19 września 2019

But there's a day when you realize...

Davina Mikaelson
czarownica -- dwadzieścia-pięć lat -- mężatka
Ktoś mógłby twierdzić, że śmierć jest prosta, niczym ucieczka w miejsce lepsze niż to, w którym dotychczas przychodziło mu żyć. Ona z pełną świadomością mogłaby zaprzeczyć temu stwierdzeniu, mając za sobą więcej niż jeden powrót zza światów; z miejsca, w którym rozpacz unosi się w powietrzu, a wszystko wkoło karmi się strachem. Może powinna być na to bardziej przygotowana? Dorastając w miejscu, które jest przepełnione historią czarownic splecioną z losami tysięcy wampirów, gdzie dzień rozpoczyna i kończy się na nieustającej walce o przetrwanie, powinna być gotowa na odejście. Nigdy jednak nie była. Jakimś sposobem to ją los wytypował na osobę, która dostała więcej niż jedną szansę. Zatem wracała, jednakże naiwnością byłaby wiara w to, iż powrót do świata żywych jest niczym ponowne przekroczenie progu pokoju — bezproblemowe. Za każdym razem traciła cząstkę siebie, sprawiając, że ta cicha i niewinna nastolatka, którą uratowano, nim została poświęcona w ofierze, po prostu odeszła. Teraz jest już kobietą, która widziała zbyt wiele bólu i cierpienia, doznała zbyt wielu krzywd i zdrad, odczuwała palącą gorycz i chęć zemsty... Jest kobietą, która wreszcie zostawiła za sobą przeszłość oraz miejsce, które, mimo iż powinno być domem, nigdy nim nie było. Ruszyła do przodu, gotowa na to, by po prostu żyć. Bez cieni za plecami i palących oddechów na skórze, ciągłych oczekiwań i zobowiązań. Z mężczyzną u boku, który pomaga jej wierzyć w siebie i odnajdywać skrywane pokłady siły.
Kod
Do tej pani mam ogromny sentyment, ponieważ parę lat temu właśnie ją prowadziłam na jednym z podobnych blogów i jednak musiałam znów do niej wrócić. Karta nie wyszła tak jak chciałam, ale prędzej czy później postaram się ją zmienić. Na ten moment zapraszam do wątków i zobaczymy co z tego wyjdzie :D

46 komentarzy:

  1. [pamiętam ją, bo chyba sam bywałam na różnych odsłonach ;3 Cześć! miłej zabawy, weny i watków. ]

    Isobel

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam serdecznie Davinę :3 Mam nadzieję, że będziesz się dobrze u nas bawić i zostaniesz z nami na długo. Miłych wątków! ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Hej *U* Witam na blogu! Uwielbiam Davinę, jest ona naprawdę interesującą postacią. Zdjęcie które wybrałaś jest naprawdę cudowne. Jeśli masz ochotę na jakiś wątek, to serdecznie zapraszam 💖]

    Tiffany & Francis

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Dziękuję, że napisałaś ^_^ Twój pomysł mi się bardzo podoba. Można tak zrobić, że Francis był w kłopotach. Na przykład był gdzieś obok jeziora, bo uciekał przed łowcami. Zraniony od ich strzał i w organizmie może mieć werbenę. Przez osłabienie może wpaść do wody oraz mieć problem z wydostaniem się. Chyba, że masz jakiś lepszy pomysł. Chętnie się dostosuję. :3 ]

    Francis

    OdpowiedzUsuń
  5. W każdej rodzinie znajdzie się ktoś, kto nosi na swych barkach miano czarnej owcy. Kol przesiąknął wszystkim, co toksyczne i wzbudzające kontrowersje. Pragnący uwagi ze strony rodzeństwa, stale pozostawał w tyle. Rosnący w nim gniew, uczynił go niestabilnym i wybuchowym. Żyjąc w cieniu rodzinnych dramatów, niełatwych wyborów, nauczył się odpowiadać na wszystko gniewem oraz złością, co kiełkowało stale przez lata pozwalając narodzić się nieobliczalnej chęci zemsty i mordu. Żywił się strachem swoich ofiar z biegiem czasu ścielając swą życiową drogę, coraz większą ilością przelanej krwi. Stale lekceważony, w końcu stał się tym, który siał strach, zaś w dłoniach ściskał władzę i wyższość nad słabszymi. Każdy jego powrót wiązał się z nową dawką wydarzeń, które zapadły w pamięci na długie wieki. Przebył długą, ciężką drogę, aby wreszcie odnaleźć w niej trafną interpretacje samego siebie wraz z nauką ufności i prawdziwych emocji oraz uczuć. Porzucając maskę bezwzględnego mordercy, złożył swe serce w dłoniach kobiety, która pozwoliła mu narodzić się na nowo i zerwać z poczuciem bezsensownej wegetacji. Wiele wyrzeczeń, rodzinnych dramatów i masy błędów, w całym swym absurdzie miało swój koniec w tej jednej, drobnej istotce, która nauczyła go po prostu kochać. Oboje znajdowali się w najczarniejszych momentach życia, oboje potrzebowali pomocnej dłoni i budującego wsparcia, co wspólnymi siłami przeobrazili w najmocniejsze z możliwych uczuć, jakim jest miłość. Wyjazd z Nowego Orleanu obudził w pierwotnym poczucie swobody i wolności, zaś możliwość nazwania wreszcie Daviny swą żoną, upewniła go w przekonaniu, iż demony przeszłości istniały jedynie w jego głowie, zatruwając przez wieki myśli i budząc do życia wewnętrzny chaos.
    Pojawienie się u granic miasteczka Mystic Falls, było jedną z najbardziej abstrakcyjnych wizji, które dotychczas nawiedzały umysł Kola. Ponowne zderzenie się z przeszłością, miało gorzki smak, jednak chęć podzielenia się nią z Daviną, zdecydowanie przeważyła szalę, czyniąc młode małżeństwo częścią miasta. Mimo obrączki i szczerych uczuć względem małżonki, Kol nadal pozostawał tym samym porywczym i niezwykle mściwym wampirem, któremu nie należy wchodzić w drogę. Rodzina Mikaelson zasiała ogromne żniwo spustoszenia wśród istot magicznych, a wykorzystanie członków rodziny, jako pionki w grze zwanej manipulacją, było idealnym pomysłem dla osiągnięcia własnych korzyści. Jednym z głównych pionków stanowił sam Kol, który zasztyletowany pełnił funkcje karty przetargowej wśród wiedźm, które wtargnęły do miasteczka, żądając władzy i szacunku wobec ich sabatu. Mikaelson, jako jeden z głównych sojuszników wiedźm, które od lat zamieszkiwały Mystic Falls, miał ułatwić osiągnięcie zamierzonego celu. Choć ściskały w garści Kola, uniemożliwiając mu jakiekolwiek działania, nie były świadome, z czym przyszło im się tak naprawdę mierzyć, a dowód swej nieświadomości, otrzymały w momencie, gdy w starym domu na obrzeżach miasta pojawiła się Davina we własnej osobie. Poszarzała skóra Mikaelsona, powoli z minuty na minutę odzyskiwała swój naturalny kolor. Trwało to jakiś czas, jednak w końcu powieki Kola delikatnie drgnęły, zaś klatka piersiowa miarowo uniosła się ku górze. Pierwotny gwałtownie przeszedł do pozycji siedzącej, będąc gotów do ewentualnego ataku. Wyraz jego twarzy, jednak natychmiastowo przybrał łagodniejszą formę, zaś napięte mięśnie znacznie się rozluźniły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Davina — rzekł i przesunąwszy dłonią po policzku małżonki, uśmiechnął się nieznacznie. Czuł niesamowite pragnienie, które z pewnością było konsekwencją dość długiego przebywania w stanie uśpienia. — Nigdy w ciebie nie wątpiłem — dodał, wiedząc, że nawet, jeśli znajdowałby się na drugim końcu świata, jego uparta i waleczna Davina nie poddałaby się i odnalazłaby go z impetem wywracając wszystko do góry nogami w efekcie gwałtownej zemsty. — Nie wiem, z kim nam przyjdzie się zmierzyć, Davino. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Miasteczko wzbogaciło się o nowy sabat chcący przejąć władzę i sądzę, że to ma główny ze mną — dodał, spoglądając uważnie w oczy brunetki. Musieli zacząć działać. Nie mogli pozostać w tym miejscu ani chwili dłużej.
      Ucieczka z Nowego Orleanu wcale nie oznaczała ucieczki od wyboistej, pełnej problemów i nowych wrogów ścieżki. Wszystko wskazywało na to, iż nowy rozdział również pragnął podarować im niezapomniany pakiet emocji, przypieczętowany nową dawką krwi.


