej ust, gdy przez jej ciało przemknął przyjemny dreszcz, czując, jak Kol z wprawą pozbywa się jej górnej części bielizny. Gdy usiadła mu na kolanach, odsunęła się na chwilę, by spojrzeć mu w oczy, nim znów sięgnęła po jego usta, zagarniając je do kolejnego natarczywego pocałunku. Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie, gdy wygięła się lekko do tyłu, pozwalając mu śmiało wytaczać drogę po jej ciele, gdy naznaczał jej skórę kolejnymi muśnięciami. W którymś momencie jęknęła nawet jego imię, w typowo naglący sposób go pośpieszając, gdy wypełniało ją zniecierpliwienie i pragnienie, a Kol zdecydowanie się ociągał.
    Uświadomiła sobie, że dopiero, gdy trzymał ją ciasno przy sobie, ich ciała w dalszym ciągu drgały, a jej oddech był znacznie przyśpieszony, poczuła wreszcie spokój. Opuścił ją lęk, który wypełniał ją od incydentu w sypialni, gdy patrzyła na niego, a on wypowiadał wszystkie te słowa, jakby chciał się z nią żegnać. To jej ciążyło i nie mogła się tego pozbyć. Do teraz, gdy miała go obok siebie, z błogim wyrazem spełnienia na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mam być częstym gościem w tej twojej męskiej pieczarze? — zapytała z uśmiechem, zerkając na niego spod kotary ciemnych rzęs. Nachyliła się bliżej, tak by móc sięgnąć ucha i musnąć wrażliwe miejsce ustami. — I co będziemy tu robić? — szepnęła zaczepnie, nim odsunęła się, by znów bez przeszkód wpatrywać się w jego tęczówki. Wreszcie zdecydowała się zmienić pozycję tak, że praktycznie na nim leżała. Ułożyła dłonie na jego piersi, tak by móc podbierać na nich brodę i uważnie mu się przyglądać. — Wiem, że wcześniej zbytnio nie rozmawialiśmy o przyszłości. Ja chciałam po prostu być z tobą, ale chciałabym cię o coś zapytać.

      [ Jeju nienawidzę jak mi się usuwa, pisanie drugi raz to już nie to samo. Zawsze mam świadomość, że za pierwszym było lepiej i to taka marna kopia :P ]

      Kochana żona

      Usuń
  22. Uśmiechnęła się szeroko, gdy Kol ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi. Czuła jak drżał z rozbawienie i było to naprawdę dobre uczucie, które sprawiło, że rozlało się po niej ciepło. Czuła się dobrze, wiedząc, że po tym wszystkim, co dzisiaj przeszli, była w stanie go rozbawić i wywołać na jego twarzy uśmiech. Nie lubiła patrzeć na jego zmartwienie, nienawidziła, gdy widziała, że świat zaczyna go przygniatać i zawsze chciała zabrać jak najwięcej tego ciężaru z jego ramion. W takich momentach, jak ten czuła, że jest w stanie być dla niego takim wsparciem, jakim on jest dla niej. — Żyjesz już tyle lat, więc jestem pewna, że kiedyś wyglądałeś jak jaskiniowiec. Gdyby się nad tym zastanowić powinnam czuć się bardziej zniechęcona, ale jesteś pociągający i to mi wystarcza. — odparła z uśmiechem, nachylając się, by musnąć jego usta w szybkim buziaku.
    Zaśmiała się cicho pod nosem, gdy Kol wreszcie wrócił do rzeczywistości i spojrzał na nią, tym razem już z pewnością nie bujając w obłokach, jak działo się to jeszcze przed momentem. Po chwili jednak spoważniała i przyjrzała mu się uważniej, znów przypominając sobie o tym, jaki obraz stworzył w jej głowie, gdy leżał wyczerpany na łóżku, a ona robiła wszystko, by zostać przy zdrowych zmysłach, gdy patrzyła, jak cierpiał. Wtedy nie skupiła się na tym, co jej pokazał, ponieważ najzwyczajniej w świecie była zbyt zaaferowana jego stanem zdrowia i czuła się, jakby Kol próbował się z nią pożegnać, a do tego nie mogła dopuścić. W tamtym momencie liczyło się tylko to, by jej mąż utrzymywał się resztek sił i po prostu walczył. Teraz, jednak gdy leżeli spokojni i odprężeni, tamta myśl do niej wróciła i wiedziała, że lepiej będzie to wyrzucić z siebie teraz, niż trzymać ukryte głęboko, aż zacznie ją to zatruwać.
    — Wtedy w sypialni pokazałeś mi pewien obraz, pamiętasz? — zaczęło, spoglądając na niego z cichym pytaniem, ponieważ tak naprawdę nie miała pewności czy ukochany zdawał sobie wtedy z tego wszystkiego sprawę, ale mimo bólu, który wyraźnie odczuwał, wydawał się również w pełni świadomy, zakładała zatem, że domyślił się co miała na myśli, dlatego kontynuowała. — Nigdy o tym nie rozmawialiśmy i nie myślałam, że właśnie tego pragniesz. Domek, ogród, dziecko... — ostatnie słowo wypowiedziała znacznie ciszej, patrząc na niego z konsternacją. Wcześniej nie wybiegali myślą tak daleko do przodu, ponieważ chyba oboje w głębi ducha wiedzieli, że w ich przypadku kilka spokojnych miesięcy to i tak naprawdę dużo. Cieszyli się sobą i tym, co mieli teraz, ponieważ bez względu na wszystko, co działo się dookoła, mieli siebie nawzajem, swoje wsparcie i miłość, dodawali sobie otuchy i wspierali, walczyli jedno za drugiego, stając ramię w ramię. Był jej obietnicą i wszystkim, czego mogła pragnąć, a o czym wcześniej bała się marzyć. Potrzebowała czasu, by uwierzyć w jego miłość, ale teraz nie wątpiła w nią nawet przez chwilę i była pewna, że każda kobieta na jej miejscu, czułaby się po prostu uszczęśliwiona.
    — Wypoczywam teraz. — odszepnęła, patrząc na niego z czułością, gdy znów słyszała, jak się o nią troszczył i martwił o tego typu potrzeby. Dlatego właśnie przy nim czuła się chroniona. Dbał o nią i może nie dla każdego był taki czuły i dobry, ale jej wystarczyło, że był taki w stosunku do niej i nie zważała na to, co mogli sądzić ludzie z otoczenia. Znała go na płaszczyźnie, do której praktycznie nikt nie miał wglądu. Mogła więc uznać samą siebie za szczęściarę.
    Spojrzała na niego, marszcząc brwi, gdy chwycił jej dłoń. Przyglądała się jego twarzy, badając reakcję i próbując zacisnąć dłoń, by ukryć zranienie, o którym zdążyła już zapomnieć. Nie chciała psuć atmosfery i nie chciała również, by robił to w tym momencie Kol. Widziała doskonale, jak jego mimika się zmienia i twardnieje. — Kol, nic mi nie jest. Nie przejmuj się tym. — poprosiła, również unosząc głowę z miękkiej poduszki, jednakże ona w przeciwieństwie do męża wolną dłonią przytrzymała prześcieradło, by nie opadło.