      Koly

      Usuń
  6. Kol coraz częściej dochodził do wniosku, iż samo nazwisko Mikaelson czyniło każdego z członków rodziny, prawdziwym magnesem na kłopoty i mniejsze potyczki. Już na zawsze będzie zmuszony dwukrotnie odwracać się za siebie, wypatrując na każdej płaszczyźnie możliwego zagrożenia. Oboje pragnęli życia z daleka od przeszłości, toksycznych ludzi i monotonnego otoczenia. Szukali swego miejsca na świecie, by osiąść na stałe i z zupełnie czystą kartą rozpocząć budowę czegoś znacznie lepszego, czegoś bardziej wartościowego, czegoś, co w przyszłości będą mogli nazwać cudownymi wspomnieniami, wartymi najmniejszego wysiłku. A mimo, to stale coś stawało na ich drodze, uniemożliwiając im spokojną wegetacje w świecie, który wcale do idealnych nie należał i miał zamiar zaskoczyć ich jeszcze niejednokrotnie. Kol wiedział, że natura wiedźm bywa bardzo mściwa i mroczna. Sabat, który przekroczył granice miasta, stanowił niewiadomą, którą na obecną chwilę przeważała szalę zwycięstwa po stronie wroga. Davina miała rację; pozostanie w tym miejscu chociażby minutę dłużej, nie było rozsądnym posunięciem. Kol potrzebował pożywienia, aby móc wrócić do pełni sił. Obejmując ramieniem smukłą talię małżonki, ruszył w stronę wyjścia. Ku jego zaskoczeniu, z niebywałą siłą został odepchnięty przez niewidzialną barierę okalającą cały dom w momencie, gdy chciał przekroczyć próg posiadłości. Z impetem wylądował na podłodze po środku głównego pokoju. Sabat okazał się być znacznie bardziej świadom możliwej próby ucieczki, niż mogło się komukolwiek wydawać, a to oznaczało, iż Kol nie miał szans na wydostanie się z domostwa, a co gorsza nie miał szans, na odzyskanie sił, co jeszcze bardziej zmniejszyło ich szansę na wygraną. Z grymasem na twarzy, podniósł się z podłogi i spojrzawszy w stronę Daviny, wypuścił ciężko powietrze przez nos. Czuł stale rosnący w nim gniew, który zawsze prowadził go do utraty kontroli nad zdrowym rozsądkiem. Nienawidził, gdy ktoś zabawiał się jego kosztem, a wkurzony i zdeterminowany do zemsty Kol oznaczał dla Sabatu rychły koniec, zabarwiony powolną i niezwykle satysfakcjonującą dla wampira śmiercią.
    — Jesteś w stanie zdjąć barierę? — zapytał, zbliżając się w stronę wyjścia, jednak nie uczynił niczego więcej, nie chcąc ponownie zostać boleśnie odepchniętym. Zacisnął usta w wąski paseczek, próbując znaleźć jakikolwiek szczegół, który przybliży ich do wydostania się z domu, jednak póki, co wszystko wskazywało na to, iż jakakolwiek manewr z ich strony, ograniczał się tylko i wyłącznie do samej Daviny. — Sprowadź resztę wiedźm, Davino. Razem z pewnością uda wam się zniszczyć barierę, a mi nie zrobią większej krzywdy, jeśli rzeczywiście chcą dopiąć swego — rzekł, wiedząc, że wypowiedziane przez niego słowa, mogą nie spodobać się Davinie. W końcu miał pozostać tutaj sam, a pod nieobecność wiedźmy mogło wydarzyć się naprawdę wiele innych równie niepokojących rzeczy. Przywołał na swej twarzy uśmiech i przesunąwszy delikatnie dłonią po policzku brunetki, uraczył ją delikatnym pocałunkiem, który miał nieść za sobą dowód, iż nic gorszego nie było w stanie się już wydarzyć. Zdjęcie bariery w pojedynkę z pewnością było zbyt mocno obciążające., Kol nie mógł pozwolić, aby Davina ryzykowała tak mocno po raz kolejny. Nie mógł jej stracić, a już niejednokrotnie ten błąd popełnił. Odgarnął z jej twarzyczki kilka zbłąkanych kosmyków włosów i uśmiechnął się raz jeszcze, tym razem nieco szerzej. — Zaufaj mi, Davino.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kol aż nazbyt dobrze znał upartą naturę Daviny, której nie był w stanie złamać nawet on sam. Akurat w tej materii byli niezwykle mocno do siebie podobni i choć ich wzajemna upartość nie zawsze szła ze sobą w parze, to w ostatecznych rachunku, umieli odnaleźć kompromis i zadziałać w odwrotny sposób do zaplanowanego. Kol nie wiedział nic na temat konfliktu, poza samą informacją dotyczącą wtargnięcia obcych wiedźm na teren Mystic Falls. Nie znał dokładnego motywu ich działań, ani tym bardziej nie wiedział, dlaczego akurat jego obrały sobie za główne źródło osiągnięcia niecnych celów. Domyślał się jedynie, że chodziło o coś ważnego i wymagającego stanowczych działań, skoro w pełnej nieświadomości został wplątany w dziwny układ. Mystic od zawsze kryło w sobie wiele tajemnic, których sporą część stanowiła sama rodzina Mikaelson. Był zły na samego siebie, że pozwolił, aby jego droga ponownie skierowała się ku przeklętej mieścinie, co pociągnęło również za sobą Davinę. Mogli żyć z daleka od przeszłości, która z impetem uderzyła w młode małżeństwo w momencie przekroczenia granic miasta, zataczając przy tym obszerne koło. Wszystko budziło się do życia. Niedokończone sprawy, dawni wrogowie, pragnienie krwawej zemsty. Kol nie chciał życia, w którym jedyną pożywką były nieustające wojny, rodzinne dramaty i rozlew często niewinnej krwi. Westchnął cicho, czując się bezradnym w obliczu sytuacji, w której przyszło im właśnie stanąć. Chwycił dłoń Daviny i pociągnął ją w głąb domu z nadzieją, iż uda im się odnaleźć coś, co przybliży ich do poznania przeciwników, a nawet pozwoli na uwolnienie się z pułapki.
    — Tu nic do cholery nie ma — warknął Kol, którego przepełniała niebywale mocna irytacja. Zrzucił ze starego biurka kilka zakurzonych książek i wziął głęboki wdech. Nienawidził bezczynności, braku możliwości jakiegokolwiek manewru, a obecna sytuacja wskazywała na to, iż są zmuszeni czekać na pojawienie się jednej z magicznych stron, która albo dostarczy im pomoc, albo nowe kłopoty. Mikaelson zbliżył się w stronę wybitego okna. Tak jak się spodziewał; po jego dłoni przeszedł bolesny prąd w momencie, gdy dotknął miejsca, w którym brakowało szyby. Coś musiało stanowić główne źródło utrzymania się bariery, jednak przeszukanie domostwa nie wskazywało niczego konkretnego. Być może źródło energii tworzył sam Sabat. Kol poruszył się niespokojnie, gdy usłyszał coś, czego uszy Daviny nie były w stanie zarejestrować. Odwrócił się w stronę wiedźmy i szybko zrównał się z nią ramieniem. — Będziemy mieć towarzystwo — oznajmił i chwyciwszy brunetkę za dłoń, szeptem nakazał jej pozostanie na górze. Pociągnął ją w stronę dwóch dużych regałów, między którymi była dość spora szczelina, zapewniająca im chwilową kryjówkę. W głowie Kola zrodził się dość nieprecyzyjny plan, jednak jasno wskazywał na to, aby działać z zaskoczenia i wyeliminować jak najwięcej wrogich jednostek. Miał rację, kwestią były dosłownie minuty, aż oboje mogli usłyszeć podniesione, kobiece głosy dochodzące z dołu. Odróżnił od siebie pięć głosów, jednak nie mógł stwierdzić jednoznacznie, czy rzeczywiście miał rację. Ścisnął nieco mocniej dłoń małżonki, gdy usłyszał kroki skierowane na górę. Pozostał nadal w ukryciu, czekając aż jedna z wiedźm wejdzie do pokoju. Wysoka blondynka pozostawała odwrócona do nich tyłem, co pozwoliło Mikaelsonowi bezszelestnie zajść ją od tyłu i bez cienia delikatności rozerwać jej gardło, sycąc się przy tym słodkim smakiem krwi.

    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świeża krew prosto z ludzkiego ciała, pomogła pierwotnemu odzyskać utracone siły. Tracąc wszelakie hamulce, odrzucił od siebie martwe ciało wiedźmy, które bezwładnie opadło na podłogę, bez cienia najmniejszych oznak życia. Mikaelson otarł wierzchem dłoni zabrudzone krwią usta, nie zwracając przy tym uwagi na poplamioną koszulkę. Jego myśli skupiały się, jedynie na chęci zemsty i jak najszybszego rozprawienia się z wrogim Sabatem. Próba wyrządzenia krzywdy Davinie, podziałała na pierwotnego niczym płachta na byka. Szybko znalazł się tuż obok rannej wiedźmy i wyjąwszy z jej rannego uda sztylet, wbił go prosto w serce, pozbawiając tym kolejną z wiedźm życia. Chwycił nadgarstek małżonki i kierując się w stronę schodów, ponownie okazał się być szybszy. Młoda, na oko osiemnastoletnia rudowłosa kobieta wpadła prosto w mocny uścisk wampira zaciskający się na jej szyi. Kol tym razem nie miał zamiaru jej zabijać, wręcz przeciwnie. Przerażona wiedźma miała posłużyć jako ich tarcza i karta przetargowa do uwolnienia się z tego przeklętego domu. Ostrożnie stawiał kroki, uważnie obserwując wszystko, to co roztaczało się wokół ich trójki, spodziewając się w każdej chwili możliwego ataku. Ku zaskoczeniu pierwotnego, salon okazał się być kompletnie pusty, a po środku stał nie kto inny jak Elijah. Kol popchnął młodocianą do przodu, nie siląc się na delikatność. Rudowłosa z cichym jękiem opadła na zakurzony dywan.
    — Gdzie jest reszta? — zapytał Kol, wbijając w brata wyczekujące spojrzenie. Odwrócił na moment głowę w stronę otwartych drzwi, za którymi stały miejscowe wiedźmy. W głowie pierwotnego powstał dość spory mętlik, dlatego też natychmiastowo powrócił wzrokiem w stronę starszego brata, żądając jak najszybszego udzielenia odpowiedzi. Elijah jak zwykle wyglądał na niezwykle opanowanego w idealnie skrojonym garniturze z powagą wymalowaną na twarzy.
    — Zapewniam was, że już nigdy nie naruszą waszego spokoju, bracie — odparł szatyn, zaś kąciki jego ust drgnęły w delikatnym uśmiechu. Kol puścił nadgarstek Daviny, gdy zdał sobie sprawę, że nadal nerwowo go ściska. Na twarzy pierwotnego malowało się coś pomiędzy szokiem, a kompletnym niedowierzaniem.
    — Masz na myśli, to że tak po prostu odpuściły? Zerwały z myślą o przejęciu władzy w mieście? — zapytał Kol, naprawdę nie wierząc w to, iż mogło pójść aż tak łatwo. Kol bardzo dobrze znał naturę wiedźm i wiedział, że nigdy nie należało im ufać, a rzucane przez nie obietnice, nigdy nie mają swego poparcia w realnym świecie. Brunet roześmiał się głośno i pokręcił głową. — Naprawdę w to wierzysz? Jesteś tak cholernie głupi — dodał wampir, spoglądając na Elijaha, który nadal pozostawał w pełni opanowany i pewny swych słów. Po co, więc była ta cała szopka ze sztyletem, barierą i chęcią przejęcia władzy w mieście, skoro tak nagle wrogi Sabat odsunął się w cień. — Nawet jeśli udało wam się przepędzić je z miasta, przysięgam ci, że one tu wrócą. Znacznie silniejsze, znacznie liczniejsze i znacznie bardziej zdeterminowane, a wtedy bracie wspomnisz moje słowa — dodał Kol, zaś jego ramię owinęło się wokół drobnego ciałka Daviny. Pocałował ją czule w czubek głowy, a następnie na moment schował twarz w jej włosach, pragnąć ciszy i chwili wytchnienia. Brunetka idealnie mogła wyczuć każdy napięty mięsień partnera i niemalże poczuć, to co działo się z jego ciałem oraz umysłem. Wzburzenie nie opuściło go nawet przez chwilę.
    — A z tą co? — zapytał Kol, wskazując w stronę przerażonej nastolatki. — Nie wierzę, że tutaj nie wrócą. Przecież jej nie zostawią — dodał Mikaelson, zaś do pomieszczenia weszła jedna z wiedźm, która razem z resztą miejscowego sabatu, pozbawiła domostwo uporczywej bariery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tą kwestią my się zajmiemy. — odparła, chwytając rudowłosą za przedramię. Kol nie wierzył, że to koniec i żadne ze słów Elijaha, czy kogokolwiek innego nie przekona go względem stwierdzenia, że to już koniec. W oczach bruneta był to dopiero początek, czegoś potężnego i destrukcyjnego. Elijah wycofał się z wnętrza domu wraz z resztą. Kol również nie widział sensu, aby pozostał razem Daviną chociażby minutę dłużej. — Wracamy do domu — szepnął i ujął dłoń małżonki. Może i na zewnątrz wydawał się spokojny, tak wewnątrz wiedział, że już spokojnie głowy do poduszki nie przyłoży.

      Koly

      Usuń
  9. Kol w zupełnym milczeniu przyglądał się poczynaniom małżonki, nie musząc zadawać żadnych pytań, aby wiedzieć, co takiego dokładnie uczyniła Davina. Był to ruch, który zapewniał im bycie o krok dalej od wrogich jednostek. Rudowłosa widziała jednak zbyt wiele w tak młodym wieku. Szczery strach malujący się w jej oczach wyraźnie wskazywał na to, iż nastolatka nie była przygotowana na tak drastyczny atak. Być może została zmanipulowana przez starsze członkinie sabatu, jednak Mikaelson nie miał zamiaru szukać dla niej usprawiedliwienia. Wbiłby kły w jej szyję, rozrywając delikatną skórę z szokującą brutalnością, tak jak w przypadku pozostałych wiedźm, których ciała nadal spoczywały na górze i za pewne czerpałby z tego równie silną satysfakcje i przyjemność. Elijah również pozostał na swoim miejscu, przyglądając się Davinie.. Kol niejednokrotnie został omamiony przez nienaganny całokształt brata. Na pierwszy rzut oka elokwentna, pełna ciepła i spokoju prezencja, skrywała w głębi siebie prawdziwą bestię pokoju samego Klausa. Kierowany wizją pokoju, rodzinnego pojednania, wpadał w pułapki starszych braci, zyskując miano czarnej owcy. Mikaelson zbliżył się w stronę małżonki i ująwszy jej dłoń, spojrzał prosto w oczy rudowłosej, która odruchowo uczyniła krok do tyłu w obawie o własne życie. Kol również uczynił krok do przodu. Nastolatka utrzymując z wampirem kontakt wzrokowy, zaczęła się cofać, zaś napierający na jej ciało Kol był w swej materii kompletnie nieustępliwy. Sycił się strachem bezbronnej ofiary, pragnąc więcej. Wiedźma potknęła się na jednym ze schodów, boleśnie lądując na trawie. Chwycił stanowczo za materiał ubrania i z niebywałą łatwością uniósł rudowłosą do góry.
    — Davina z niebywałą łatwością odnajdzie cię w najdalszym zakątku świata, a ja z niebywałą łatwością wyrwę ci serce, jeśli zagrasz nieczysto, a pamiętaj, że w tej grze obowiązują moje zasady — powiedział Kol, akcentując przy tym każde słowo, co oznaczało, iż pierwotny nie rzucał słów na wiatr i rzeczywiście był skłonny do spełnienia rzucanej obietnicy. Wiedźma drżała, niemalże kuląc się pod ciężkim spojrzeniem wampira. Nie była nawet w stanie ustać na nogach, gdy Mikaelson wreszcie odstawił ją na ziemię. Gdzie podziała się jej moc? Dlaczego nie podjęła próby obrony? Możliwe, że była niedoświadczona, zupełnie nowa w sabacie i zbyt mocno przerażona posiadaną przewagą ze strony wrogich wampirów oraz wiedźm. Kol odwrócił się plecami w stronę nastolatki i wyciągnąwszy dłoń w stronę Daviny, wziął głęboki wdech. Czas, aby zakończyć cały ten teatrzyk i wrócić do świata, który chociaż na chwilę odgradza ich masywnym murem od wszystkiego co złe i skomplikowane. Wiedźmy bardzo dobrze wiedziały, co mają uczynić z rudowłosą, dlatego też Kol objął ramionami małżonkę i w wampirzym tempie ruszył przez gęsty las, zatrzymując się dopiero w docelowym miejscu, którym była stara rezydencja Mikaelsonów. Nigdy wcześniej nie pomyślał w ten sposób, ale w obecnym rozrachunku przez jego umysł przebiegła myśl, że przez chwilę tęsknił za tym miejscem. Przekroczywszy próg posiadłości, niemalże od razu skierował się schodami na górę do najbardziej oddalonego pokoju od wszystkich, który połączony był z obszerną łazienką i równie sporym balkonem, na którym dość często Kol spędzał nie tylko długie wieczory, ale i również całe noce. Chwycił swą koszulkę, która nadawała się jedynie do wyrzucenia. Spojrzał w swoje odbicie w łazienkowym lustrze i z cichym westchnieniem oparł się o chłodną fakturę umywalki.

    [Zakochałam się w tym zdjęciu na tyle mocno, że nie mogłam się powstrzymać przed umieszczeniem go w karcie :D]


    Koly

    OdpowiedzUsuń
  10. Wampirza natura Kola nie wymagała snu, ludzkiego odpoczynku, jednak na przestrzeni wieków, stale toczących się wojen, odczuwał pewnego rodzaju zmęczenie. Być może miało to swe odzwierciedlenie w psychice, w tym, co dokładnie gnieździło się w jego umyśle. Życie pierwotnych od zawsze okalała gruba otoczka wojny, rodzinnych dramatów, łez i rozlewu krwi. Kol pragnął rozerwać na strzępy, to, co zwane było przeszłością, by każdy kolejny oddech stawał się łatwiejszy, by każdy kolejny wschód słońca niósł ze sobą nowe możliwości bez toksycznej skazy rodzinnej genezy, bez batalii i ciągłej ucieczki. Uśmiechnął się delikatnie, gdy poczuł na swym ciele okalające go ramiona małżonki. Powoli odwrócił się w jej stronę i ująwszy jej drobną twarzyczkę w dłonie, ucałował czule jej czoło. — Masz temperament, kochanie — przyznał i skradłszy jej kilka czułych, niezbyt naglących pocałunków, przyciągnął ją znacznie bliżej siebie, karmiąc narastającą wewnątrz tęsknotę ciepłem i delikatnością jej ciała. Odkręcił w obszernej wannie wodę, aby mogli, chociaż w tak banalny sposób zaznać odrobiny spokoju i odprężenia. Ciasno objął ramieniem talię małżonki, pozwalając oprzeć się jej o własną klatkę piersiową. Przesunął wargami po nagim ramieniu, rozkoszując się aksamitnie gładką skórą. Odgarnął na bok ciemne kosmyki włosów, aby móc bez najmniejszych przeszkód, nacieszyć się delikatnym zapachem jej ciała zmieszanym z waniliowym olejkiem oraz równie delikatną fakturą skóry, która uważnie piętnował pocałunkami. Była jego źródłem siły i najszczerszych uczuć. Oboje niezwykle doświadczeni przez życie, niejednokrotnie krzywdzeni, odnaleźli w sobie zrozumienie i wsparcie, którego nigdy nikt nie umiał im podarować.
    — Zostawmy ten temat na dziś, dobrze? Nie uciekniemy od niego, ale chociaż dziś dajmy sobie na wstrzymanie, Davino. Nasz świat jest na tyle popieprzony, że gdy choć raz przez chwilę zrezygnujemy z ciągłych analiz, rozmyślań na temat tego, co ewentualnie może jeszcze się wydarzyć, to sądzę, że nic gorszego przytrafić się nam nie może… Choć z drugiej strony oboje wiemy, że nasz los, nie posiada granic — rzekł Kol i przymknąwszy powieki, oparł głowę na ramieniu brunetki, przymykając przy tym powieki. Pozostałby z nią w tej wannie niemalże do rana, zupełnie odprężony i po prostu wyciszony, jednak woda traciła swą temperaturę, co zmniejszało ich poczucie komfortu. Rozmasował napięte mięśnie pleców oraz ramion małżonki, chcąc, aby ona również odrzuciła na bok dręczące ją myśli. Mieli przed sobą jeszcze kawał wieczoru oraz nocy. Zasłużyli na to, aby cieszyć się po prostu sobą, od tak.
    Ubrany w jedynie czyste dresowe spodnie, Kol przemierzył spory pokój, wychodząc z łazienki i przystanąwszy w progu balkonu, omiótł spojrzeniem drobną sylwetkę małżonki.
    — Powtarzałem ci to niejednokrotnie, ale i tak powtórzę to raz jeszcze — zaczął powoli zmniejszając między nimi odległość, aż w końcu ułożył na jej ramionach swoje dłonie. — Jesteś najpiękniejszą kobietą jakąkolwiek spotkałem w swoim życiu, a oboje wiemy, że do krótkich ono nie należy — dodał i odwróciwszy kobietę w swoją stronę, złożył na jej ustach czuły pocałunek, a gdy tylko się od niej oderwał, przesunął kciukiem po delikatnych zasinieniach tuż pod jej oczami. — Jesteś zmęczona, powinnaś odpocząć, kochanie — zauważył słusznie, domyślając się, iż jego nagłe zniknięcie, mogło spędzić jej z powiek sen i napędzić niemałego stracha. — Może się położysz, hm? A ja nie opuszczę cię nawet na krok.