    Dav

    OdpowiedzUsuń
  23. Skłamałaby, mówiąc, że sama się tym wszystkim nie martwiła. Na obrzeżach jej umysłu majaczyło przerażenie i dawna Davina zapewne robiłaby teraz wszystko, by dowiedzieć się tego, co stało się w posiadłości i dlaczego jej dłoń zdobiła głęboka rana. Przy mężu jednak znacznie się zmieniła. Ufała mu i czuła się bezpiecznie. Dopiero mierzyła się ze strachem, że go straci i teraz nic innego się dla niej nie liczyło, niż bycie blisko. Wiedziała, że jeśli coś albo ktoś ma po nią przyjść, to się po prostu stanie, prędzej czy później. Ona z kolei będzie gotowa do walki, ponieważ była przygotowana w każdym momencie. Może to pycha, a może po prostu wiara, którą zasiał w niej jej mąż. Stanowili razem poważne zagrożenie i jeśli ktoś zamierzał stanąć na ich drodze, musiał się poważnie zastanowić nad tym co robi. Osobne byli w stanie siać spustoszenie, ale razem byli niszczącą siłą, ponieważ do przodu pchała ich czysta chęć ochrony siebie nawzajem i zemsta, za krzywdy tej drugiej połówki.
    — Za to też Cię kocham. — zapewniła cicho, bez wahania wtulając się w jego pierś. Z jej słów biła szczerość, ponieważ sama czuła do niego to samo. Martwiła się o niego bardziej niż o siebie, ponieważ doskonale wiedziała, że nie wyobrażała sobie już swojego życia bez jego urzekającej osoby. Pragnęła codziennie budzić się przy nim, otwierając oczy widzieć wpierw jego twarz. Chciała codziennie móc czuć na ustach jego pocałunki, wplatać palce w jego ciemne kosmyki, by bez cienia wahania przeczesywać je palcami. Pragnęła przesuwać paznokciami po jego skórze w chwilach zapomnienia. Chciała słuchać jego śmiechu i czuć jego drżenie tuż przy swoim ciele. Marzyła o tym, by słuchać jego głosu, a nawet się z nim droczyć, gdy z łatwością potrafił doprowadzić ją do irytacji, za chwilę jednak wywołując na jej twarzy szeroki uśmiech. Może to było banalne, ale był jej drugą połową, a bez niego nie mogła już być sobą. Jeśli to znaczyło, że była od niego uzależniona, mogła się z tym pogodzić. Był jej słabością, ale jednocześnie jak nikt inny dodawał jej sił, był zatem sensem jej determinacji.
    Rozumiała go naprawdę dobrze, a on zapewne zdawał sobie z tego sprawę. Sama może nie przeżyła tylu lat ile on, nie widziała tak wielu strasznych rzeczy, ale również od bardzo młodego wieku znajdowała się w centrum wszystkiego co złe. Ciągłych wojen i przepychanek o władzę. Patrzono na nią, jak na broń, a ona ciągle musiała zastanawiać się nad tym, jak chronić siebie, ukochanych i pokonać wrogów. Walczyła z nienawiścią, która ją wypełniała. Patrzyła na krew, która zalewała miasto. Widziała i uczestniczyła w rodzinnych dramatach. Nie było tego, tak wiele, jak w przypadku Kola, ale nawzajem rozumieli swoje przeżycia i to sprawiało, że czasami nie potrzebowali rozległych wyznań. Słyszeli prawdę, nawet jeśli nie była wypowiadana i byli w stanie ją zrozumieć.
    — Gdy cię poznałam, potrafiłeś doprowadzić mnie do szału. Nie sądziłam, że potrafisz mówić rzeczy, które zwalają z nóg, ale teraz... Za każdym razem, gdy otwierasz usta i mówisz to wszystko, moje serce bije zdecydowanie szybciej. — wyznała, patrząc na niego czule. Czasami naprawdę brakowało jej w jego towarzystwie słów, szczególnie w takich momentach, dlatego wierzyła, że spojrzenie, jakie mu posłała, było wystarczającym wyznaniem. Opadła na materac, ciągnąc go za sobą z uśmiechem. — Dla mnie nie ma znaczenia, czy jutro staniemy do walki, czy za tydzień będziemy w podróży. Jesteś moją rodziną, moim sabatem, drugą połówką. Wstaw co chcesz, jesteś tym dla mnie, bez względu na okoliczności.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  24. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy zwrócił się do niej po nazwisku. Czasami naprawdę ciężko było pamiętać, że faktycznie nawet to się zmieniło, ale w jej głowie to była dobra zmiana. Davina Claire została w Nowym Orleanie, z kolei Davina Mikaelson była kimś gotowym do zmian, przygotowanym na to, by ruszyć do przodu u boku swojego męża. Mogłoby to zakrawać o pewną ironię, zważając, że niegdyś ta rodzina była przez nią najbardziej znienawidzona i każdy jej członek doskonale o tym wiedział, nawet Freya. Wiedzieli, że stanowiła dla nich zagrożenie, a ona robiła naprawdę wiele, by mieli podstawy tak na nią patrzeć. Teraz jednak była członkiem tej rodziny, które zdecydowanie była pokręcona i dysfunkcyjna, aczkolwiek niczego by teraz nie zmieniła. Miała u boku swojego męża i przyjmowała go z całym bagażem. Sama zresztą miała całkiem spory. — Czyli nie mam co liczyć na spokój przy tobie? — zapytała z uśmiechem, nim cicho pisnęło zaskoczona, gdy ją uszczypnął. Posłała mu karcące spojrzenie, choć jednocześnie w jej oczach można było dostrzec iskierki rozbawienia.
    Przygryzła dolną wargę, a jej oddech był znacznie przyśpieszony, gdy Kol wreszcie się od niej odsunął. Podejrzewała, że po tym ataku, jaki na nią przypuścił, jej usta były widocznie zaróżowione, zdecydowanie mrowiły, a to wszystko sprawiało, że na jej twarzy pojawił się błogi wyraz. Uwielbiała to, że bez względu na wszystko, namiętność między nimi nie słabła. Kol mógł być delikatny i wrażliwy, aczkolwiek tak samo uwielbiała ogień, który w niej wzniecał, gdy on również tracił kontrolę i byli tylko we dwoje, zostawiając cały świat za sobą.
    Poczuła, jak jego ciało całkowicie się rozluźniło i wiedziała, że zapadł w sen. Nie musiała nawet unosić wzroku, by zerknąć na jego twarz. Przez chwilę rozkoszowała się tą chwilą ciszy, gdy trzymała go blisko siebie. Pozwoliła, by jej myśli odpłynęły w innym kierunku, w takim, o którym nie chciała wcześniej myśleć, tak by Kol nie dostrzegł zmartwienia na jej twarzy. Nim się zorientowała, jej powieki zaczęły robić się ciężkie, a ona zapadła w sen. Przez mgłę przedarł się delikatny dotyk, chwilę minęło, nim wreszcie otworzyła oczy, by zorientować się, że jej mąż postanowił zgotować jej przyjemną pobudkę.
    Uniosła brew ku górze, posyłając mu rozbawione spojrzenie, gdy usłyszała jego pytanie. — Zwykle budzę się, jak jakiś nieprzyzwoity wampir obmacuje mnie przez sen. — odparła karcąco, nim parsknęła śmiechem, unosząc dłoń, by odgarnąć kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. — Dobrze. Przestań się martwić, skarbie. — poprosiła, posyłając mu jeszcze zaspany uśmiech, gdy przeciągała się i powoli usiadła, rozglądając się po miejscu, które zaraz zapewne będą musieli opuścić. Nie mogli się tu schować przed światem na zawsze, nieważne jak bardzo tego chciała. Podziękowała mu cicho, gdy założył na nią swoją koszulkę. Dokończyła się szykować, szybko wkładając buty, by móc przyglądać się ukochanemu. Wreszcie splotła jego palce ze swoimi i uniosła spojrzenie, by wsłuchać się w jego słowa.
    — Mogłabym dalej mieszkać na strychu, a i tak byłbyś moją rodziną. Koniec tej rozmowy na dzisiaj. — zarządziła, unosząc ich dłoni, by złożyć lekki pocałunek na jego knykciach. — Teraz musisz mnie nakarmić. — oznajmiła z uśmiechem, ponieważ rzeczywiście była już głodna i to był jedyny powód, dla którego zdecydowała się wyjść z tego łóżka i wreszcie skierować w stronę wyjścia.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  25. Pokręciła lekko głową z uśmiechem, ale jednocześnie nie mogła spierać się z jego logiką. Sama się o niego martwiła, ale jednocześnie nie chciała, by on ciągle zadręczał się jej stanem zdrowia. Ten dzień był trudny, ale w gruncie rzeczy to Kol najbardziej ucierpiał. Jej tak naprawdę nic nie dolegało, pomijając skaleczenie na dłoni, które zdążył zauważyć i dziwne sny, które nawiedzały ją nawet w ciągu dnia, umieszczając przed jej oczami niezrozumiałe obrazy, o czym jednak nie miała zamiaru wspominać. Przynajmniej do momentu, aż uda jej się odkryć sens tych dziwnych wizji. Istniała ewentualność, że to jej umysł płatał figle, dlatego nie chciała go na darmo denerwować, wyjawiając mu prawdę o tym, co czasami pojawia się w jej głowie. Poza tym te obrazy nie zagrażały jej życiu, były tylko czymś, nad czym zapewne będzie musiała jeszcze pomyśleć.
    Gdy wyszli na zewnątrz, znów rozejrzała się dookoła, zapamiętując okolicę. Zerknęła na Kola, który znów założył kłódkę, upewniając się, że wejście do jego tajnej jaskini jest dobrze zamknięte. Zastanawiała się, dlaczego nikt wcześniej nie odkrył tego miejsca. Po Mystic Falls kręciło się naprawdę wiele wampirów lub innych istot nadprzyrodzonych. Gdyby ktoś natknął się na tę skrytkę, mógłby za pomocą swojej nadludzkiej siły pozbyć się zabezpieczenia w postaci całkiem masywnej kłódki i wedrzeć się do środka. Ostatecznie jednak nie sądziła, by ktokolwiek znalazł tam coś niezwykle ważnego. To było bardziej miejsce sentymentalne. Sama czuła się tam bezpieczniej ze świadomością, iż tylko Kol o nim wiedział i nikt inny nie postawił tam stopy. Było to niezwykle intymne, a sam fakt, iż się z nią tym podzielił, sprawiał, że to miejsce było jeszcze bardziej magiczne. Może to była jaskinia Kola, ale teraz też czuła się w jakimś stopniu częścią tej małej tajemnicy.
    Gdy znaleźli się w Mystic Grill, rozejrzała się po wystroju tego miejsca. Oddawało klimat miasteczko, przynajmniej w jej odczuciu. Panowała w nim ciepła atmosfera, było niewielkie, wystrój był całkiem skromny, ale jednocześnie było w tym coś tajemniczego, trochę nawet mrocznego, jeśli przyjrzeć się bliżej. Każdy jednak mógł znaleźć coś dla siebie. Był długi bar z licznymi krzesłami, z daleka mogła dostrzec, że półki były zaopatrzone w liczne butelki z alkoholem. Przed wejściem też dostrzegła kilka stolików, więcej jednak stało w środku. Klimat Mystic Grill był odrobinę podobny do tego, czym charakteryzowały się bary w Nowym Orleanie, ale podobało jej się tutaj. Uwielbiała towarzystwo Kola, ich mały kokon, ale od czasu do czasu chciała z nim gdzieś wyjść, przestać się ukrywać. Takie zwykłe wyjście było namiastką normalności, której zresztą oboje pragnęli. Zajęła miejsca, odprowadzając męża wzrokiem, gdy ten ruszył, by złożyć zamówienie. W tym czasie rzuciła okiem na kilka zgromadzonych osób w barze. Była w mieście jednak zbyt krótko, by móc kogokolwiek rozpoznać. Poza tym teraz nazywała się też Mikaelson, a to sprawiało, że grono osób wokół niej było znacznie bardziej zamknięte.
    — Ciesz się, że jestem głodna i nie mam siły kłócić się o to, że ty niczego nie zamówiłeś, prócz herbaty. — stwierdziła, unosząc widelec i wskazując na niego groźnie. Pokręciła jednak głową i zabrała się za jedzenie. W tym całym zamieszaniu nie skupiała się zbytnio na tym, by dostarczać sobie energii i pamiętać o posiłkach. Wszystko działo się szybko, a ona więcej czasu spędzała na walczeniu ze światem i zastanawianiu się co za chwile na nich wyskoczy. Zapewne właśnie dlatego spałaszowała swój posiłek, jakby od dawna nie jadła niczego tak dobrego.
    — Zależy, jakie są inne opcje. — odparła z uśmiechem, odsuwając na bok talerz, by ułożyć łokcie na stole i oprzeć podbródek na złączonych dłoniach. — Na co miałbyś ochotę? — zapytała, chcąc, by tym razem Kol skupił się na sobie i sam coś wybrał. Wiedziała, że bez względu na wybór, spędzą wspólnie miły czas.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  26. Davina z jednej strony chciała już wrócić do domu. Mimo że zdążyli wcześniej wypocząć, a ona trochę się przespała i zregenerowała siły, nie miała nic przeciwko, by zostać teraz z Kolem w sypialni, odprężyć się i po prostu porozmawiać. Z drugiej jednak strony nie paliła się przed powrotem do posiadłości, w której bardzo prawdopodobne było, iż znów natkną się na kogoś, z kim nie miała ochoty rozmawiać. Chciałaby wierzyć, że ta rezydencja jest bezpieczna, ale dzisiaj upewniła się w przekonaniu, że to założenie było mylne. Nieważne zatem ile zaklęć sama, by rzuciła, ile barier stworzyłaby Freya, ich dom nie był już wieżą dla groźnych wampirów, której nikt nie chciałby tknąć. Ktoś już ośmielił się ich zaatakować i prędzej czy później ktoś znów postanowi spróbować. Wszyscy, którzy tam mieszkali mieli wrogów, włącznie z samą Daviną, choć ona niewątpliwie miała ich mniej niż pozostali mieszkańcy, ponieważ oni mieli za sobą dekady wojen i sporów.
    Zmrużyła oczy, gdy wyszli na zewnątrz. Mystic Falls nie było jednym z tych gorących miasteczek. Pogoda nie zawsze rozpieszczała, a ten wieczór nie należał do bezchmurnych nocy, podczas których można było podziwiać gwiazdy. Niebo było ciemne, a mżawka zapowiadała, że pogoda w najbliższym czasie się nie poprawi. Westchnęła, ale z chęcią ruszyła przed siebie, ciesząc się, że nim wrócą do posiadłości, odbędą spokojny spacer, nawet jeśli pogoda nie była aż tak sprzyjająca.
    Davina wiedziała, że Nowy Orlean był naprawdę bogatym w straszne historie miejscem. Wiedziała, że Mystic Falls również do takowych się zaliczało. Mimo to zdecydowała się tu przyjechać. Poniekąd czuła, że w jej rodzinnym mieście działy się te wszystkie rzeczy, ponieważ była częścią tych ulic. Jej dziedzictwo krążyło pod ziemią i nigdy nie pozwalało jej odejść, nawet po śmierci. Dlatego Mystic nie wydawało się takie przerażające, aczkolwiek słysząc słowa Kola, nie czuła się już tak pewnie, jak dotychczas. Spokój, który początkowo tu czuła zaczynał odchodzić w zapomnienie. Nie pomagała świadomość, że wokół była rodzina, która mogła im ostatecznie pomóc, ponieważ wiedziała, że wrogów jest równie wielu, a nawet przewyższali ich liczebnie. W Nowym Orleanie też miała przyjaciół gotowych za nią walczyć, ale zdecydowała się wyjechać z nadzieją, że wtedy już nie będzie musiała szarpać się z każdym o to, by przeżyć kolejny dzień. Najwyraźniej nie było jej to pisane.
    Uniosła wzrok, podejrzewając, że teraz już całkowicie ginęła w jego, zbyt dużej, bluzie, gdy nałożył na jej głowę kaptur, który praktycznie całkowicie ją zasłaniał. Wywróciła oczami, słysząc jego komentarz, ale jednocześnie uśmiechnęła się do niego. Troszczył się o nią na każdym możliwym kroku i nie mogła mu mieć tego za złe. Ponadto temperatura faktycznie przestała być sprzyjająca, a Davina powoli zaczynała drżeć z zimna. Teraz już zmalała jej ochota na spacer, co więcej, mimo odpoczynku, nie czuła się już najlepiej, co zostawiła jednak dla siebie, by nie martwić Kola. Gdy wreszcie znaleźli się w domu, naprawdę czuła, że ten spacer nie był najlepszym pomysłem. Nie wiedziała, czy to z powodu ochłodzenie, czy czegoś innego, ale poczuła, jakby siły ją opuściły. W jej głowie pojawił się kolejny obraz, który był krótkim mignięciem, praktycznie niczego nie zarejestrowała. Przegapiła również to, że jej mąż zaniósł ją do łóżka i patrzył na nią ze zmartwieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przyniesiesz mi szklankę wody? Może lepiej herbaty? — poprosiła, gdy odzyskała głos i skupiła na nim spojrzenie. Posłała mu uspokajający uśmiech, a gdy ukochany wyszedł z pokoju, z trudem zsunęła nogi z łóżka, przyglądając się skaleczeniu na dłoni, które teraz zaczęło jakby pulsować. Zmusiła się jednak, by wstać i ruszyła do biurka, w którego szufladzie już wcześniej schowała mapę, która pomogła jej odnaleźć Kola. Rozłożyła ją szybko i póki rana dalej dawała o sobie znać, uniosła dłoń nad mapą, zaciskając palce tak, by kilka kropli krwi spadło na papier. Przełknęła i zaczęła szeptać zaklęcie, ale gdy tylko krople zadrżały na papierze, przed jej oczami zamajaczyły czarne plamy. Chwyciła się brzegów biurka, nim nogi odmówiły jej posłuszeństwa, ale na nic się to nie zdało, ponieważ zaraz całkowicie pochłonęła ją czerń.

      Davina

      Usuń
  27. Starała się walczyć ze wszystkich sił, gdy ogarniała ją ciemność, chwytając się strzępków rzeczywistości, licząc, że w ten sposób uda jej się zachować świadomość i przezwyciężyć słabość, która nią zawładnęła. Czuła jednak, w którym momencie jej ciało się poddało, puszczając wszelkie bariery. Nie wiedziała, czy została zaatakowana, czy jej ciało zostało przesadnie wyczerpane i zużyła zbyt wiele energii. Wreszcie jej duch po prostu się poddał. Próbowała zawołać ukochanego, ale nie wiedziała, czy jej się to udało, ponieważ po chwili ogarnęła ją nicość. Początkowo w niej dryfowała, unosiła się na jej obrzeżach, ale to było jak czarne morze, z którego nie mogła się wydostać. Przestała walczyć. Gdy zniknęła ciemność, która wcześniej była wszystkim, znajdowała się ponownie w lesie. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak w jej poprzednim śnie. Przez panującą dookoła ciszę przedarł się zmartwiony głos Kola. Biegła przed siebie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu choćby najmniejszego znaku ukochanego. Ze wszystkich sił próbowała go nawoływać, ale za każdym razem, gdy tylko otwierała usta czuła, jakby jej płuca napełniały się wodą, nie mogła wydobyć z siebie nawet najcichszego jęku. Wreszcie jakimś cudem dotarło do miejsca, w które dzisiaj zaprowadził ją Kol. Mocowała się z kłódką, która jakimś sposobem wreszcie puściła, Davina zdążyła jedynie odchylić klapę, gdy coś wciągnęło ją do środka. Las zniknął, a ona znów znalazła się na cmentarzu w Nowym Orleanie. Jednakże to nie było to miejsce, które odwiedzała, gdy należała do świata żywych. To był świat, o którym chciała ze wszystkich sił zapomnieć. Miejsce pozbawione światła, które było jej piekłem, miejscem, w którym była karana za to, że zdradziła wiedźmy i dołączyła do Marcela, wykorzystując ich moc. To tam poznała przodków, którzy jasno dali jej do zrozumienia, co myślą o tym, że sprzeciwiła się starodawnemu rytuałowi Żniw. To miejsce jednak miało jedną ważną różnicę. Gdy skręcała w różne uliczki, gdzie każda była podobna do poprzedniej, a ona czuła się jak w labiryncie, wreszcie na kogoś się natknęła. Nie byli to jednak przodkowie, których wcześniej tu spotkała. Otoczyła ją grupa kobiet, każda z nich szeptała coś pod nosem. Davina poczuła, że pada na kolana, próbowała zatkać uszy, odciąć się od szeptów. Wreszcie wydała z siebie przeraźliwy krzyk, odrzucając ręce na boki, odpychając wszystko, co znajdowało się w jej pobliżu, wtedy znów zalała ją ciemność.
    Obudziła się leżąc na trawie w tym samym lesie. Paliła ją dłoń, uniosła ją do góry, a jej oczom ukazał się ten sam symbol, którym niedawno naznaczyła rudowłosą wiedźmę, która jako jedyna przeżyła po tym, jak Davina odnalazła Kola i wspólnie zabili resztę, która przybyła wtedy do domku. Tamtą zabrał Elijah i wiedźma z drugiego sabatu, lecz przed tym Davina ozdobiła jej skórę magicznym symbolem. Pomiędzy drzewami mignęły jej rude włosy, a ona zerwała się na równe nogi. Za kobietą biegł ktoś jeszcze, Davina bez wahania ruszyła w tamtym kierunku. Wreszcie znaleźli się na jakieś polanie. Drugim osobnikiem okazał się mężczyzna, teraz klęczał przed tamtą wiedźmą. Davina spojrzała na niego i zobaczyła Kola. Wtedy rudowłosa uniosła kołek, ten sam, który powinien być już dawno zniszczony, ponieważ stanowił największe zagrożenie dla pierwotnych. Dłoń wiedźmy z zapachem wbiła się w ciało Kola, a z gardła Daviny wyrwał się przeraźliwy krzyk.
    — Kol! — wrzasnęła, zrywając się do pozycji siedzącej. Jej oczy były szeroko otwarte, a przed nią ukazała się sypialnia, w której przebywało pięć kobiet. Nim Davina zdążyła się powstrzymać, jej ciało dalej kierowane obrazem, z którego dopiero co się wyrwała, wyrzuciło z siebie wiązankę mocy. Jej dłonie wyrwały do przodu, a pięć czarownic odleciało do tyłu. Jedyne co zdążyła zarejestrować to fakt, że dłoń w miejscu, w którym przed chwilą dostrzegała symbol, była nieskazitelna jak przedtem.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  28. Patrzyła w osłupieniu, jak wszystkie wiedźmy opadły, powalone jej uderzeniem. Tym wyładowaniem energii pozbyła się z siebie wszystkiego, co złe, ale również wszystkiego, co dobre. Opadły z niej siły, czuła jak jej ciało całe się trzęsło, gdy wracała do rzeczywistości, zostawiając za sobą obrazy, które najwyraźniej były koszmarem. Sęk w tym, iż były niesamowicie prawdziwe. Całą sobą czuła wtedy, że to jawa. Zapomniała o omdleniu, jej umysł nie potrafił odróżnić prawdy od fałszu i właśnie dlatego to uderzenie, które powaliło pięć wiedźm, przeniosło się do rzeczywistości, a w jej umyśle pojawiło się wspomnienie z kościoła w Nowym Orleanie. Wtedy kilka wiedźm też po nią przyszło, wtedy była znacznie młodsza, znacznie bardziej gniewna. Do tej pory pamiętała, jak wszystkie uniosły się do góry, niczym marionetki, a ona po prostu skręciła każdej kark w tym samym momencie, po czym wszystkie opadły bezwładnie na ziemię. To wspomnienie zostało odegnane, dopiero gdy u jej boku znalazł się Kol. Poczuła, jak przyciągnął ją do siebie, a ona ukryła twarz w zagłębienie jego szyi, próbując opanować drżenie. Usłyszała jego cichy szept i wtedy jej ciałem wstrząsnął niekontrolowany szloch. Zacisnęła dłonie na materiale jego koszulki, wtulając się w niego jeszcze bardziej, jakby próbowała wtopić się z nim w jedność.
    Odsunęła się, by odwzajemnić jego spojrzenie. Gdy poprosił, aby nie płakała, wyrwał jej się kolejny szloch. Patrzyła na niego, na strach malujący się w jego oczach, ale nie mogła nakarmić się tym widokiem, gdy zderzał się z obrazem, który pojawił się w tamtym koszmarze. Widziała go klęczącego i nie mogła się powstrzymać, by znowu objąć go z całych sił, wiedząc, że Kol był wystarczająco silny i nie mogła zrobić mu żadnej krzywdy. Dopiero po chwili zaczęła spokojniej oddychać, opanowując się na tyle, by zerknąć na blondynkę, która posyłała jej uśmiech. Skinęła w odpowiedzi głową, nie będąc zdolną, by zdobyć się w tym momencie na jakiekolwiek słowa.
    Padła wyczerpana na poduszkę, jednakże dłoń trzymała mocno splecioną z palcami Kola, samym wzrokiem przekazując mu, by jej nie zostawiał. Nie zamierzała go nawet teraz nigdzie puścić. Zmęczenie jednak przeważyło, a ona, mimo że chciała powiedzieć jeszcze wiele rzeczy, musiała pogodzić się z tym, że jej ciało miało inne plany. Tym razem na całe szczęście jej umysł nie został zalany strasznymi obrazami, a ona przeniosła się w miejsce, które sprawiło, iż dopiero muskające jej twarz poranne promyki słońca zmusiły ją do otworzenia oczu. To był ten moment, gdy żegnała krainę snów, a witała rzeczywistość i wspomnienia. Zalała ją fala tego, co się stało i nim jeszcze otworzyła oczy, jej dłoń powędrowała na drugą stronę łóżka, gdzie nie znalazła Kola. Wtedy jednak usłyszała jego głos i otwierając oczy, zwróciła twarz w stronę łazienki. Posłała mu uśmiech, nim jej wzrok został przykuty przez kwiaty, które wypełniały pokój. Zagryzła dolną wargę, przeskakując spojrzeniem z miejsca na miejsce. Odrzuciła pościel, wstając powoli i podchodząc do pierwszego bukietu, musnęła palcami czerwone płatki. Odwróciła się do ukochanego, bez wahania zmniejszając dzielący ich dystans. Wplątała palce w jego włosy, przyciągając go do czułego pocałunku. Odsunęła się dopiero po dłuższej chwili, spoglądając mu w oczy z czułością.
    — Kocham Cię. — wyszeptała ze świadomością, że były to pierwsze słowa, jakie wypowiedziała od czasu wczorajszego przeraźliwego krzyku.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  29. Jedyne czego Davina potrzebowała do szczęścia to bliskość swojego męża, aczkolwiek musiała przyznać, że taki prezent powitalny był niezwykle uroczy. Kol miał w sobie skrytego romantyka, a fakt, że rozpieszczał ją takimi przepięknymi upominkami, idealnie o tym świadczył. Podejrzewała, że sam był wykończony, po ostatniej nocy. Mimo zmęczenia, które wtedy odczuwała, zapamiętała zmartwienie, a nawet czysty strach, które malowały się na jego twarzy. Rozumiała to doskonale, ponieważ, gdy to on leżał na łóżku i walczył z siłą innej wiedźmy, ona była przerażona swoją bezsilnością. Wczoraj on był na jej miejscu, mimo to wstał o świcie i postarał się o piękny poranek, który będzie mogła zaliczyć do jednych ze swoich ulubionych. To sprawiało, że sam pocałunek wydawał się niewystarczającym podziękowaniem, aczkolwiek w tym momencie nie wiedziała, cóż innego mogłaby zrobić, prócz pocałunku, w który wlała wszystkie swoje emocje.
    — Umiem się rozebrać. — odparła ze śmiechem, lecz nie narzekała na metody Kola, gdy muskał wargami jej delikatną skórę. Obiektywnie mogła stwierdzić, że on robił to o wiele lepiej i zdecydowanie mogłaby do tego przywyknąć. Pozwoliła sobie na chwilę przymknąć powieki, rozkoszując się chwilą. Odsunęła od siebie wszystkie myśli dotyczące poprzedniego wieczoru. Postanowiła skupić się na teraźniejszości. Tamten koszmar został zażegnany, a w nocy nie męczyły jej żadne nieprzyjemne obrazy, lecz podejrzewała, że to była akurat zasługa jej męża i zdecydowanie musieli o tym porozmawiać, sęk w tym, iż w tym konkretnym momencie nie mogła się skupić na niczym, gdy Kol tak skrupulatnie się nią zajmował.
    Umościła się wygodnie w wannie, rozkoszując się tym, jak wszystkie spięte jeszcze mięśnie rozluźniają się za sprawą ciepłej wody. To było oczyszczające uczucie, tak jakby ostatecznie pozbywała się wszystkiego, co złe. Teraz zostawali sami i zamierzała się tym cieszyć. Jeszcze rok temu zapewne nie czułaby się aż tak pewnie w podobnej sytuacji, ale Kol sprawił, że nabrała pewności siebie nawet w tak intymnych aspektach, a wspólna kąpiel wydawała jej się idealnym spędzeniem czasu, nie zaś czymś zawstydzającym. Musiała jednak przyznać, że nim znalazła się w wannie, na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec, gdy Kol pozbył się ostatniej części jej garderoby. Ostatecznie niektóre rzeczy się nie zmieniały tak całkowicie.
    Zerknęła na swojego męża, gdy padła wzmianka o ślubie. Zastanowiła się przez moment nad tą propozycją, rozważając wszelkie za i przeciw. Nie mogła powiedzieć, że miała dobre doświadczenia z wiedźmami zamieszkującymi Mystic Falls. Nieważne czy stały po tej dobrej stronie sabatu, czy tej złej. Patrzyła na nie wszystkie z odpowiednią dozą nieufności, wiedząc, że łatwo może się sparzyć. Jednocześnie jednak wiedziała, że wiedźmy to silna społeczność, nieważne gdzie się znajdowała, zatem lepiej było mieć je po swojej stronie, a przynajmniej być z nimi w neutralnych stosunkach.
    — Wychodzi na to, że cała rodzina Mikaelsonów się pojawi. — odparła z uśmiechem, przystając na tę propozycję. Uznała, że spojrzy na to zaproszenie jako na sposób spędzenia wspólnie dobrego czasu. Chciała zatańczyć ze swoim mężem, wypić kieliszek szampana, uśmiechać się do niego bez powodu i spędzić kilka chwil na zwykłej zabawie.
    — W takim razie jest nas dwoje. Ostatnie dni to było szaleństwo, ale teraz będzie lepiej. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale po prostu czuję się o wiele lepiej. Nieważne co się stanie, damy radę. — zapewniła, odwzajemniając jego spojrzenie z pewnością, którą w tym momencie czuła. Nachyliła się i musnęła delikatnie jego usta. — Włożysz garnitur? — zapytała z uśmiechem, zmieniając temat, gdy zerkała na niego zaciekawiona z pewną dozą ekscytacji.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  30. W tym momencie naprawdę czuła, że Kol się rozluźnił tak samo, jak ona. Jego spojrzenie przestało być czujne, a ciało nie było spięte. Cieszyła się, że wreszcie odpuścił, nawet jeśli miało to trwać tylko jakiś czas. Nie chciała, by ciągle dręczyły go jakieś obawy, pragnęła, by był tu z nią, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, by nie zastanawiał się jednocześnie, co złego za chwile może się stać.
    — Jesteś aż taki łaskawy? Cóż... Nie wiem, czy będę chciała go zdjąć. — odparła z uśmiechem, drocząc się z nim, nim nachyliła się, by obsypać kilkoma pocałunkami jego brodę. Rozluźniła się jeszcze bardziej pod dotykiem jego palców, które w idealny sposób pozbywały się napięcia, które jeszcze gdzieniegdzie się utrzymywało. Sama z kolei zsunęła się z pocałunkami na jego szyję, aż wreszcie dotarła do miejsca, które skubnęła zębami, od razu jednak przesuwając po skórze językiem, by załagodzić wcześniejsze działanie.
    Podziękowała, gdy owinął ją puszystym ręcznikiem, przez chwilę wodząc za nim wzrokiem, aż wreszcie sama zabrała się za dokończenie porannej toalety. Nałożyła na siebie szarą tunikę, a pod spód zwykłe czarne legginsy. Włosy spięła gumką i dopiero wtedy zeszła na dół, odnajdując swojego męża w kuchni, gdzie krzątał się, przygotowując śniadanie. Oparła się o framugę, przyglądając mu się z uśmiechem na ustach. To była normalność, której pragnęli, a przynajmniej jej mały fragment.
    — Dziękuję. — szepnęła z uśmiechem, podchodząc bliżej wyspy. Wspięła się na palce, by złożyć na policzku męża pocałunek, po czym usiadła na jednym z wysokich krzeseł. Wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy, ale gdy teraz Kol podsunął jej pod nos talerz z jedzeniem zrozumiała, że naprawdę była głodna. Dlatego przestając podziwiać jego dzieło, wzięła do ręki pierwszą z kolorowych kanapek i zaczęła pałaszować. Jednocześnie zerknęła w stronę męża, który z kolei wpierw musiał się zadowolić swoim podstawowym śniadaniem. Na chwilę wróciła myślą do czasów, gdy sprowadziła Kola zza światów, lecz przodkowie nie ułatwili zadania i sprawili, że ukochany nie mógł zapanować nad żądzą krwi. Ciężko było patrzeć, jak walczył sam ze sobą, gdy próbował nie ulec pierwotnym instynktom, które próbowały przejąć nad nim kontrole. Teraz wiedziała, że ze wszystkim sobie radzi, aczkolwiek wtedy, nawet mając świadomość, że mógł poddać się pragnieniu, nie czuła przy nim zagrożenia. Po prostu mu ufała.
    — Są pyszne. Naprawdę dziękuję za ten poranek oraz za noc. Wiem, że była spokojna dzięki tobie, ale nie możesz wiecznie wchodzić mi do głowy. Poradzę sobie. — wytłumaczyła, spoglądając na niego z czułością. Wiedziała, że się o nią martwił, aczkolwiek jednocześnie nie chciała, by próbował cały ciężar z jej barków zabierać na swoje plecy. Byli partnerami, dlatego chciała, by dzielili się wszystkim po równo. Ostatecznie Kol nie mógł ochronić jej przed wszystkimi zagrożeniami, nieważne jak bardzo by się starał. Miała jednak przeczucie, że rozmowa o tym nie byłaby wcale łatwa, a ukochany mógł mieć inne zdanie na ten temat.
    Wreszcie sięgnęła po łyk ciepłej herbaty, ale gdy przyłożyła kubek do ust, poczuła zapach naparu i wszystko w jej brzuchu głośno zaprotestowało. Odłożyła szklankę i zeskakując ze stołka, pobiegła w stronę łazienki. Zdążyła jedynie machnąć ręką, magicznie blokując zamek w drzwiach, nim dopadły ją mdłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że Kol zaraz pojawi się w pobliżu, ale były rzeczy, których nie chciała z nim dzielić, a to była z pewnością jednia z nich. Mógłby wyłamać drzwi bez problemu, ale liczyła, że mimo wszystko zrozumie aluzje. Na całe szczęście jej żołądek po chwili się uspokoił, a ona wstała, by przemyć twarz zimną wodą i szybko wyszorować zęby, aby pozbyć się nieprzyjemnego smaku. Nie wiedziała, czy było to zwykłe zatrucie, czy może efekty wczorajszej nocy, a jej ciało w ten sposób dawało jej do zrozumienia, że jeszcze w pełni się nie zregenerowało po tym, co przeżyła. Machnęła ręką, odblokowując zamek w drzwiach, ostatni raz zerkając na swoje odbicie w lustrze, by upewnić się, że na jej policzki wraca kolor. Gdyby była przerażająco blada, zapewne jeszcze bardziej zmartwiłaby Kola.