    Koly

    OdpowiedzUsuń
  11. Cały świat składał się z drobnych i tych znacznie większych potyczek, z którymi każdemu przyjdzie w końcu stanąć twarzą w twarz. Codzienność w magicznym świecie nie należała do najłatwiejszych. Wzbudzała wiele kontrowersji, niejednokrotnie wyciskała prawdziwe morze łez, przelewała wiele niewinnej krwi, jednak zawsze przychodziły momenty właśnie takie jak te, gdy zupełnie wolni od problemów, zapatrzeni w siebie z prawdziwym wyrazem miłości malującym się w oczach, po prostu mogli cieszyć się sobą. Odgarnął z twarzyczki Daviny kosmyki włosów, gdy tylko zmęczeni spoczęli w przyjemnie chłodnej pościeli, mogąc wreszcie w pełni odłożyć wszystkie troski i zmartwienia na bok. Przymknął powieki, gdy poczuł na swym policzku delikatną dłoń małżonki. Uwielbiał jej dotyk, delikatny fiołkowy zapach, uroczy uśmiech. Była jedyną w jego życiu, która mimo wielu jego wad, zaakceptowała go takim jakim jest, stając odważnie każdego dnia u jego boku, niezależnie od wydarzeń, które miały miejsce. Był bestią, maszyną do zabijania, która nie zatrzyma się w miejscu i bez wahania rozerwie przeciwnika na strzępy, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo jego najbliższych. Uśmiechnął się delikatnie i ucałowawszy czule czoło Daviny, przyciągnął ją do siebie, nie pozwalając, aby między ich ciałami powstała chociażby najmniejsza przerwa. Okrył jej drobne ramiona materiałem satynowej pościeli i cicho westchnął.
    — Ja ciebie też kocham, Davino — szepnął, muskając opuszkami palców jej zaróżowiony policzek, co jakiś czas przeczesując miękkie kosmyki włosów. — Oboje dokładamy starań, aby już żadne z nas nigdy nie musiało zmierzyć się z ciężarem straty — dodał i wyciągnął ramię w stronę lampki stojącej na niewielkiej szafeczce obok łóżka, by zgasić światło. Jego wzrok szybko przyzwyczaił się do ciemności panujących w pomieszczeniu. Choć pora wieczorna była jeszcze wczesna, to po tak burzliwym dniu, Kol niczego tak bardzo nie pragnął jak odpoczynku i świętego spokoju. Udało mu się nieco zdrzemnąć, jednak przez resztę nocy, co jakiś czas wychodził na balkon, targany niepokojem spowodowanym przez ostatnie wydarzenia. Coś nie pozwalało mu spokojnie przyłożyć głowy do poduszki, wręcz przeciwnie, wręcz nakazało mu czuwać, aby nie dać się zaskoczyć przez ewentualne zagrożenie. Przywitał wschód słońca, siedząc na obszernym fotelu na balkonie, zachowując cały czas czujne zmysły. Podniósł się z miejsca dopiero, gdy usłyszał resztę domowników budzących się do życia. Przeszedł po cichu przez sypialnie, aby nie zbudzić Daviny i skierowawszy się na dół do obszernego salonu, uraczył swe podniebienie goryczką ulubionej szkockiej.
    — Co jeszcze ukrywasz przede mną, na temat wrogiego sabatu? — zapytał Kol, kierując uważne spojrzenie w stronę Elijaha. Starszy z braci zatrzymał się w miejscu i schowawszy dłonie do kieszeni garniturowych spodni, westchnął głośno.
    — Niczego przed tobą nie ukrywam, Kol. Nie zrobiłbym niczego, co zagroziłoby naszej rodzinie. Były świadome przegranej pozycji — odparł zupełnie spokojnie, nie dając się sprowokować przez powoli rosnące zdenerwowanie młodszego pierwotnego.
    — Wszyscy jeszcze tego pożałujemy. Wspomnisz moje słowa, Elijah — rzekł Kol i zacisnąwszy mocniej palce na grubym szkle szklaneczki, powrócił do góry w obawie o utratę kontroli. Znał swego brata. Elijah nie był tak głupi i naiwny. Coś musiało być na rzeczy, coś co sprawiło, że wiedźmy odsunęły się w cień, a starszy z rodzeństwa ewidentnie coś ukrywa. Kol nie miał zamiaru po raz kolejny stać się źródłem wyładowań ciemnej strony miasta i rodzinnej przeszłości.
    Odstawił pustą szklaneczkę na stolik tuż obok łóżka i usiadłszy na jego skraju, przesunął delikatnie dłonią po zarumienionym policzku małżonki. — Dzień dobry, kochanie.

    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  12. — Nie wierzę w ani jedno słowo padające z ust Elijaha. Dziś rano zapewnił mnie raz jeszcze, że nie mamy powodów do najmniejszych obaw, jednak coś nie pozwala mi tak spokojnie podchodzić do sytuacji, w jaki podchodzi reszta mojego rodzeństwa — przyznał szczerze i chwyciwszy ostrożnie Davinę za dłoń, przyciągnął ją prosto na swoje kolana, oplatając się jej nogami na wysokości bioder. Przesunął powoli dłońmi po jej plecach i ucałowawszy odsłonięty obojczyk, uniósł głowę ku górze, aby spojrzeć jej w oczy. — Od wieków stałem z boku, będąc źródłem wszystkiego, co negatywne, wzbudzające odrazę. Niklaus nie potrzebował powodu, aby zasztyletować mnie na długie wieki i uwięzić w trumnie. Nauczyłem się odpowiadać tym samym, co na przestrzeni czasu wzbudzało we mnie niesamowitą satysfakcję. Stałem się tym, przed którym słabsze jednostki kulą się ze strachu, stałem się definicja największych, nocnych koszmarów. Brzydzę się samym sobą, Davino… Bycie czarownikiem było idealną definicją tego, kim od zawsze chciałem być. Wtedy miałem świadomość, że mogę przyczynić się do stworzenia czegoś pozytywnego, wartościowego, wyzbyłem się bycia maszyną do zabijania, którą jednak nadal pozostaje mi być… — rzekł, nie odrywając nawet na moment spojrzenia od jej oczu, których wyraz nigdy jeszcze nie był tak pełen zrozumienia, tak jak właśnie w tej chwili. — Zabito mnie sześciokrotnie, sześciokrotnie powracałem, by w końcu zatrzymać się w miejscu, w którym jestem obecnie. Wreszcie poczułem, że żyje, że moja codzienność nie przypomina jedynie sztywnej wegetacji wynikającej z nieśmiertelności. Wszystko, to, co kiedyś było kompletnie wyblakłe i niewartościowe, nabrało nowych barw, odżyło na nowo, tylko i wyłącznie dzięki tobie. Nadałaś sens wszystkiemu, to co kiedyś dla mnie nie posiadało najmniejszych wartości — dodał i na moment opuścił wzrok, wypuszczając powoli powietrze przez nos. Tak naprawdę słowa nie były w stanie wyrazić tego, co dokładnie tliło się od lat w umyśle Kola, dlatego też pierwotny ujął dłonie Daviny i raz jeszcze spojrzawszy jej w oczy z pomocą telepatii podzielił się z małżonką jednym z najbardziej wpływowych na sylwetkę Kola wspomnień, pochodzącym z dwudziestego wieku.
    Chęć odwetu za lata upokorzeń urosła na style silna, iż determinacja Kola napędzała go coraz bardziej. W przeszukiwaniu przez Kola rzeczy Niklausa w poszukiwaniu odebranego diamentu, przeszkodziło pierwotnemu nagłe pojawienie się Rebekah. Najmłodszy z braci Mikaelsonów powstrzymał siostrę, która zamierzała wyjawić, co robi Kol Klausowi.
    — Co jeśli powiem, że jestem blisko skończenie sztyletu, który by na nim działał? — rzekł Kol.
    — Nie ważyłbyś się go użyć. — odparła Rebekah, nawet przez chwilę nie wierząc słowom brata.
    — Dlaczego? To nic więcej, niż on sam nam zrobił. Wycierpiałaś z jego rąk więcej niż ktokolwiek. To nie tak, że byśmy go zabili. Po prostu damy ci trochę czasu na bycie z Marcelem. Czy oboje zasłużyliśmy, żeby żyć w jego cieniu? Jesteś ze mną, siostro?
    — Możesz na mnie liczyć. — zadeklarowała i uśmiechnąwszy się delikatnie, poleciła bratu, aby udał się na dół, by Niklaus nie nabrał większych podejrzeń z powodu jego nagłej nieobecności. Podczas imprezy Mikaelsonówna podeszła do towarzyszki swojego brata, mówiąc, iż nie powinna zadawać się z Kolem, ponieważ stać ją na coś więcej. W czasie robienia zdjęć, Niklaus wzniósł toast za Rebekah, twierdząc, iż jeżeli zdrada jest głęboka, szczególnie cieszy, kiedy masz kogoś, komu możesz ufać. Zszokowany i zdenerwowany Kol wszedł na górę, jednak Elijah zagrodził mu drogę z jednej strony, a Klaus z drugiej. Kiedy Elijah trzymał swojego brata, Niklaus wbił w niego sztylet, tym samym go neutralizując. Rebekah przyglądała się tej scenie z uśmiechem.

    Kol puścił dłonie małżonki, wiedząc, że nic więcej nie musi mówić. Niejednokrotnie został zdradzany przez rodzeństwo i mimo obecnego rozejmu i znacznie głębszych więzi, nadal nie był w stanie nabrać względem nich szczerego zaufania.

    [Użyłam trochę fragmentów z czeluści internetów, aby przypadkiem niczego nie pomieszać :D]