      Davina

      Usuń
  31. — Wszystko dobrze. — zapewniła, słysząc niepokój, który wręcz bił z jego głosu. Posłała mu dodatkowo uspokajający uśmiech, gdy ujął jej twarz w swoje dłonie, licząc, że to przynajmniej po części zapewni go o tym, że naprawdę dobrze się czuła. Mdłości dopadły ją nagle i nie potrafiła powiedzieć co było ich przyczyną. Koniec końców była tylko człowiekiem, może i posiadała nadprzyrodzone zdolności i potrafiła wykorzystywać je na wiele różnych sposobów, ale nie znaczyło to, iż nigdy nie chorowała i nie dopadały jej pewne ludzkie dolegliwości. Podejrzewała, że lęk Kola wynikał również z tego, iż on był pod tym względem znacznie odporniejszy niż ona. W końcu był nieśmiertelny, chociaż już wielokrotnie udowodniono, iż owa nieśmiertelność ma swoje limity i mimo wszystko można było zakończyć życie pierwotnego, aczkolwiek było to bez wątpienia trudne zadanie.
    Posłała mu twarde spojrzenie, słysząc jego kolejne słowa. Z całą pewnością nie zamierzała spędzić kolejnych godzin w łóżku. Nie chciała czuć się jak inwalidka, a gdyby wiecznie leżała pod pierzyną, właśnie tak by na to patrzyła. Była wystarczająco silna, by przezwyciężyć zwykłe mdłości, które zresztą już zaczęły jej ustępować. Poza tym nic innego jej nie dolegało. — To nie jest ponad moje siły. Kol, taki właśnie jest świat. Czasami kichnę, czasami skręcę kostkę, czasami się skaleczę, a czasami będzie mi po prostu niedobrze. Tak wygląda rzeczywistość i nie możesz zamykać mnie w pokoju z tak błahych powodów. — wytłumaczyła spokojnie, lecz w jej głosie jasno było słychać upartość, która bez dwóch zdań znaczyła tylko tyle, iż to, co powiedziała, nie podlega dyskusji. Uwielbiała jego troskę, to jedna z cech, za które najbardziej go kochała, acz bez względu na wszystko chciała przeżyć życie wraz z nim. Nie zamierzała go spowalniać. Pragnęła, by doświadczali wszystkiego razem, a wiedziała, że jeszcze wiele przed nimi i nie planowała się ograniczać. — Popatrz na mnie i uwierz, że jestem silna. Ja właśnie tak się czuję. — dodała pewnym głosem, lecz była to również pewnego rodzaju prośba. Teraz prosiła go o to, by jej zaufał i przestał się tak bardzo nie martwić.
    Odłożyła szklaneczkę z wodą, przyglądając się przez chwilę Kolowi, dając mu czas do namysłu, ponieważ wydawało jej się, że w tym momencie właśnie tego potrzebował. Wreszcie ruszyła w stronę łóżka i usiadła obok niego, by mogli spleść ze sobą dłonie. Pokiwała głową w odpowiedzi na jego pytanie, a było to prawda, ponieważ faktycznie czuła się już znacznie lepiej, a tamten incydent musiał być po prostu chwilową niedogodnością. Nie zamierzała już dłużej o tym myśleć ani tym bardziej rozmawiać.
    — Ja Ciebie też. Cholernie mocno. — odparła z uśmiechem. Uwielbiała, gdy wypowiadał te słowa, równie bardzo, jak to, gdy mogła mu się tym samym odwzajemnić. Nieważne ile razy je wypowiedzą, nie mogły jej się nigdy znudzić. W jej życiu brakowało miłości, aczkolwiek teraz nie mogła narzekać na jej brak. — To co, wesele? — zapytała, wracając do poprzedniego tematu, nie zamierzając z niego rezygnować. — Na takich imprezach zawsze się najwięcej dzieje. Poza tym będzie tam twoje rodzeństwo, na pewno coś się wydarzy. Nie może nas zabraknąć.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  32. Osobiście uważała, iż jej upartość niespecjalnie przewyższała tą, którą cechował się Kol. Przykładem były początki ich znajomości, gdy odkryła jego prawdziwą tożsamość, lecz on mimo jej jawnej niechęci, którą próbowała go do siebie zniechęcić, nie odsunął się od niej. Wtedy udawała, że ją to irytuje, poniekąd była to prawda, aczkolwiek jednocześnie cieszyła się z jego obecności, gdyż był wsparciem, którego wtedy bardzo potrzebowała. Zaczynała coś do niego czuć, a gdy dowiedziała się, że Kaleb był tylko powłoką, była wściekła, aczkolwiek uczuć nie można było tak po prostu wyłączyć.
    Posłała mu olśniewający uśmiech, gdy przytaknął i zgodził się ostatecznie na ich wieczorne wyjście. Umościła się wygodniej na jego kolanach, zarzucając mu ramiona na szyje. Słysząc jego kolejne słowa, posłała mu spojrzenie, które jasno mówiło, iż nie do końca mogła zgodzić się z jego słowami. Ostatecznie rozmawiali przecież o jego rodzinie, a tam, gdzie pojawiali się wszyscy razem, pojawiały się też zwykle nieoczekiwane wrażenia. Nie chciała jednak martwić Kola, dlatego jedynie nachyliła się i musnęła jego usta w krótkim niewinnym pocałunku. Z drugim stwierdzeniem zdecydowanie mogła się bardziej zgodzić, ponieważ faktycznie ostatnie dni nie należały do najłatwiejszych, a los ich nie oszczędzał, co chwila zrzucając na nich coś nowego, z czym musieli sobie poradzić.
    — Nie martw się na zapas. Będzie dobrze. Przecież będziemy tam wszyscy. Nikt rozsądny nie odważy się zaatakować dwóch wiedźm, zgrai pierwotnych wampirów i hybrydy, która dla zabawy wyrywa wszystkim serca. — dodała, posyłając mu mrugnięcie, nim wtuliła się w niego, muskając wargami jego skórę. Oczywiście, wiedźmy wcześniej zaatakowały ich dom, przypuszczając atak na Kola, aczkolwiek na przyjęciu mieli pojawić się wszyscy naraz, wątpiła zatem, by ktokolwiek odważył się bezpośrednio ich zaatakować. Osobno każdy z nich stanowił znaczną siłą, w połączeniu byli zatem naprawdę trudnym przeciwnikiem. Nie zawsze przychodziło jej łatwo jednoczyć się z resztą Mikaelsonów, lecz czy jej się to całkowicie podobało, czy też nie, byli rodziną.
    Gdy Kol opuścił sypialnię, mogła spokojnie przygotować się na wieczór. Wcześniej nie było zbyt wielu okazji, które wymagałyby odpowiedniego ubioru i stosownej prezencji. Cieszyła się zatem, że tym razem, wspólnie z Kolem mogli spędzić czas w odrobinę inny sposób. Początkowo nie była przekonana do tego pomysłu, zresztą w dalszym ciągu mogłaby postarać się o kilka powodów, dla których lepiej byłoby zostać w domu. Jednakże postanowiła odłożyć zmartwienia na bok i skupić się na plusach całej sytuacji. Nie mogła zawsze i wszędzie doszukiwać się zagrożenia, ponieważ wreszcie po prostu by zwariowała.
    Dopiero gdy była już ubrana w suknię wykonaną z jasnego materiału, który przylegał do jej talii, by później opadać luźno, wyłoniła się z sypialni. Jej obcasy stukały, gdy kierowała się w stronę schodów prowadzących na dół, gdzie przypuszczalnie znajdował się jej mąż. Zdobienia, które ozdabiały górę sukni, lekko się mieniły, z kolei ciemne kosmyki, których część tego dnia była spięta, by reszta mogła swobodnie opadać, okalając jej twarz, unosiły się przy każdym jej kroku. Wreszcie dostrzegła swojego męża, uśmiechając się pod nosem, ponieważ była pewna, że doskonale ją słyszał, aczkolwiek nie zamierzał się jeszcze obracać. Właśnie dlatego podeszła bliżej, stając niemalże obok niego, gdy wreszcie obrócił się w jej stronę. Uśmiechnęła się widząc jak obejmował wzrokiem jej kreację. Sama zresztą też syciła się jego elegancką prezentacją.
    — Właśnie na to liczyłam. — odparła z uśmiechem, nim podała mu dłoń, by ruszyć w stronę wyjścia. Gdy dotarli na miejsce, rozejrzała się dookoła, rejestrując wiele nieznajomych twarzy. Wiele osób było zaintrygowanych ich pojawieniem, czemu nie mogła się dziwić. Gdy zbierali się wszyscy razem, a nie zdarzało się to aż tak często, przyciągali po prostu uwagę. Zastanawiała się jak wiele osób wiedziało o tym, że na ceremonii pojawi się również rodzina pierwotnych, a którzy natomiast byli zaskoczeni ich obecnością tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostrzegając zmianę w postawie męża, uniosła spojrzenie na jego twarzy, by zobaczyć, że skupiał wzrok na kobiecie, która przyglądała im się z daleka. Zmarszczyła brwi, instynktownie przysuwając się bliżej Kola. — Mam rozumieć, że nie dostaniemy nawet kilku minut spokoju? — rzuciła w stronę męża, wzdychając cicho pod nosem. Posłała w stronę kobiety ostrzegające spojrzenie, ponieważ w tym momencie nie miała ochoty na kolejne dramaty. Była tu reszta pierwotnych, ostatecznie oni też mogli się tym zająć.