    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Od wieków kierowani nienawiścią, chęcią władzy i niepoprawnym rozlewem krwi, walcząc o uznanie i poczucie wyższości względem pozostałych istot nadnaturalnych, przesiąkli brutalnością na tyle mocno, że żadne z nich mimo silnej chęci zmiany, nie zerwie z wizerunkiem zimnej bestii. Nie uwolni się od bycia prawdziwą maszyną do zabijania. Mogli jedynie złagodzić skutki własnych działań, odsunąć się w cień, wyciszyć. Jednak nigdy żadne z ich posunięć nie zostanie zatarte w historii. Kol popatrzył uważnie w oczy Daviny, chcąc naprawdę wierzyć w to, że ich popełnione błędy obecnie nie mają znaczenia. Jednak ich wybory oraz czyny z przeszłości nadal budzą się do życia, niejednokrotnie stając na ich drodze. Odwzajemnił pocałunek, wkładając w nieco wiele zaangażowania oraz uczuć. Nie wątpił w słowa małżonki, wiedział, że jest w nich wiele prawdy, ale wiedział też, że byli skazani na tkwienie w przeklętym kręgu, który budził do życia niedkonończone sprawy sprzed lat, a nawet i wieków. Schował twarz w zagłębieniu szyi brunetki i przymknąwszy powieki, westchnął cicho. Przeszłość już na zawsze będzie o krok dalej od niego, budząc w nim najbardziej skrywane demony. Nie chcąc dłużej tkwić w samym sercu tego, co zatruwało jego wnętrze, wstał z łóżka i postawiwszy Davinę na chłodnej, drewnianej podłodze, trącił czubkiem nosa jej nos.
    — Ubierz się, zaczekam na ciebie na dole — powiedział, nie zdradzając niczego więcej i uśmiechnąwszy się delikatnie, pozostawił ją w sypialni kierując się schodami na dół, gdzie raz jeszcze uraczył się drogim alkoholem, po czym szklaneczkę z grubego szkła zamienił na worek z krwią. Rozsiadł się wygodnie na obszernej kanapie, wpatrując w rozpalony kominek. Choć idealnie wyczuwał zbliżającą się Davinę, był na tyle mocno pogrążony we własnych myślach, że nie zwrócił na nią uwagi. Dopiero pusty woreczek pozwolił mu w pełni wrócić na ziemię. Oderwał wzrok od tańczących iskierek ognia i skierował go w stronę małżonki. Sprawnie podniósł się z kanapy i wyciągnąwszy w jej stronę dłoń, splątał ich palce w ciasnym, aczkolwiek pełnym czułości uścisku. Pogoda nadal pozostawała na tyle mocno zadowalająca, że Kol nie miał zamiaru spędzić kolejnego dnia w rezydencji, która paradoksalnie była ogromna, ale nie zapewniała namiastki prywatności. Gdy tylko opuścili teren domostwa, ramię Kol idealnie wpasowało się w smukłą talię Daviny. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz, tak po prostu wyszli na spacer bez większego celu. Ulice miasteczka były puste, za pewne ze względu na wczesne godziny poranne.
    — Kto by pomyślał, że tak paradoksalnie malownicze i spokojne miasteczko, skrywa w sobie tak brutalne oblicze — westchnął Kol i przystanąwszy przy jednej z ławeczek, usiadł na chłodnych deskach, zaś Davinę ponownie usadowił na swoich kolanach. Po chwili zupełnie nagle parsknął śmiechem. — Wiesz, że czasem zastanawiam się jakby to było, tak po prostu się zestarzeć? — przyznał, unosząc przy tym brew ku górze. — Najnormalniej w świecie się zestarzeć, tak fizycznie i na sam koniec wiedzieć, ze w pełni wykorzystało się możliwy czas — dodał, kręcąc przy tym na boki głową. Przyciągnął do siebie bliżej małżonkę, gdy uderzył w nich naprawdę mocny podmuch wiatru. Jednak dla Kola nie był, to zwykły podmuch. Jego sylwetka w sekundzie wyprostowała się oraz napięła wszystkie możliwe mięśnie, jednak jego twarz nadal pozostawała spokojna i uśmiechnięta.
    — Sądziłem, że nigdy nie powrócisz do Mystic Falls, Jeannett — powiedział głośno i odwróciwszy się przez ramię, uśmiechnął się nieco szerzej na widok wysokiej szatynki, która przyglądała się im z równie szerokim uśmiechem,
    — A ja nigdy nie sądziłam, że zimny dupek Kol Mikaelson pozwoli sobie na przytemperowanie przez tak uroczą piękność — odparła, a chwilę później obdarzyła wampira mocnym, pełnym tęsknoty uściskiem. W końcu odwróciła się w stronę, Daviny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeannett Durand, wiedźma. Poznałam Kola ponad dziesięć lat temu, pomógł mi odnaleźć syna i jako jeden z nielicznych odważył się stanąć po mojej stronie, gdy potrzebowałam wsparcia.
      Mikaelson przewrócił oczami i szturchnął wiedźmę. — Zapomniałaś dodać, że nie robiłem tego bezinteresownie — dodał ze śmiechem, a następnie odwrócił się do obu kobiet tyłem, gdy usłyszał dziecięcy głos, który głośno wykrzykiwał jego imię, a chwilę później w ramionach Kola znalazła się urocza, około pięcioletnia dziewczynka. Objęła szyję wampira drobnymi ramionami, chowając w jego szyi rumianą twarzyczkę.
      — Stale o ciebie pytała. Dawno się nie odzywałeś, a mała zdążyła naprawdę mocno cię polubić, poza tym sama byłam ciekaw jak wiele się u ciebie pozmieniało. Słyszałam również o wrogim sabacie zakłócającym spokój w mieście, a wiem, że każda magiczna dłoń do pomocy z pewnością wam się przyda. — powiedziała Jeannett, na co Kol zgodnie skinął głową. — Jak udało ci się go przy sobie zatrzymać? — zapytała, tym razem kierując swe pytanie w stronę Daviny.

      Koly <3

      Usuń
  14. Davina była zupełnie inną od wszystkich kobiet, która miały okazję stanąć na drodze Kola. Roztaczała wokół siebie niebywałą lekkość, a jej urok w pełni skradł uwagę pierwotnego. Zakochany w jej oczach, szerokim uśmiechu, lśniących kosmykach włosów i ciepłym tonem głosu, nie umiał się od niej uwolnić, poniekąd zachowując się egoistycznie, gdyż stale pragnął więcej, nie mogąc nigdy nasycić się w pełni bliskością jej ciała. Wkradła się w każdą cząsteczkę umysłu oraz ciała Kola, czyniąc go najszczęśliwszą istotą na ziemi. Mimo, iż nadal w jego głowie sporadycznie pojawiały się myśli, iż zasługiwała na znacznie bardziej godne życie u boku kogoś odpowiedniejszego, to niemalże każdego dnia, uświadamiała mu jak mocną drużynę tworzyli i że tylko razem są w stanie przezwyciężyć wszystko, to co na ich drodze postawi zgubny los. Przesunął dłonią po drobnych pleckach dziewczynki, a następnie postawił ją na chodniku, by w pełni skupić się na obu kobietach. Jego uwadze nie umknęło zachowanie Daviny, jednak nie podejmował tematu przy zaprzyjaźnionej wiedźmie. Wolał, to rozegrać na osobności.
    Mała blondyneczka objęła udo pierwotnego ramieniem, delikatnie chowając się za jego postawną sylwetką, jednak z delikatnymi rumieńcami na twarzy również wyciągnęła drobną rączkę w stronę Daviny, uśmiechając się przy tym nieśmiało.
    — Martha — odparła nieśmiało i z cichym chichotem, jeszcze bardziej schowała się za nogami ulubionego wujka, będąc zawstydzoną nowo poznaną kobietą. Jeannett pokręciła w rozbawieniu głową, zaś Kol ponownie pochwycił dziewczynkę do góry, tym razem swobodnie sadzając ja na swoich ramionach z czego Martha wydawała się być niezwykle mocno zadowolona. Gdy w grę wchodzili najbliżsi, Kol wyzbywał się maski wyrachowanego mordercy, wykazując się wręcz niebywałą delikatnością, czułością i przywiązaniem, nie wahając się, by stanąć w obronie tych, których kochał najbardziej. Wplątał wolną dłoń w dłoń Daviny, której wierzch następnie czule ucałował. Zadarł głowę ku górze, gdy jego oczom ukazały się deszczowe chmury. Przyjemne promienie słońca odeszły w zapomnienie, a wszystko wskazywało, iż lada chwila z nieba spadnie porządna ulewa.
    — Chodź, kochanie. Musimy iść — rzekła Jeannett i przejęła od pierwotnego swoją córkę. — W razie potrzeby wiesz gdzie mnie szukać, Kol. — dodała na odchodne, posyłając przy tym Davinie delikatny uśmiech, zaś dziewczyna pomachała dwójce dorosłych w ramach pożegnania. Kol odwzajemnił gest, jednocześnie przyciągając do siebie małżonkę, chcąc ochronić ją przed nagłym chłodem.
    — Davino? — zagadnął cicho Kol i spojrzał na jej twarzyczkę. — Czy tylko ja mam wrażenie, że Jeannett wie coś więcej na temat sabatu? — zapytał i wziął głęboki wdech. — Czemu mam pieprzone wrażenie, że wszyscy w naszym otoczeniu wiedzą o wiele więcej niż my i uparcie udają, że wszystko jest w należytym porządku? — warknął, będąc możliwie przewrażliwionym, jednak życiowe doświadczenie nauczyło go brać każdą ewentualność pod uwagę. Przymknął powieki i wypuścił powoli powietrze przez nos, nie chcąc pozwolić, aby po raz kolejny poniosły go emocje. Miał zamiar przestać bawić się w kotka i myszkę. Ucałował czule czubek głowy Daviny, a następnie narzucił na jej ramiona swoją bluzę. Zrobiło się naprawdę ciemno przez burzowe chmury, a chwilę później mogli poczuć na sobie pierwsze krople deszczu. Chcieli czy też nie, byli zmuszeni do powrotu do rezydencji. Kol był wytrącony z równowagi i w żaden sposób nie był w stanie opanować mętliku, który siał chaos w jego umyśle.
    — Co widziałaś? — zapytał, gdy wreszcie przekroczyli pokój sypialni. Dobrze wiedział, że Davina domyśli się o co dokładnie mu chodziło. Zaczął się martwić również o nią samą. Usiadł na łóżku i przetarł dłońmi twarz. Coraz częściej na poważnie rozważał ucieczkę z miasta na drugi koniec świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie powinienem był cię nakłaniać do przyjazdu tutaj — westchnął i zakrył dłonią usta, gdy jego ciałem wstrząsnął porządny kaszel, który pozostawił po sobie ślady krwi na dłoni pierwotnego, zaś chwilę później cała wypita przez niego krew, wylądowała na drewnianej podłodze zwrócona przez wampira.

      o shit, here we go again, Koly <3

      Usuń
  15. Kol nie miał pojęcia, co działo się z jego ciałem, które ewidentnie nie chciało przyjąć spożytego pokarmu, który zapewniał pierwotnemu główne źródło siły. Spoczywając na podłodze, oparł się o twardą ramę łóżka i odchyliwszy głowę do tyłu, czuł jak każdy kolejny wdech czy wydech, przychodzi mu z coraz większym trudem. Pokręcił jedynie głową na boki, co miało oznaczać, iż on również nie miał pojęcia o sytuacji, która właśnie miała miejsce. Chwycił nadgarstek Daviny i ułożywszy jej dłoń na lewym boku, skrzywił się mocno, gdyż skóra w tym miejscu dosłownie paliła żywym ogniem. Wystarczyło delikatnie unieść materiał koszulki Kola, aby dostrzec na jego skórze znak, którego pierwotny nigdy wcześniej nie widział, jednak jego magiczna wiedza pozwoliła mu na dojście do wniosku, iż musiał zostać głównym źródłem energii jednej z wiedźm, która dosłownie wysysała z niego siły witalne, co w końcowym efekcie doprowadzi pierwotnego do śmierci. Jedynym sposobem na przerwanie klątwy było zgładzenie wiedźmy, która nawiązała z wampirem więź. Jednak, czy mieli na tyle czasu? Kol szybko tracił siły.
    W progu pomieszczenia pojawiła się Freya, której magiczne zdolności skrywały w sobie niezwykle potężną moc. Nie musiała o nic pytać. Niemalże od razu rozpoznała rodzaj magii oraz samo zaklęcie, które z zabójczą szybkością pochłaniało energię Kola. Chwyciwszy brata pod ramię, poprosiła Davinę o pomoc i ułożywszy Mikaelsona na łóżku, zadarła jego koszulkę do góry, aby uważniej przyjrzeć się magicznej skazie. Nieco niepewnie spojrzała w stronę szwagierki.
    — To nie są przelewki, Davino. — rzekła, a następnie ułożyła dłoń na policzku Kola, którego powieki w pewnym momencie opadły. — Już raz przyszło mi się zmierzyć z tym rodem i nie była, to łatwa walka. Sabat Gauthier opadł z sił. Na przestrzeni lat, trzymał się w ukryciu, aż w końcu powrócił ze zdwojoną siłą… Zostań z nim… — Freya nie zdążyła dokończyć, gdyż przez próg pomieszczenia również przeszedł Elijah.
    — Zajmiemy się tym — zadeklarował i nie mówiąc nic więcej, w wampirzym tempie, ulotnił się z sypialni. Freya również wybiegła, wiedząc, iż nie mają zbyt wiele czasu. Kol odnalazł dłoń Daviny i uchyliwszy powieki, spojrzał jej w oczy. Pragnął, aby była, blisko, choć domyślał się, iż zmagała się z wolą walki z wrogim sabatem. Ułożył dłoń na jej ramieniu, niemalże wyczuwając drżenie jej drobnego ciała. — Gdybym tylko po raz kolejny nie okazał się pieprzonym egoistą i nie naciskał na powrót do miasta, możliwe, że bylibyśmy od tego dalecy — szepnął, czując się po prostu podle. Nigdy nie mieli szansy, aby bez cienia strachu pielęgnować kiełkujące między nimi uczucie. — Żylibyśmy w zupełnie innym miejscu, w zupełnie innej rzeczywistości, bez ciągłych wojen i oglądania się za siebie… bylibyśmy po prostu wolni, anonimowi — dodał i odruchowo zacisnął mocniej palce na jej ramieniu, gdy ponownie zawładnął nim ostry kaszel. Kol wcale nie miał zamiaru żegnać się z Daviną, gdyż w jego osłabionym ciele, nadal skrywały się ogromne pokłady furii i chęci krwawej zemsty. Chciał, aby Davina była świadoma tego jak bardzo żałował przyjazdu do Mystic Falls, nawet za cenę rozłąki z najbliższymi. Ułożył dłoń na jej policzku, przywołując w jej głowie obraz, w którym, to oboje siedzieli na werandzie niewielkiego domu z naprawdę obszernym ogrodem, zaś chwilę później w ich ramiona wpada mała, urocza brunetka, która szepcze jak bardzo ich kocha. Od zawsze Kol pragnął spokoju, a wszystko, to osiągnęło swe apogeum w momencie, gdy w jego życiu pojawiła się Davina. — Nauczyłaś mnie, jak być lepszym — szepnął i wymusił na swej twarzy delikatny uśmiech.


    Koly

    OdpowiedzUsuń
  16. Kol opadł na tyle mocno z sił, iż nie był w stanie przeciwstawić się upartości Daviny, która bez mrugnięcia okiem potrafiła postawić na swoim. Jego umysł krążył gdzieś na granicy jawy i snu. Nie wiedział, czy to jego własny rozum płata mu figle, czy może ktoś oprócz nich znajdował się jeszcze w pomieszczeniu, perfidnie zabawiając się umysłem Kola. Trzymał w swych ramionach chłodne, pozbawione życia ciało Daviny. Wokół panowała kompletna cisza oraz ciemność. Raz po raz wokół jego sylwetki pojawiały się coraz, to nowsze, martwe ciała należące do rodzeństwa oraz przyszłych przyjaciół, zaś jego dłonie poplamione krwią wraz z ubraniem i niemalże całą twarzą, wskazywały go jako mordercę. Stał po środku prawdziwego morza krwi, będąc odpowiedzialnym za utratę wszystkiego, co nadawało w jego życiu sens. Brzydził się samym sobą. W pewnym momencie dosłownie wszystko zniknęło, zaś sylwetka Kola, gwałtownie przeszła do siadu, wykrzykując głośno imię małżonki. Z trudem łapiąc oddech, rozejrzał się dookoła. Natrafiając wzrokiem na twarz brunetki, przerażenie pierwotnego wcale nie utraciło na sile. Ujął jej drobną twarzyczkę w dłonie, zaś kciukiem starł strużkę krwi cieknącą z jej nosa. Podniesione głosy domowników dochodzące z samego dołu posiadłości, świadczyły o możliwym schwytaniu wiedźmy. Mikaelson zagarnął w swoje ramiona Davinę, która niemalże przelewała mu się przez ręce.
    — Davino, kochanie…. Powiedz coś… — poprosił, czując jak bardzo drżą mu dłonie. Mimo, iż sam posiadał niewiele sił, zagarnął brunetkę w swoje ramiona i skierowawszy się na dół po schodach, stanął po środku prawdziwej burzy. Freya próbująca wedrzeć się do umysłu znanej już Kolowi wiedźmy z trudem przedzierała się przez postawione granice, zaś Elijah wraz z resztą rodzeństwa, trzymali uparcie wyrywającą się nastolatkę. Wypalony na skórze znak, przestał piec powoli zanikając, zaś chwilę później ponownie poczuł jak jego ciało staje się wiotkie, ostatecznie tracąc świadomość.
    Gdy tylko uchylił powieki nie był w stanie określić jak długo był pogrążony we śnie. Niemalże od razu wzrokiem napotkał zatroskany wyraz małżonki. Bez zbędnych słów, wplątał palce w jej kosmyki włosów składając na jej ustach czuły pocałunek.
    — Pewnie nie wyglądam zbyt przystojnie, co? — zagadnął i zaśmiał się cicho. — Co tak właściwie się stało? — zapytał po chwili, po czym powoli przeszedł do pozycji siedzącej, a w jego dłoniach niemalże od razu pojawił się woreczek z krwią. Nie wiedział, czy dobrnęli do końca, czy stanęli po stronie zwycięstwa, czy cały ten pieprzony teatrzyk został zakończony, a oni znowu przez jakiś czas mogli cieszyć się względnym spokojem. — Tak cholernie się o ciebie bałem…. Myślałem, że zrobiłem ci krzywdę. Nie wybaczę sobie jeśli kiedykolwiek jeszcze ucierpisz na zdrowiu — przyznał Kol, spoglądając w oczy małżonki z wyraźnym przejęciem. Jej drobna twarzyczka nadal była niepokojąco blada, jednak ku pocieszeniu pierwotnego nie dostrzegał już śladów krwi cieknących z nosa. Wgryzł się w woreczek z krwią w zawrotnym tempie opróżniając jego zawartość. Niemalże od razu poczuł, jak powracają mu siły, zaś skóra przybiera znacznie zdrowszego wyrazu. Rzucił pusty woreczek na niewielką szafeczkę i objął ciasno ramionami małżonkę. — Wyjedźmy jak najdalej, Davino. Czy to już koniec, tego co nam zagrażało?

    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Jak tu pięknie! <3 Davine kojarzę tylko z pierwszego sezonu TO, ale chyba siądę i nadrobię... Niestety zawsze mnie świadomość tego, że Cami tam jest, bardzo od TO odpychała. Tylko i wyłącznie wierzę w Klaroline <3 ;D
    Z racji tego, że jest związana z Kolem, jest w ich rodzinie. Klaus wraca do MF po prawie siedmiu latach nieobecności w Mystic Falls czy Nowym Orleanie, bo urywał włoskie łby, z dala od Hope :D Ale rodzina to rodzina, więc możemy coś pomyśleć :P ]

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  18. Mimo, iż poniekąd zagrożenie zostało wyeliminowane, to niepokój nadal uparcie ściskał gardło pierwotnego, nie pozwalając mu poczuć się w pełni swobodnie. Reszta domowników w oczach wampira wydawała się być dziwnie milcząca, jedynie tak naprawdę Freya wykazywała się odrobiną zrozumienia i nie ignorowała niepokoju własnego brata, który oczekiwał znacznie szerszych wyjaśnień. Elijah opuścił salon, pozostając biernym w całej sytuacji. Freya ujęła dłoń Kola, z którym zdążyła nawiązać nić porozumienia, która stale kiełkowała ku górze.
    — Nie znamy poczynań wrogiego sabatu. Podejrzewam, iż powrócą do miasta, aby dokończyć, to, co zaczęły, jednak będą potrzebowały na to naprawdę wiele czasu, aby nabrać sił i wzbogacić się o nowe członkinie, ale musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Sądzę również, iż to one stoją za nagłą śmiercią wiedźmy, która połączyła się z twoją witalną energią, Kol. — powiedziała, powoli akcentując przy tym każde słowo, aby mieć pewność, iż Kol w pełni ją zrozumiał. Pierwotny zmarszczył czoło. A jednak miał rację i jego przeczucia nie okazały się być jedynie głupią fanaberią. Wreszcie odnalazł zrozumienie w kimś innym poza Daviną. — Obecnie granice miasta są chronione na tyle dobrze, że zbyt słaby sabat nie będzie w stanie przedrzeć się przez barierę, dlatego przez najbliższe dni, a nawet tygodnie możemy czuć się bezpieczni. — dodała, a następnie podniosła się ze swojego miejsca i ucałowawszy czule czubek głowy brata, uśmiechnęła się delikatnie, ostatecznie odchodząc, aby oddać się w ramiona reszty obowiązków. Kol kompletnie milcząc, objął ramionami drobne ciało małżonki wtulając je w siebie niemalże z całych sił. Ostatnie wydarzenia kosztowały ich naprawdę wiele. Byli o krok od utraty tego, co wspólnie pielęgnowali; ta myśl niemalże miażdżyła pierwotnego od środka. Rozrywała go na strzępy, budząc w nim najmroczniejsze wizje straty najbliższych.
    — Jest w mieście miejsce, którym nigdy z nikim się nie podzieliłem. Miejsce nieskażone żadną obecnością innej jednostki poza moją. Miejsce ciche i dalekie od wszystkich tych, którzy tak bardzo zawadzają nam w drodze do upragnionego spokoju — powiedział nagle Kol, nie chcąc zdradzać niczego więcej. Naprawdę nikt przez tak długi czas, nie odkrył tego miejsca, czyniąc go zupełnie bezpiecznym, niemalże intymnym dla pierwotnego, gdzie niejednokrotnie krył swe istnienie, delektując się chwilą samotnego wytchnienia. W tym przypadku było inaczej. Pragnął ucieczki razem z Davną, gdzie nikt ich nie znajdzie, nie przeszkodzi, a co najistotniejsze, nie zagrozi ich życiu. Gdy tylko ich poplamione krwią ubrania, zastąpiły znacznie świeższe części garderoby, mimo lekkiego osłabienia, Kol skorzystał z wampirze szybkości, zatrzymując się po środku lasku. Odgarnął usypane na podłożu igły, odsłaniając drewnianą klapę. Z łatwością rozerwał dość sporą kłódkę i chwyciwszy dłoń Daviny, poprowadził ją na sam dół po dość stromych schodkach. Oczom wiedźmy mogło ukazać się dość spore pomieszczenie, które oświetlił blask zapalonych przez pierwotnego świec wraz ze starym łóżkiem, obszernym regałem pełnym dziwnych ksiąg, niemalże rozpadającym się stolikiem, który uginał się pod naporem szklanych fiolek. Mimo, iż pomieszczenie wyglądało na stare, nie było w nim najmniejszego śladu kurzu, czy pajęczyn, co wskazywało na to, iż nadal tliło się w nim życie. Jasna pościel była przesiąknięta zapachem wampira.
    — Nadal tu przychodzę. Najczęściej w momentach, gdy nie radzę sobie z tym, co siedzi w mojej głowie, gdy czuję, że cię zawiodłem, gdy czuję, że nie zawsze byłem takim mężem jakim powinienem być — westchnął i stanąwszy za plecami Daviny, ucałował czule jej ramię, zsuwając z niego kawałek materiału, zaś jego dłonie nieśpiesznie wślizgnęły się pod koszulkę, delektując się ciepłem miękkiej skóry na brzuchu brunetki.