      Davina

      Usuń
  33. Skinęła głową, choć w dalszym ciągu czujnie przypatrywała się wiedźmie, która tak uważnie im się przyglądała, jakby próbowała wzrokiem ich prześwietlić. Wtuliła się w bok swojego męża, unosząc głowę, by posłać mu uśmiech. Dostrzegała całą resztę rodziny, a więc nie czuła się w tym momencie zagrożona. Nawet jeśli nie stanęliby w jej obronie, zrobiliby to dla brata, więc ta świadomość jej wystarczyła. Ponadto wcale nie czuła się bezbronna i nie zamierzała pozwolić, by jakaś kobieta zepsuła im ten wieczór. Pragnęła, by to wyjście było normalne, oczywiście jak na standardy wesela urządzanego przez czarownicę. Chciała, by spędzili miły czas i nie przejmowali się nikim z zewnątrz. Przeniosła spojrzenie na centrum całej ceremonii, które skupiało teraz wzrok zapewne wszystkich gości. Przyglądała się wszystkiemu z czułym uśmiechem, ponieważ w tym momencie przypomniała sobie własny ślub. Nie było hucznego wesela, nie było rodziny i przepychu. Było spokojnie i kameralnie. Nie potrzebowała niczego więcej do szczęścia. Wystarczyło, że stał przed nią mężczyzna, który zawładnął jej sercem, a ona mogła ślubować mu miłość i wierność. Uniosła głowę, by zerknąć na Kola, a widząc jego uśmiech, podejrzewała, że również wrócił myślami do tamtego dnia. Gdy rozległy się brawa, ścisnęła dłoń męża, przesunęła również palcem po swojej obrączce, która była symbolem dnia, w którym się ze sobą związali. Nie potrzebowała ślubu, by nazywać go partnerem na całe życie, aczkolwiek od czasu do czasu zerkała na swój palec z uśmiechem, upewniając się w tym, że stojący obok niej mężczyzna odwzajemnia jej uczucia, a wszystko, co ich łączy jest jak najbardziej prawdziwe.
    Gdy wszyscy razem ruszyli, aby złożyć gratulacje, zauważyła, że niektórzy goście zachowywali wobec nich pewną dozę ostrożności. Nie mogła się temu dziwić, na ich miejscu zapewne postąpiłaby podobnie. Z doświadczenia wiedziała, że ta rodzina jest pełna niespodzianek. W ich przypadku wszystko mogła wybuchnąć naprawdę nagle, bez żadnego ostrzeżenia, o czym zresztą wspomniała wcześniej ukochanemu. Nie bez przyczyny ta rodzina była uznawana za najbardziej znaną. Budzili strach w naprawdę wielu osobach, choć jej zdaniem to Klaus głównie zapracował na ten tytuł. Jednakże nie mogła być w pełni obiektywna.
    Uśmiechnęła się lekko do panny młodej, choć w gruncie rzeczy nie znała tej kobiety. Ostatecznie była tylko osobą towarzyszącą, co jednak nie znaczyło, iż zamierzała zachować się niegrzecznie. Poszła w ślady reszty rodziny, składając skromne gratulacje, nim znów znalazła się blisko męża, dziękując za kieliszek z szampanem, który jej podał. Ten wieczór z pewnością potrzebował alkoholu, dlatego wraz ze wszystkimi wzniosła toast i upiła łyk musującego trunku. Była jednak ostrożna, zważając na swoje poranne mdłości. Nie chciała, by sytuacja się powtórzyła, dlatego nie zamierzała przesadzać.
    — Miałeś inne plany odnośnie do tego wieczoru? — zapytała z uśmiechem, zajmując miejsce przy długim stole. Ona z całą pewnością zamierzała spędzić wiele czasu na parkiecie w objęciach swojego męża. Był to jeden z głównych powodów, dla których pragnęła pojawić się na tej imprezie. Nie chodziło tylko o koneksje. Chciała spędzić z nim czas, bez skrępowania oddać się muzyce i po prostu bawić się wraz z mężem.
    Zerknęła na Kola i jego brata, posyłając im zdziwione spojrzenie. Śledziła ich wzrokiem, aż dostrzegła wiedźmę, która również kierowała się w ich stronę. Davina odwróciła wzrok, by zobaczyć czy Freya również dostrzegła całe zamieszanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymieniły się zmartwionymi spojrzeniami, nim brunetka skinęła głową i odsunęła krzesło, tym samym oznajmiając, że zamierza się tym zająć, a przynajmniej uczestniczyć w tej rozmowie. Ruszyła w stronę Kola, który wraz z bratem zbliżył się do wiedźmy. Szybko znalazła się tuż za nimi, wzroku jednak nie spuszczając z kobiety.
      — Z chęcią też usłyszę, co masz do powiedzenia, bo widzę, że bardzo chcesz się tym podzielić. — odparła, stając obok Kola. W jej głosie pobrzmiewała pewna irytacja, która była jak najbardziej na miejscu. Chciała spokoju, lecz jak zwykle coś musiało go zaburzać. Tym razem była to kobieta, która wpatrywała się w nią nieustępliwym wzrokiem.

      Żona

      Usuń
  34. Davina oczywiście mogłaby zostać przy stole i poczekać na męża, lecz kłóciłoby się to z jej naturą. Oboje mieli się ochraniać, ponadto, gdy tylko pojawili się na przyjęciu, owa wiedźma od razu skupiła wzrok na ich dwójce. Davina uznała zatem, że cokolwiek się działo, miało związek zarówno z Kolem, jak i z nią. Nie zamierzała go opuszczać i pozwolić, by sam się z tym mierzył, czymkolwiek to miałoby być. Miał wsparcie brata, Elijah najwyraźniej tym razem nie miał w planach wszystkiego lekceważyć, aczkolwiek i tak wolała być w pobliżu, gdyby sprawy, w którymś momencie przybrały niekorzystny obrót. Była również ciekawa, cóż takiego tym razem się działo, iż musieli zostać w to wplątani.
    Gdy wiedźma wbiła w nią swoje spojrzenie, całkowicie skupiając się na niej, Davina poczuła się odrobinę niepewnie. Wiedziała, że cokolwiek za chwile wyjdzie z tych ust, nie przypadnie jej to do gustu. Słuchała jej słów, jednocześnie powstrzymując się od ponaglenia tej historii. Nie do końca rozumiała, dlaczego owa wiedźma sądziła, że historia jakiegoś rodu aż tak bardzo powinna ich wszystkich interesować. Szczególnie gdy znajdowali się na przyjęciu, a ta wiedza mogła poczekać jeden czy dwa dni. Mimo wszystko Davina całkowicie skupiła się na kobiecie, słuchając jej z uwagą, dlatego była tym bardziej zaskoczona, gdy wiedźma zrobiła krok w jej stronę, lecz drogę od razu zagrodził jej Kol, który nie zamierzał nawet sprawdzać, czy kobieta miała dobre, czy też złe intencje. Był opiekuńczy i ostrożny, jasno dając wszystkim o tym fakcie znać.
    Początkowo słowa kobiety do niej nie dotarły. Od razu chciała zaprotestować, ponieważ z całą pewnością nie była w posiadaniu żadnej własności owego rodu. Nie miała z nimi praktycznie nic wspólnego, poza negatywną energią. Otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia, gdy pojęła sens jej ostatnich słów. Przeniosła spojrzenie na Kola, który wpierw śmiechem zlekceważył te domysły, lecz po chwili jego mimika uległa zmianie, a ona gwałtownie przeniosła spojrzenie z powrotem na wiedźmę.
    — To chyba jakieś żarty. — stwierdziła, kręcąc głową. Jedynym sensownym rozwiązaniem tego całego nieporozumienia była błędna interpretacja słów tej kobiety. Davina z pewnością musiała źle coś zrozumieć, ponieważ to, co teraz podsuwał jej umysł było co najmniej nieprawdopodobne. Na całe szczęście Kol potrafił znacznie lepiej zachowywać zimną krew i od razu poprosił o wyjaśnienia. Davina z kolei nie spuszczała wzroku z kobiety, szukając w jej twarzy oznak choćby drobnego kłamstwa.
    Słuchała jej słów z coraz większym oniemieniem wypisanym na twarzy. To wszystko brzmiało niedorzecznie, a jednocześnie wydawało się mieć sens i rację bytu, co było jeszcze bardziej przerażające. Davina była w takim szoku, iż nawet nie wycofała się, gdy wiedźma przyłożyła dłoń do jej brzucha, w którym, jeśli cokolwiek z tego było prawdą, rozwijało się teraz dziecko. W tym momencie w jej głowie przelatywało tysiące myśli. Wszystko od momentu poznania tamtej młodej czarownicy, aż do dzisiejszego poranka i mdłości, które nagle jakby nabrały sensu. Wreszcie, jakby ocknęła się z letargu, robiąc krok do tyłu.
    — Nie, nie, to niemożliwe. — pokręciła głową, aczkolwiek nawet dla niej te słowa nie brzmiały przekonująco. Jakaś jej część, znaczna, zaczynała w to wierzyć, a nawet po prostu miała pewność, że to jest prawda. Sęk w tym, iż ta minimalna cząstka nie dopuszczała takiej możliwości do głosu. Davina odwróciła się napięcie i ruszyła przed siebie, oddalając się od długiego stołu, ale również od męża, wiedźmy, czy nawet Elijaha, o którego obecności całkowicie zapomniała. Zatrzymała się dopiero kawałek dalej, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą i próbując to wszystko poukładać w głowie. — To nie może być prawda... — szepnęła, ale w tamtym momencie już wiedziała. Całą sobą czuła, że to wszystko jest jak najbardziej rzeczywiste.

    OdpowiedzUsuń
  35. Davina mimo młodego wieku zdążyła przemyśleć to, czy chciała zostać mamą, cóż, w gruncie rzeczy po prostu pogodziła się z myślą, iż nią nie zostanie. Jej życie było szalone odkąd sięgała pamięcią. Co chwila zdarzało się coś nieprawdopodobnego i już jako nastolatka musiała walczyć przeciwko światu, który raz za razem próbował ją złamać. Nie zastanawiała się nad tym, czy chce mieć w przyszłości dzieci. Była na to zbyt młoda, a gdy już mogła dojrzeć do tej myśli, działo się wiele innych rzeczy, na których musiała się skupić. Gdy wreszcie poznała Kola i zdecydowała się związać z nim na całe życie, ponieważ nie wyobrażała sobie świata, w którym miałoby zabraknąć go u jej boku, po prostu zaakceptowała rzeczywistość. Wiedziała, że decydując się na ten związek, rezygnuje z pewnych rzeczy, między innymi potomka. Nie przeszkadzało jej to jednak i nie wydawało się wielkim wyrzeczeniem. Kochała go, a on ją i to było całkowicie wystarczające. Nie rozważała tego, jak da swoim dzieciom na imię, jak to będzie troszczyć się o ich życie. To wszystko było nieosiągalne i nie rozkładała tego na czynniki pierwsze. W gruncie rzeczy ta myśl przemknęła przez jej głowę tylko w ostatnich dniach. Po tym, jak Kol pokazał jej ową wizję, faktycznie zastanawiała się, czy tego pragnął, lecz jednocześnie wiedziała, że są rzeczy, które ich ominą, a to była jedna z nich, ale nie uważała, że to koniec świata. Po prostu to zaakceptowała i zapomniała, skupiając się na innych aspektach ich wspólnego życia. Wierzyła, że nigdy nie spotkałaby kogoś, kogo tak bardzo, by kochała. Nie spotkałaby kogoś, kto tak bardzo okazywałby jej swoje uczucia względem jej osoby. Kogoś, kto ją chronił i sprawiał, że czuła się wyjątkową szczęściarą. Nie potrzebowała szukać niczego innego, ponieważ Kol dawał jej tak wiele, iż nie mogła odczuwać żadnych braków.
    Teraz dowiedziała się, że jest w ciąży, choć nigdy nie zakładała podobnej ewentualności. Nie wiedziała, jak powinna zareagować na tę myśl. Gdyby wszystko było normalne, zapewne by się cieszyła, aczkolwiek teraz była po prostu przerażona i zagubiona. Nie miała pojęcia, jak spojrzeć na tę sytuacją i co zrobić, by jej myśli przestały pędzić w tak zastraszającym tempie. To nie było tylko nieplanowane dziecko, to było coś znacznie ponad to marne stwierdzenie. Jej umysł nie potrafił tego pojąć, nieważne jak bardzo się starała. Wiele w życiu przeżyła, z wieloma rzeczami się mierzyła, lecz dawno nie czuła, że wszystko tak bardzo się skomplikowało. Jakaś jej część znów chciała ukryć się na strychu w Nowym Orleanie. Wiedziała, że to tylko strach przez nią przemawiał, a ona nie myślała tak naprawdę, by tam wrócić, aczkolwiek sam fakt, iż w jej głowie pojawił się ten przebłysk, mówił o tym, co się z nią w tym momencie działo.
    Jak przez mgłę zarejestrowała to, że Kol się za nią pojawił. Pozwoliła mu pokierować swoim ciałem i odwróciła się w jego stronę, zatrzymując nieobecny wzrok na jego twarzy. Przeciwności losu... Sama nie wiedziała, jak interpretować jego słowa. Dziecko było przeciwnością... A może to, co miało zdarzyć się po jego narodzinach. Nie mogła pogodzić się z ciążą, a co dopiero z tym, co wiązało się z sabatem i narodzinami ich potomka, który miał dzierżyć ich moc. To tłumaczyło, dlaczego czuła się taka silna. Kolejna myśl, która nie dodała jej otuchy. Słysząc wzmiankę o jego rodzeństwie, wcale nie poczuła się uspokojona. Wręcz przeciwnie. Nie wiedziała, czy ma ochotę rozpłakać się ze złości, ze smutku, ze strachu czy innej silnej emocji, aczkolwiek zwalczyła łzy, udając dzielną, choć teraz wcale się taka nie czuła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była cała sztywna i nieobecna do momentu, aż usłyszała jego ciche pytanie dotyczące powrotu do domu. Wreszcie zamrugała, jakby odpędzała jakiś obraz. Musiała to wszystko poukładać w głowie, zauważyła, że Kol radził sobie z tym znacznie lepiej, lecz ona w tym momencie po prostu nie mogła przyjąć do siebie wszystkich jego pocieszających słów. Była mu za nie wdzięczna, jednak tym razem nie łagodziły jej obaw. Ciąża i wszystko, co się z nią wiązało... Kol nie mógł znać odpowiedzi na wszystkie wątpliwości, które teraz krążyły po jej głowie.
      — Nie. Zostańmy jeszcze. — poprosiła wreszcie, odwracając się, by złożyć na jego policzku pocałunek, po czym zsunęła się z jego kolan, podając mu marynarkę, nim usiadła na swoim miejscu. Zerknęła na kieliszek szampana, wpatrując się w niego kilka sekund za długo. Westchnęła, odłożyła go na bok, choć jej wybuchowa natura zachęcała ją do tego, by cisnąć nim o ziemię. Buzowały w niej emocję, ale wiedziała, że z niektórymi rzeczami musi poradzić sobie sama. To działo się w jej głowie i Kol nie mógł w tej bitwie walczyć za nią, ponieważ musiała samodzielnie pokonać własne lęki. Sięgnęła po szklankę, napełniając ją sokiem.
      — Wiem, że się martwisz, ale to po prostu... Trochę dużo do przyswojenia. Nie chcę o tym teraz rozmawiać. — odparła, zerkając w stronę Kola. — Nie powiem Ci co teraz czuję, bo kompletnie nie wiem. Potrzebuję czasu.

      </3

      Usuń
  36. Davina tak naprawdę nie potrafiła w tym momencie wyobrazić sobie samej siebie w roli matki. Przerażała ją myśl o noszeniu dziecka tuż pod sercem, nie wspominając już o tym, co wiązało się z całą resztą. Jak mogła być dobrym rodzicem, skoro nigdy nie miała nawet dobrego wzorca do naśladowania? Własnego ojca nigdy nie poznała, co w ich sabacie, w którym przeważały kobiety, nie było czymś nadzwyczajnym. Z kolei jej matka nigdy nie była specjalnie dobrą rodzicielką. Była przede wszystkim wiedźmą i skupiała się na tym, by jej córka również w przyszłości wyrosła na kogoś silnego, z kogo można byłoby być dumnym, a sabat mógłby czerpać z niego korzyści. Jaka dobra matka patrzyłaby na rzeź młodych nastolatek, przyglądając się wszystkiemu z kompletnym niewzruszeniem, wiedząc, że jej dziecko będzie następne? Davina błagała ją o pomoc, lecz kobieta po prostu odwróciła od niej wzrok, tym jednym gestem przekreślając jakąkolwiek relację, która ich łączyła. Jedyną namiastką rodzicielstwa, jakie odczuła, było to, co robił dla niej Marcel. Traktował ją jak córkę, bronił, wysłuchiwał i starał się dbać o to, by jej życie było lepsze. Zapewniał jej dach nad głowę i ramię, na którym zawsze mogła się wypłakać. Nieważne jak wiele błędów popełniała, zawsze jej wybaczał, mimo iż jej czasami ciężko przychodziło zapomnienie złych uczynków, które on z kolei popełnił. Podejrzewała, że tak przynajmniej poniekąd powinno wyglądać rodzicielstwo. Wiedziała także, iż Hayley była naprawdę dobrą matką, choć świat jej tego nie ułatwiał, tak samo, jak ojciec małej Hope. Klaus z kolei... Czy był dobrym ojcem? Zapewne jego metody pozostawiały wiele do życzenia, ale na swój pokręcony sposób chronił swoją córkę, nawet jeśli to oznaczało, że miał ją chronić przed samym sobą.
    Gdy Freya zaproponowała jej spacer, po prostu skinęła głową i zerkając w stronę męża, podniosła się, by u boku blondynki ruszyć w cichsze miejsce. Od razu zaznaczyła, że w tym momencie naprawdę nie chce na ten temat rozmawiać. Freya jednak zapewniła ją, że nie to miała na uwadze, gdy zaproponowała tę przechadzkę. Siostra Kola najwyraźniej doskonale wiedziała, że Davina potrzebowała teraz odrobinę dystansu, ciszy... Pomógł też fakt, iż Freya była naprawdę wspierająca. Rozsądna, lecz delikatna. Oczywiście, ich relacje nie były idealne, a brunetka mogła mieć jej wiele do zarzucenia, aczkolwiek gdyby całe życie chowała urazę, do niczego by nie doszła. Ostatecznie wiedziała, że Freya zawsze miała na uwadze dobro rodzeństwa. Poświęcała się dla nich, oddając im całą siebie.
    — Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale pozwól mi tylko powiedzieć, że to, co teraz czujesz jest normalne. Możesz być zła, przerażona... Nie czuj się winna z tego powodu. To nie jest wiadomość, którą słyszy się każdego dnia, ale gdy już emocje opadną, zobaczysz, że to może być taki mały cud. Nie tylko dla Was, ale nawet trochę dla nas. Ta rodzina potrzebuje dobrych rzeczy, a to dziecko niewątpliwie nią będzie. — zapewniła Freya, zerkając na nią z uśmiechem. Davina w odpowiedzi objęła ją delikatnie, wymieniając z nią czuły uścisk, którego chyba w tym momencie potrzebowała. Zerknęła wreszcie w stronę stolika, uświadamiając sobie, że jej męża tam nie ma. Podejrzewała, iż on również potrzebował chwili dla siebie i rozumiała to. Jeszcze przez chwilę trwała przy boku blondynki, nim jej uwagę przykuła wiedźma, od której zaczęło się to tornado myśli.
    — Muszę z nią chwilę porozmawiać. — wytłumaczyła, przepraszając blondynkę i ruszając w stronę wiedźmy, która już wcześniej ją dostrzegła i teraz najwyraźniej na nią czekała, siedząc przy jednym z mniejszych stolików. Davina zajęła krzesło obok, przyglądając się kobiecie nieustępliwie. Ta z kolei po prostu czekała, jakby wiedziała, że nie może powiedzieć teraz niczego, co uspokoiłoby młodą czarownicę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dobrze, który to tydzień? — zapytała wreszcie, przerywając ciszę. Jej głos był cichy, lecz pewny, mimo iż w głębi była kłębkiem nerwów. Potrzebowała jednak jakichś szczegółów, by móc lepiej sobie z tym poradzić. — Siódmy albo ósmy. Wcześniej przyłożyłam ci dłoń do brzucha, dzięki temu wiem, że wszystko jest dobrze. — odparła, odpowiadając na jej pytanie. Davina z kolei poczuła, jakby jeden ciężar został zabrany z jej ramion. Położyła dłoń na brzuchu, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę rozwija się tam nowe życie.
      — Świat zrzuca na nas różne role. Nie zawsze jesteśmy na nie gotowi, ale musimy sobie z nimi poradzić. To dziecko ma teraz Ciebie, a ty musisz je ochraniać. Możesz być wdzięczna, że masz u swojego boku wampira. Może jestem trochę staroświecka, sądząc, że twoje życie byłoby łatwiejsze, gdybyś wybrała innego partnera, ale wiem też, że chyba nie ma nikogo kto tak dobrze, by cię ochronił. — dodała, a brunetka uniosła głowę, by na nią spojrzeć. Te słowa nie sprawiły, że wszystko stało się łatwiejsze, ale może poniekąd potrzebowała, by ktoś je wypowiedział. Czasami lepiej było rozmawiać z kimś obcym, obiektywnym.
      — Dziękuję. — odparła po chwili ciszy, podnosząc się z miejsca. Zerknęła w stronę stolika, gdzie jak się okazało był już jej mąż. Pożegnała się z wiedźmą i ruszyła w jego kierunku. — Jeden taniec i możesz zabrać mnie do domu. — powiedziała cicho z lekkim uśmiechem, gdy już znalazła się wystarczająco blisko. Wiedziała jednak, że nawet gdyby znajdowała się znacznie dalej, Kol i tak by ją usłyszał.