    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Gdy wszyscy w otoczenia Kola oraz Daviny, skupili się na wyraźnym proteście względem łączącego ich uczucia, młode małżeństwo nie chciało brać w tym udziału, budując związek na czymś znacznie bardziej wartościowym, na tym, co stawia przed nimi los tu i teraz, chcąc być z daleka od przeszłości, mimo, iż demony niektórych czynów nadal pozostawały z nimi w życiu codziennym. Kol coraz częściej wpadał w pułapki, które podle zastawiał na niego jego własny umysł. Kierowany upartością oraz wizją zapewnienia Davinie bezpieczeństwa, często doszukiwał się, w niektórych epizodach rzeczy, które tak naprawdę nie miały miejsca i są jedynie bezpodstawne. Zdecydowanie zbyt dużo myślał, jednak nie mógł pozbyć się ze swojej głowy przeświadczenia, że już niedługo nadejdzie coś, co zmiecie ich wspólne szczęście z ziemi, zastępując je goryczą i zaciekłą walką o powrót do tego, co było.
    Uniósł głowę ku górze, gdy brunetka uczyniła krok do przodu. Kąciki jego ust drgnęły nieznacznie, gdy stanowczym ruchem pozbyła się koszulki, prezentując się przed nim w wydaniu, które bezwstydnie podsycało jego zmysły. Nie pozwolił na to, aby ich ciała chociażby sekundę dłużej znajdowały się z dala od siebie. Nie dbał o to, gdzie dokładnie wylądują poszczególne części garderoby. Jeśli rzeczywiście chcieli nasycić się sobą z daleka od natarczywych problemów i równie irytujących osób, w tym momencie mieli idealną do tego szansę. Przesunął powoli dłonią po jej policzku i złączywszy ich usta w dość natarczywym pocałunku, uczynił kilka kroków w tył, aby ostrożnie ułożyć małżonkę wśród miękkiej pościeli. Wsunął dłoń pod jej plecy z łatwością odnajdując zapięcie od jej stanika, który dołączył do reszty smętnie porzuconych ubrań na podłodze. Posadził ją na swoich kolanach i przycisnąwszy do nagiej piersi, miała możliwość idealnie poczuć, jak mocny miała na niego wpływ i jak łatwo tracił przy niej kontrolę, oddając się jej w pełni. Mimo, iż rezydencja rodziny Mikaelson była duża i każdy z domowników odnalazł w niej swoje miejsce, zaś Davina zadbała o sferę intymną, wygłuszając zaklęciem ich część domu, to nadal były momenty, gdzie nie czuli się pewnie i komfortowo.
    Nieco natarczywie, przesunął wargami wzdłuż jej smukłej szyi, kierując się pocałunkami wzdłuż płaskiego brzucha i powróciwszy tą samą drogą, prosto do jej ust, nie pozwolił na to, aby ich wargi rozdzieliły się zbyt szybko. Davina podziałała na niego na tyle intensywnie, iż nie miał zamiaru łagodzić budującego się między nimi napięcia. Specjalnie igrał z jej pragnieniami, przeciągając niemalże w nieskończoność pojedyncze pieszczoty z zadowoleniem spoglądając na jej twarzyczkę, gdy pojawiał się na niej delikatny grymas zniecierpliwienia. Sam tkwił na granicy, wiedząc, iż zbyt długo nie wytrzyma, nie gdy Davina, tak cholernie i niepoprawnie mocno kusiła. Nie obchodził go sabat, nie obchodziło go rodzeństwo, ani fakt, że jeszcze niemalże godzinę temu stracił życie, nie kiedy miał tuż przed sobą najpiękniejszą kobietę świata, piękniejszą nie kiedykolwiek indziej. Nie obchodziło go nic, poza ciałem i pięknem własnej małżonki.
    — Musimy pomyśleć nad częstszym odwiedzaniem tego miejsca — szepnął Kol, gdy jego ramiona objęły ciasno talię Daviny, zaś ich ciała nadal nieznacznie drżały.


    [Poprzednia wersja tego odpisu była lepsza i znacznie dłuższa, jednak windows postanowił sobie ze mnie zakpić w momencie, gdy chciałam go podesłać i wywalił mi błąd krytyczny systemu ;c Pisałam po raz drugi nieco wkurzona i wyszło jak wyszło ;c]

    Koly <33

    OdpowiedzUsuń
  20. Kol roześmiał się głośno, gdy Davina określiła jego mały kąt, jako pieczarę. Schował twarz w zagłębieniu jej szyi, starając się jakoś opanować falę nagłego rozbawienia. Rzadko, kiedy można było zobaczyć pierwotnego w tak swobodnym i radosnym wydaniu, jak właśnie w tym momencie. Pokręcił na boki głową i skradnąwszy małżonce czułe buziaka, spojrzał jej uważnie w oczy. — W tym wszystkim brakuje jeszcze tego, abyś określiła mnie, jako jaskiniowca — rzekł, poruszając przy tym zabawnie brwiami, a następnie z głośnym westchnięciem ułożył głowę na dość obszernej poduszce. Przesunął nieśpiesznie dłońmi po bokach jej ciała, zatrzymując je przez chwilę na krągłych pośladkach i wróciwszy tą samą drogą, wplątał palce w jej kosmyki włosów, czule masując skórę jej głowy. Przez kilka minut, kompletnie milczał, nie odpowiadając na resztę wypowiedzianych przez nią słów. Zbyt mocno skupiony na pięknie jej ciała oraz uroczej twarzy, miękkich kosmykach włosów, zastanawiał się, co tak naprawdę w sobie miał, iż udało mu się zatrzymać przy sobie Davinę na dłużej i finalnie nazwać ją swoją żoną, co uczyniło go najszczęśliwszą istotą żyjącą na tej ziemi. Szczerze uwielbiał szeroki uśmiech rozpromieniający jej twarzyczkę i choć ich świat do idealnych nie należał, to pragnął każdego dnia dawać małżonce na tyle dużo radości, aby jego ukochany uśmiech nigdy nie zniknął i stale kwitł każdego dnia.
    — Wybacz — westchnął, gdy dotarło do niego, że Davina mówiła o czymś jeszcze. — O co chciałabyś mnie zapytać? — zapytał, wyraźnie zaintrygowany, tym co zaraz miała mu powiedzieć. Ich przyszłość, ani tym bardziej przeszłość, chyba już nigdy nie będzie się barwić na kolorowo i nigdy nie osiądzie w miejscu, które przyniesie im nie tylko spokój, ale i wolność od tego, co uparcie za nimi podążało, stale przywołując nad ich głowami burzowe chmury. Nadal przeczesywał palcami jej kosmyki włosów, co jakiś czas smagając opuszkami palców jej zarumienione policzki oraz zarys ust, które raz po raz piętnował subtelnymi cmoknięciami. W pomieszczeniu panowała idealna cisza, którą wypełniał dźwięk przyśpieszonych oddechów wraz z biciem serc. Kol w pewnym momencie, objął ciasno ramieniem Davinę, przyciskając ją do swojego torsu i przekręciwszy się na bok, ułożył ją tuż obok siebie, zaś głową podparł na otwartej dłoni, cały czasy wpatrując się jej w oczy.
    — Powinnaś wypocząć i coś zjeść — szepnął i delikatnie się uśmiechnął. Po mimo rumieńców, które stały się już delikatnie jaśniejsze, niż jeszcze kilka minut temu, dostrzegał również niezdrową szarość, którą podbijały zaróżowienia na jej twarzyczce. Oboje przeszli wiele i choć nadchodzące dni, zapowiadały się równie niespokojnie, co poprzednie, to w pełni zasługiwali na chwilę, w której zapomną o całym świecie, o tym kim są i co ich tak naprawdę jeszcze czeka. Kol w pewnym momencie chwycił nadgarstek Daviny i przyjrzawszy się uważnie jej dłoni, przeszedł do siadu, pozwalając aby miękki materiał pościeli zsunął się powoli po jego piersi. Przekrzywił głowę, nie pozwalając brunetce wyrwać ręki z jego stanowczego uścisku. Zupełnie to samo miało miejsce, gdy Pustka wskrzesiła Davinę. Nie wiedział kto dokładnie stał po drugiej stronie, będąc połączonym z ciałem jego małżonki, jednak wiedział, że ta osoba musiała pozostać przy życiu, aby życie samej Daviny było bezpieczne.
    — Przysięgam, że zabije każdego kto brał w tym udział — warknął Kol, po raz kolejny ulegając negatywnym emocjom.


    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Kol miał serdecznie dość scenariusza, który stale przewidywał w swym biegu wydarzeń niepokój, nieustającą agresję i toczące się wojny. Przez wieki karmiony nie tylko rodzinnym dramatem, ale przede wszystkim chęcią zemsty, za lata upokorzeń, zaciekle walczył, aby w jego wystarczająco pogmatwanym życiu, pojawiła się namiastka szacunku. Wszystko, to, czego skrycie pragnął, uderzyło w niego w najmniej oczekiwanym momencie i całą swą potężną moc, skrywało w jednej, niepozornej istotce, którą przyszło mu nazywać swoją żoną. Mimo, iż nosił na swych rękach krew wielu jednostek, w pamięci zapisały się mroczne i szokujące wydarzenia, to śmiało mógł powiedzieć, że wieki ciągłych batalii były warte wysiłku, aby teraz stać, gdzie obecnie stoi, u boku jednej z najpiękniejszych kobiet w jego życiu, które jak wiadomo, do najkrótszych nie należało. Nie umiał jednak, od tak przestać przejmować się zranieniem malującym się na dłoni Daviny. Jego umysł od razu zalały najczarniejsze obrazy, a obowiązek natychmiastowej obrony życia małżonki, wypełnił całe jego ciało. Jeśli Davina naprawdę sądziła, że Mikaelson od tak będzie w stanie olać, to, co zobaczył, to niestety była w ogromnym błędzie. Brunetka była dla niego zupełnie kimś więcej niż tylko źródłem uczuciowych uniesień. Nadawała sens wszystkiemu, co dotychczas w jego codzienności było szare i przygnębiające.
    Wypuścił powoli powietrze przez nos, nie chcąc, aby intymna chwila, w której się znaleźli, przybrała ciężkiej, przytłaczającej atmosfery. Przymknął powieki, a gdy tylko je uchylił, spojrzał uważnie na twarzyczkę małżonki.
    — Nigdy nie przestanę się o ciebie martwić — powiedział, akcentując przy tym każdego słowo. Ucałował czule wierzch jej dłoni i zagarnąwszy ją w swoje ramiona, przytulił do swojej piersi i ucałowawszy delikatnie czubek jej głowy, odetchnął głęboko. Zbyt wiele przeszli, aby teraz ktoś ponownie rozdzielił ich drogi. Raz jeszcze postarał się skupić na wcześniejszych słowach małżonki, który przez chwilę przywołały uśmiech na jego twarzy. Nie zastanawiał się zbyt długo nad konkretnym przekazem, który chciał przedstawić w jej głowie w chwili, gdy wydawać, by się mogło, że znajdują się na krawędzi utraty siebie nawzajem. Był prawdziwą bestią, która nie zatrzymywała się w chwili mordu, jednak był też kimś, kto posiada emocje, uczucia, pragnienia, a przede wszystkim był kimś, kto chce przestać uciekać, osiąść w jednym miejscu i nadać nowe życie czemuś, co być może będzie wreszcie mógł nazwać własną rodziną.
    — Przez lata uciekałem, Davino. Stałem po środku wojen, rodzinnych dramatów. Nie doświadczałem niczego poza ciągłym gniewem, chęcią zemsty — westchnął, nawiązując do poprzedniego tematu. — I choć nadal przeszłość ciągnie się za każdym z nas, to sądzę, że każdy miałby kiedyś moment kiedy chciałby powiedzieć stop, czas coś w swoim życiu zmienić. Mój moment nadszedł w momencie, gdy pojawiłaś się w moim życiu. Wniosłaś do niego dosłowne nowe siły, nowe barwy i chęci zaprzestania ciągłej gonitwy, chęci spokoju i osadzenia w miejscu pozbawionego rozlewu krwi, co wiążę się z namiastką normalnej rodziny — dodał i uśmiechnąwszy się delikatnie, pocałował czule jej skroń. Wiedział, że Davina doskonale będzie wiedzieć, co dokładnie miał na myśli. Nigdy w życiu nie czuł tak mocnej potrzeby zmian, jak w momencie, gdy ta niepozorna brunetka w pełni zawładnęła jego sercem oraz umysłem.