      Usuń
  37. Za każdym razem, gdy myślała o przyszłości, widziała po prostu siebie i Kola. W tych fantazyjnych marzeniach mieli ładny domek z ogródkiem i białym płotkiem. Ona zajmowała się kwiatami, które zdobiły zielony teren, od czasu do czasu wspomagając się magią, by rośliny lepiej rosły. Kol zatrzymywał się w progu i przyglądał się jej działaniom z uśmiechem. To była prosta wizja, pełna normalności, która jednakże w ich przypadku była czymś niezwykle trudnym do osiągnięcia, biorąc pod uwagę to, jak wiele zawirowań miało w sobie ich życie. W gruncie rzeczy wystarczyło jej przede wszystkim to, że będą razem. Mogli zwiedzać świat, mogli też się osiedlić, ważne, by robili to ramię w ramię. Zatem jej wizje dotyczące przyszłości nie były zbyt skomplikowane. Nie myślała o dzieciach, ponieważ nie było to dla nich coś osiągalnego, lecz teraz... Teraz to była ich nowa rzeczywistość i nie wiedziała jeszcze jak sobie z tym poradzić.
    Postanowiła na krótką chwilę odsunąć od siebie te myśli, a przynajmniej przestać skupiać się tylko i wyłącznie na nich. Teraz potrzebowała bliskości Kola i cieszyła się, że bez wahania przystał na jej propozycję, ujmując jej dłoń i prowadząc w stronę parkietu, który po części był już zapełniony przez inne pary, które zjawiły się na dzisiejszej ceremonii. Poczuła się odrobinę lepiej, gdy znalazła się w jego objęciach. Wiedziała, że bez względu na wszystko, mieli siebie nawzajem, wspierając i podnosząc na duchu jeden drugiego. W tym momencie było to naprawdę ciężkie, biorąc pod uwagę informację, jaka na nich spadła. Oboje musieli na swój sposób sobie z tym poradzić i przyswoić tę nową wiadomość, aczkolwiek koniec końców i tak największe pocieszenie znajdowali w tej drugiej połówce. Uśmiechnęła się słysząc jego słowa, zaraz ponownie oddając mu pocałunek. Dzięki temu zapomniała o otaczającym ją świecie. Nie przeszkadzali jej goście, którzy tańczyli tuż obok. Reszta rodziny, która zapewne również krążyła gdzieś niedaleko. Wiedźmy, które niebawem dowiedzą się o dziecku, które nosiła pod sercem, o ile już nie zostały o tym fakcie poinformowane. W tej chwili byli tylko we dwoje, a reszta zniknęła, przynajmniej na chwilę dając jej odetchnąć.
    Nie przejmowała się upływającym czasem. Poprosiła o jeden taniec, lecz nie zastrzegła ile piosenek ma w tym czasie przelecieć. Zarejestrowała trzy, nim Kol postanowił się zatrzymać. Gdy narzucił na nią swoją marynarkę, zdała sobie sprawę z tego, iż faktycznie temperatura znacznie spadła, czego wcześniej nie rejestrowała, ponieważ czerpała ciepło z ciała ukochanego i całkiem odcięła się od otoczenia. Musiała sobie uświadomić, iż teraz nie dbała już tylko i wyłącznie o siebie, dlatego podziękowała mężowi za okrycie i szczelniej owinęła się jego marynarką, na chwilę ukrywając w niej nos, ponieważ materiał przesiąkł zapachem Kola. Uniosła wzrok z uśmiechem, nim pozwoliła poprowadzić się w stronę stolika, gdzie pożegnała się z resztą rodziny, która planowała jeszcze zostać. Nim opuścili imprezę udało jej się dostrzec wiedźmę, z którą wcześniej rozmawiała. Tamta skinęła jej wzrokiem, a Davina odpowiedziała tym samym. Nie wiedziała, czy jeszcze się spotkają, ale podejrzewała, że prędzej czy później to się raczej stanie.
    Nie wiedziała, w którym momencie zmorzył ją sen. Z tego, co udało jej się niegdyś przeczytać, częstsze zmęczenie było jednym z objawów ciąży, więc zapewne poniekąd dlatego usnęła, nim wrócili do domu. Przebudziła się, dopiero gdy Kol pozbywał się jej sukienki, ale powieki znów jej opadły i nim zdążyła się zorientować, znów zapadła w głęboki sen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obudziła się dopiero nad ranem, czując silne ramię Kola owinięte wokół jej ciała. Ona jak zawsze instynktownie przez sen przysuwała się jak najbliżej niego, jakby chciała scalić się z nim w jedno ciało. Teraz czuła jak miarowo oddychał, pogrążony we śnie. Przez jakiś czas leżała spokojnie, po prostu wpatrując się przed siebie, analizując wszystko co się wydarzyło. Dopiero po pewnym czasie delikatnie obróciła się w jego ramionach, nie chcąc go budzić. Wodziła wzrokiem po jego twarzy, wyobrażając go sobie w roli ojca. Musieli wreszcie porozmawiać, aczkolwiek sama nie wiedziała od czego ta rozmowa powinna się zacząć.

      <3

      Usuń
  38. — Może... — odparła z tajemniczym uśmiechem, gdy Kol się przebudził. Wyglądał naprawdę uroczo, gdy jego oczy w dalszym ciągu były senne, zaś kosmyki ciemnych włosów opadały na czoło, lekko zmierzwione. Palcem delikatnie obrysowywała rysy jego twarzy, czekając aż ukochany całkowicie się rozbudzi. Nachyliła się, by odwzajemnić jego pocałunek, w ten czuły sposób mówiąc mu po prostu „Dzień dobry”. Poprzedni wieczór nie należał do najłatwiejszych, ale widziała siłę w ich relacji, gdy budziła się obok niego, a sam jego widok wywoływał uśmiech na jej twarzy. Nad ich głowami wisiały czarne chmury, ale w tym momencie czuła się jakby znajdywali się w swojej małej bańce, odgrodzeni od reszty świata. W takich chwilach jeszcze bardziej upewniała się w przekonaniu, że ich związek jest wart każdego trudu, każdej przeszkody, którą los stawia im na drodze. Jeśli o poranku mogła widzieć go tak cudownie rozleniwionego, wszystko inne odchodziło w zapomnienie.
    Zmarszczyła brwi, słysząc jego prośbę bądź też rozkaz zważając na to, iż nie dał jej się nawet zastanowić nim porwał ją w objęcia. — Kol... — mruknęła ze śmiechem, jednocześnie owijając nogi wokół jego bioder, by było mu wygodniej, choć jednocześnie w tym wypadku również nie dał jej czasu na zastanowienie. Po prostu zrobił to za nią, co sprawiło, iż jedynie się uśmiechnęła, ponieważ nie mogłaby inaczej zareagować. Zarzuciła mu ręce za szyję, odpowiadając na jego natarczywy pocałunek. Wplątała dłonie w jego włosy, przysuwając się jeszcze bliżej niego i upewniając się, że Kol nie przerwie pocałunku szybciej, niż by tego chciała. Z ledwością orientowała się, że przemierzyli pokój i znaleźli się w łazience, a ona została usadzona na ciemnym blacie.
    Odchyliła głowę, gdy poczuła na sobie strumień ciepłej wody. Rozluźniała się jeszcze bardziej, gdy silne dłonie Kola zaczęły masować mięśnie jej pleców i ramion. W tym momencie skupiała się tylko i wyłącznie na jego dotyku, który wysyłał elektryzujące impulsy wypełniające jej ciało i pobudzające ją do życia. Wreszcie odwróciła się w jego stronę, odgarniając ciemne kaskady włosów do tyłu. Uniosła głowę, by skrzyżować z nim spojrzenie i ułożyła dłonie na jego piersi w skupieniu słuchając jego słów. Normalne pary zapewne w takich chwilach siadały przy stole i dyskutowały o zaistniałym problemie. Ona już dawno przekonała się, że wraz z Kolem rozważała wiele kwestii w dosyć nietypowych momentach, aczkolwiek dzięki temu czuła się bardziej komfortowo. Tak jakby nie wszystko było aż tak strasznie poważne, było odrobinę mniej przerażające.
    — Chciałeś mieć dziecko, prawda? Wcześniej tego nie rozważaliśmy, bo to było nieosiągalne, ale teraz jest takie... Prawdziwe. — odparła, muskając palcami mięśnie jego brzucha, nim znów wróciła spojrzeniem do jego twarzy. Prawda była taka, że gdy rano się przebudziła i myślała o wszystkim co się zdarzyło, nie patrzyła na dziecko, jak na coś, co zostało jej przekazane. Nie widziała w nim lub w niej kogoś, kto miał uratować jakiś obcy sabat. To było jej dziecko. Nie rozumiała, jak to działa, ale świadomość, iż nosiła je teraz pod sercem sprawiła, iż po prostu poczuła miłość do tej istotki, której jeszcze nie spotkała. Wiedziała, że ją ochroni i zrobi wszystko, by ktoś tak niewinny nie musiał przechodzić przez to, co ona. Sama należała do sabatu, jej los został dla niej wybrany, nim jeszcze się narodziła. Nie zamierzała pozwolić na to ponownie.
    — Kol, musimy teraz skupić się na tym, co zrobić z sabatem. Nie jestem w stanie skupić się na tym, co będzie później, gdy wiem, że to dziecko nie jest bezpieczne. Te wiedźmy już raz cię zaatakowały, nie potrzebowały zbyt wiele, by czerpać z twojej mocy. — przypomniała, patrząc na niego w skupieniu. Teraz potrzebowali konkretów, a przynajmniej ona ich potrzebowała. Nie mogła zdać się na optymizm, cóż, zresztą nigdy nie była optymistką.

    Davina

    OdpowiedzUsuń
  39. Obrzuciła wzrokiem wszystkich, którzy już zgromadzili się w salonie, najwyraźniej gotowi do narady. Nie pozostało jej nic innego, jak dołączyć do tej gromady, więc zajęła jeden z wolnych foteli, unosząc głowę na Kola, gdy podawał jej kubek z gorącą herbatą. Podziękowała z uśmiechem, obejmując dłońmi ciepłe naczynie. Postanowiła spokojnie poczekać i pozwolić, by to ktoś inny zaczął rozmowę. W szczególności w sytuacji, gdy kompletnie nie spodziewała się tego małego posiedzenia, a wyglądało na to, że cała reszta była na to bardziej przygotowana. Odwzajemniła uśmiech siostry Kola, który ta posłała jej w momencie, gdy ukochany poinformował wszystkich o ich decyzji. Dla Daviny ta decyzja była oczywista. Ona i Kol nie musieli otwarcie mówić o tym, czy zamierzają zatrzymać dziecko. Oboje wiedzieli, że nigdy nie podjęliby innej decyzji, dlatego ich zmartwieniem nie był ten dylemat, tylko wszystko inne. Samo rodzicielstwo, ochrona tej niewinnej istoty, walka z sabatem... Brunetka z każdą chwilą upewniała się w tym, że już pałała miłością do dziecka, które nosiła pod sercem i to uczucie tylko rosło. Teraz po prostu musiała oswoić się z myślą, że zostanie matką. To było przerażające, uczucie strachu wcale nie zniknęło, jak za dotknięciem magicznej różdżki, ale gdy minął pierwszy szok, uświadomiła sobie, że było w niej również szczęście. To był dar, którego się nie spodziewała, o którym nawet nie marzyła, a jednak go otrzymała.
    Słysząc kąśliwą uwagę Kola, odrobinę napięła ramiona, aczkolwiek nie mogła się mu dziwić. Sama również posłała pełne rezerwy spojrzenie w stronę Elijaha. Naprawdę mógł zrobić więcej, lecz postanowił odpuścić i niestety źle się to skończyło. Znała go jednak na tyle, by wiedzieć, że rzadko popełniał dwa razy te same błędy. Starał się dotrzymywać słowa, mimo iż nie zawsze mu to wychodziło. Nie przepadała za nim, aczkolwiek był honorowy, jak na wampira i oddanego brata, który zbyt często lekceważył poczynania Klausa.
    — W Nowym Orleanie byłam w stanie kontrolować wiedźmy. Wiedziałam kiedy używały mocy, nawet jeśli była to zdawkowa ilość. Może i nie jestem związana z tym sabatem, ale moje dziecko jest. Zamierzam zastanowić się jak to wykorzystać, by mieć na nie oko. — wyjaśniła, zdradzając wszystkim coś, nad czym już zdążyła się wcześniej zastanowić. Nie było okazji, aby podzielić się tą myślą z mężem, aczkolwiek robiła to teraz, jednocześnie informując pozostałych.
    — Takie działania niosą za sobą ryzyko. — odparła Freya, aczkolwiek jasno można było wywnioskować, iż nie skreślała tego pomysłu, wręcz przeciwnie, rozważała go bardzo intensywnie, choć postanowiła zachować pewnego rodzaju rezerwę. — Opanowałam to wtedy i nic mi nie groziło. Nie będę się z nimi łączyć w tak oczywisty sposób, by mogły mi coś zrobić. — oponowała, wpatrując się w blondynkę, który wciąż nie wydawała się przekonana. — To większe obciążenie niż w Nowym Orleanie Davina. Te wiedźmy nie są w Mystic Falls, ale trzymają się blisko granic. — wytłumaczyła, co zresztą brunetka doskonale wiedziała. Usłyszenie tego od kogoś innego nie poprawiło jej samopoczucie, ale też nie zamierzała się wycofywać. — Czyli mi pomożesz? — rzuciła w zamian tego, przypatrując się jej w skupieniu, uśmiechając się kącikiem ust, gdy Freya westchnęła, ale skapitulowała, jednakże zerkając w stronę Kola, jakby sprawdzała jego reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  40. Davina wiedziała, że nie może bezczynnie siedzieć i czekać, aż każdy wokół zrobi coś, by zadbać o jej bezpieczeństwo, a tym samym również dziecka. Miała pewność, że Kol zrobi wszystko, by upewnić się, że nic nie zagrozi ich rodzinie. Oboje byli w stanie zrównać z ziemią całe miasta, by o siebie zadbać. Jednakże jej mąż nie był w stanie podołać wszystkiemu w pojedynkę i zmierzyć się z każdym problemem. Nie była bezbronna i nie zamierzała się tak zachowywać. Musiała zatem również wyjść przed szereg i stanąć w obronie swojego dziecka. Jednocześnie miała świadomość, iż istnieją pewne ograniczenia, a ona robi wszystko właśnie z myślą o dobru ich potomka. Nie mogła przekraczać pewnych granic, ponieważ nie chodziło już tylko i wyłącznie o nią. Jeśli przeciążyłaby siebie, zaszkodziłaby dziecku, a to mijało się z celem. Większość decyzji podejmowali z Kolem wspólnie, lecz tym razem jasno dała do zrozumienia, że to nie podlega dyskusji. Nie mogła się ukrywać. Już to robiła. Spędziła zbyt wiele czasu zamknięta na strychu nad kościołem. Nie planowała wracać do tamtych czasów i nie chciała takiego losu dla malucha. Musiała zatem sprawić, by świat, na który chce go sprowadzić był bardziej bezpieczny niż ten, w którym teraz żyli.
    Uniosła głowę, by spojrzeć na męża. Z tym stwierdzeniem nie mogła się kłócić. Faktycznie czuła się znacznie silniejsza i wiedziała, że wynikało to z mocy, jakie posiadało jej dziecko. Wiedziała też, że wpływa na to jej determinacja i ogromna chęć ochrony tego maleństwa. W tym momencie dbała o kogoś więcej i przez to również jej energia nabrała na sile. Miała przed oczami kolejny cel i uruchomiły się w niej instynkty, o których nie miała wcześniej pojęcia.
    — Kol zapominasz, chyba że to ja dzierżyłam moc wszystkich dziewczyn ze Żniw, moc, która powinna trafić do przodków. — przypomniała, odpowiadając na jego obawy. Faktycznie, wtedy tamta moc zaczęła ją przerastać, ponieważ natura walczyła o równowagę, a ona omal nie zrujnowała całego Nowego Orleanu, aczkolwiek wtedy to była również inna sytuacja. Przez bardzo długi czas kontrolowała te ogromne pokłady energii i dlatego Klaus tak bardzo chciał mieć ją u swojego boku. — Byłam też regentką i dzierżyłam moc całego swojego sabatu, a zatem także przodków. Poza tym ostatecznie sam wiesz, że miałam naprawdę dużo do czynienia z przodkami, a jak widać, nadal tu jestem. — dodała, wpatrując się w męża z uporem. Wiedziała co miał na myśli i do czego się odwoływał. Jednakże władza, jaką mieli nad nim przodkowie wynikała głównie z zaklęcia, które rzuciła Davina. Wiedźmy postanowiły w nim namieszać, a Kol wrócił z zaświatów, lecz z pewnym bagażem. Tym sposobem zmusili go do utraty kontroli, co doprowadziło Davinę do śmierci. Chcieli ją w ten sposób ukarać za łamanie reguł, jakie wyznaczali. Teraz sytuacja była inna, a przynajmniej Davina widziała ją inaczej. — Chcę przez to powiedzieć, że jeśli będę musiała, użyję tej mocy, a jestem pewna, że ten moment nastąpi. One nie odpuszczą, a ja nie będę po prostu obserwować.

    OdpowiedzUsuń
  41. — Sęk w tym, że oboje dużo przeżyliśmy, oboje wiele straciliśmy... Teraz potrzebuję go tutaj, bo czas na przemyślenia był wczoraj. — odparła z nostalgią, odgarniając kosmyki włosów za uszy, nim odsunęła krzesło, zerkając przelotnie w stronę drzwi wyjściowych. — Muszę czymś się zająć, porozmawiamy później. — przeprosiła, nim ruszyła w stronę schodów prowadzących do ich sypialni. Doceniała wsparcie, jakie ofiarowała jej Freya. Jednakże jednocześnie nie wymazała z głowy tego, że kiedyś była naprawdę blisko powrotu do świata żywych. Była pełna nadziei i wiary, że uwolni się wreszcie z tego strasznego miejsca i znów będzie z Kolem. Jednakże to właśnie Freya wszystko zniszczyła, z premedytacją decydując się, by poświęcić Davinę dla dobra innego członka rodziny. Teraz mogła to zrozumieć, sama wiele zrobiłaby w ochronie ukochanego, lecz to nie zmieniało faktu, iż odczuwała pewną złość i żal.
    Wyłoniła się z pokoju, dopiero gdy usłyszała na dole małe zamieszanie, a w domu, w którym zwykle panowała cisza, było to zjawisko dosyć niespotykane. Miała sporą nadzieję, że to Kol wrócił, ale w głębi serca wiedziała, że tak nie jest. Jakimś cudem zwykle wyczuwała, gdy znajdował się w pobliżu. Jakby jej ciało było przyciągane do jego osoby niczym magnes. Ponadto pojawienie się Kola zapewne nie wzbudziłoby, aż tylu emocji. Dlatego schodząc na dół była zdziwiona dostrzegając gości, których kompletnie się nie spodziewała. Porozmawiała przez chwilę z Jeannett, aczkolwiek nie rozwijała się zbytnio, ponieważ kobiety praktycznie się ze sobą nie znały. Nie łączyła ich zatem żadna więź, nie wspominając już o zaufaniu. Kompletnie inna sytuacja była w przypadku małej dziewczynki, która jak się okazało, miała zostać pod ich opieką. Davina tym razem jeszcze inaczej patrzyła na dziewczynkę, ze świadomością, iż za jakiś czas sama zostanie mamą i kto wie, może właśnie będzie miała córkę. Nie potrafiła tego przewidzieć.
    Początkowo Davina i Martha spędzały czas wraz z siostrą Kola, aczkolwiek szybko okazało się, że mała była bardzo skupiona ma brunetce, przez co Freya uznała, iż może spokojnie się wycofać i wrócić do rzeczy, którymi wcześniej się zajmowała. W tym wypadku Davina zaprowadziła dziewczynkę do swojej sypialni, od razu zabierając się za sprzątnięcie rzeczy, których wcześniej używała.
    — Co z tym wszystkim robiłaś? — słysząc ciche pytanie dziewczynki, Davina zerknęła przez ramię, posyłając jej delikatny uśmiech, nie przerywając jednak odkładania rzeczy do szuflad i na półki. Ta niewinna ciekawość była niebywale urocza, a sama obecność Marthy sprawiała, że brunetka odczuwała swego rodzaju ciepło. — Musiałam zająć się paroma sprawami i zaklęciami. — odparła, zastanawiając się, czy ta, odrobinę wymijająca odpowiedź będzie wystarczająca, jak się okazało, Martha była już skupiona na bukiecie róż, jedynym, który został w pokoju po tamtym słodkim poranku, który zafundował jej Kol. Davina zbliżyła się do dziewczynki, przyglądając się jak ta muska palcami, już trochę zmęczone życiem kwiaty. — Może pomożemy im wrócić do życia? — zaproponowała, chwytając wazon i stawiając go na podłodze, by usiąść przed nim po turecku, czekając spokojnie, aż Martha do niej dołączy. Gdy blondyneczka była już obok, wpatrzona w bukiet, Davina wyciągnęła dłoń i skupiła się na różach, a chwilę później bukiet ożył, znów wyglądając przepięknie.
    Jakiś czas po zabawie przy kwiatach obie wreszcie znalazły się w łóżku, gdzie Davina odpowiadała na liczne pytania dziewczynki, również opowiadając jej o sobie i z zapałem słuchając tego, co Martha ma do opowiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W którymś momencie zgarnęły nawet garść piór z poduszki, sprawiając, iż wokół ich głów wirowały małe białe kawałki pierzyny. Wreszcie Martha ułożyła głowę na jej kolanach, a chwilę później zasnęła. Davina przez chwilę się jej przyglądała, przesuwając dłonią po jej jasnych włosach, nim sama ułożyła głowę na poduszce i zasnęła. Obudził ją dopiero Kol. Zamrugała, zerkając w stronę śpiącej obok niej pięciolatki. Uśmiechnęła się i delikatnie wyjęła z jasnych włosów małe piórko, po czym ostrożnie odsunęła się od niej i wstała. Spojrzała na swojego męża, zastanawiając się gdzie podziewał się przez ten czas, ale nie zamierzała teraz o to pytać.
      — Posiedź z nią, a ja wezmę prysznic. — oznajmiła cicho, nim wyminęła go i ruszyła w stronę łazienki, gdzie cicho zamknęła za sobą drzwi, by nie obudzić małej. Szybko weszła pod prysznic, wychodząc kilkanaście minut później. Owinęła włosy ręcznikiem, ubierając się w spodenki od piżamy i bladoróżową koszulkę. Odwiesiła ręcznik, a włosy opadły jej na plecy. Dopiero wtedy wyłoniła się z łazienki, kierując się w stronę toaletki, by przysiąść na krześle i sięgnąć po szczotkę do włosów.

      Davina

      Usuń