    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Początki nie należały do najłatwiejszych, jednak udowodnili jak ogromną siłę tworząc będąc jednością. Bez cienia zawahania byli gotów do obrony, tego co stanowiło dla nich największe wartości. Stanowili dla siebie wzajemne dopełnienie, bez cienia najmniejszego strachu. Kol swobodnie ułożył się na poduszce tuż obok małżonki i objąwszy ją ramieniem, stanowczo przysunął do swego boku. — Jeszcze niejednokrotnie będę w stanie cię zaskoczyć, panienko Mikaelson — odparł i uśmiechnąwszy się znacznie szerzej niż jeszcze kilka minut temu, nachylił się ku niej, aby złożyć na jej ustach czuły pocałunek, który z upływem chwili stał się znacznie bardziej natarczywy. Zmuszony się w końcu od niej oderwać, by brunetka zaczerpnęła powietrza, przesunął wargami po zarysie jej szczęki. — I z pewnością dołożę wszelkich starań, aby owe zaskoczenie, było jak najbardziej owocne — dodał i zaczepnie uszczypnął jej obojczyk, by następnie za sprawiony ból przeprosić delikatnym pocałunkiem. Schował jej twarzyczkę w zagłębieniu swojej szyi i poprawiwszy materiał, który okrywał ich nagie ciała z dziwną ulgą na sercu, przymknął powieki. Zapadł w sen, jednak jego zmysły nadal pozostawały w pełni czujne. Przebudził się sporo wcześniej, niż sama małżonka. Uniósł się na łokciu i przesunąwszy dłonią po rumianym policzku Daviny, nie mógł przestać się uśmiechać. Skupił w pełni swą uwagę na jej pięknej twarzy, miękkich kosmykach włosów, co jakiś czas całując ostrożnie jej czoło. Przesunął nieśpiesznie opuszkami palców po jej ramionach, łabędziej szyi i wyraźnie malujących się obojczykach. W pewnym momencie uniósł wzrok, napotykając spojrzenie małżonki.
    — Obudziłem cię? — zapytał nieco zduszonym tonem głosu. Był tak mocno skupiony na podziwianiu jej ciała, że rzeczywiście drobne pieszczoty mogły wyrwać ją ze snu. Uśmiechnął się na widok delikatnych rumieńców, które przyozdobiły jej twarzyczkę. Ucałował oba jej policzki, nie chcąc jeszcze rezygnować ze słodkiego lenistwa, którego nie mogli doświadczyć jeszcze przez naprawdę długi czas. — Jak się czujesz? — zadał kolejne pytanie, mając nadal na uwadze fakt, iż Davina utraciła sporo sił, aby odeprzeć wrogie zaklęcie, które poważnie zagroziło jego życiu. Zdążył nieco ochłonąć, a rumieńce, które pojawiły się na jej twarzy, zwiastowały chyba fakt, iż młoda wiedźma czuła się znacznie lepiej, niż kilka godzin temu. Wyciągnął ramię w stronę swojej, smętnie porzuconej na podłodze koszulki, którą wdział na kruche ciało małżonki. Zdecydowanie za duży podkoszulek, idealnie sprawdzał się w formie sukienki. Skompletował resztę swojej garderoby, nie czując przy tym cienia krępacji. Powrócił do łóżka i chwyciwszy dłoń Daviny, wplątał w nią w swe palce. Nie chciał jeszcze wracać do rzeczywistości, która nie barwiła się w ich przypadku na kolorowo, jednak wiedział, że mimo, ich małej samotni nie uciekną od tego, co maluje przed nimi los. Wrogi sabat zbierał siły i w momencie finalnego uderzenia, będą zmuszeni być przygotowani na każdą ewentualność.
    — Gdy zakończymy sprawę z sabatem, chciałbym Davino, abyśmy się wynieśli z rezydencji Niklausa. Odnajdziemy coś własnego, coś mniej toksycznego, coś co będziemy mogli nazwać domem wartym powrotów. Otoczymy go zaklęciem, które zapewni nam bezpieczeństwo i wreszcie w pełni szczerze i prawdziwie, będziemy mogli nazwać się rodziną.


    Kol <3

    OdpowiedzUsuń
  23. — Nie byłbym sobą, gdybym przestał się o ciebie martwić, Davino — przypomniał jej z delikatnym uśmiechem i ścisnąwszy mocniej jej dłoń, skinął zgodnie głową na wzmiankę o jedzeniu. Rzeczywiście już dawno powinien zadbać o to, aby zjadła coś treściwego, by mieć możliwość odzyskać pełnie sił. Po wyjściu z pomieszczenia, Kol zadbał aby kłódka wróciła na swe miejsce i pozostawiwszy na swych ramionach, jedynie granatową koszulę, okrył ramiona partnerki swą bluzą, mając wrażenie, iż na zewnątrz zrobiło się zdecydowanie bardziej chłodno, niż w momencie, gdy opuszczali rezydencję Mikaelsonów. Ponownie wplątał palce w jej dłoń, rezygnując z wampirze szybkości, za którą w najmniejszym calu nie przepadała Davina. Postawił na spokojny spacer.
    Mystic Grill niewiele zmienił się od momentu, kiedy Kol przebywał w nim ostatni raz. Nadal spowite w ciemnych kolorach pomieszczenie, nadawało miejscu niebywale ciepłego wyrazu. Nie puszczając nawet na chwilę dłoni Daviny, odnalazł stolik najbardziej oddalony od wszystkich. Poprosił małżonkę, aby chwilę na niego poczekała, a sam zaś udał się w stronę baru, gdzie użył perswazji w celu złożenia odpowiedniego zamówienia. Powrócił do Daviny i chwyciwszy jej chłodne dłonie, zamknął je w czułym uścisku, chcąc je nieco ogrzać. Uśmiechnął się na widok jej nieco znacznie wyraźniejszych rumieńców, które po prostu uwielbiał. Musiał przyznać, że czuł się nieco dziwnie w tym miejscu, które również skrywało w swej historii wiele mrocznych wydarzeń, w tym śmierć Finna z rąk Matta Donovana. Delikatnym skinieniem głowy podziękował za przyniesione zamówienie, samemu decydując się jedynie na kubek herbaty, której w ustach nie miał przez naprawdę cholernie długi czas.
    — Smacznego, kochanie — rzekł, gdy tylko wyswobodził jej dłonie ze swojego uścisku. Nie wiedział jak długo jeszcze będzie im dane cieszyć się ciszą i względnym spokojem. Mimo, iż Freya wykazała się największym zrozumieniem względem pełnego obaw brata, to również jej słowa nie określały jasno, co tak naprawdę ich czeka z rąk wrogiego sabatu. Pod względem zgromadzonych sił, znajdowali się o krok od nich, utrzymując władzę w miasteczku, jednak nawet jako silniejsza strona, musieli przygotować się na wszystko. Kol choć nie przyznawał się do tego na głos, to miał zamiar odciągnąć od konfliktu Davinę na tyle mocno, jak tylko się da. Nie mógł dopuścić po raz kolejny do sytuacji, w której któreś z nich ucierpi na zdrowiu. Po prostu nie mógł. Nadal rozważał ucieczkę z miasta, nawet jeśli względem tego aspektu Davina nie była do końca przekonana.
    Chwycił w dłoń serwetkę i otarł nią kącik ust małżonki, gdy ta skończyła jeść. Uniósł brew ku górze i upił łyk herbaty, która zdążyła już nieco ostygnąć.
    — Najedzona? — zapytał z delikatnym uśmiechem. Zdecydowanie wyglądała bardziej zdrowo, a wszelakie obawy względem jej zdrowia, odeszły w zapomnienie. — Chcesz wracać do domu, czy masz może ochotę na coś innego? — zapytał, unosząc przy tym brew ku górze. Robiło się już późno, jednak zdążyli swoje odespać i zgromadzić nowe siły, aby wykorzystać je na nowo.


    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  24. Kol tak naprawdę nie miał żadnych planów na resztę wieczoru, jednak również nie miał większej ochoty na powrót do rezydencji Niklausa, gdzie dziwnie milczące rodzeństwo, działało na niego w niezbyt pozytywny sposób, co mogło doprowadzić do kolejnej, niepotrzebnej kłótni. Odsunął od siebie pustą filiżankę po herbacie i wyciągnąwszy w stronę Daviny dłoń, poczekał aż ta ją chwyci. Dopiero wtedy podniósł się ze swojego miejsca i poprawiwszy bluzę, która spoczywała na jej ramionach, ruszył w stronę wyjścia z lokalu. Na zewnątrz niewiele się zmieniło, poza delikatną mżawką, która ustała kilka minut po tym, gdy opuścili lokal.
    — Mimo bycia najgorszym z najgorszych w rodzinie Mikaelson, nie jestem typem rozrywkowym, Davino — zaśmiał się, decydując się na zwykły, nieco dłuższy niż zwykle spacer po okolicy. Mógł wtedy przybliżyć małżonce nieco więcej historii za czasów, gdy siał prawdziwy postrach na terenie Mystic Falls.
    — To poniekąd zabawne jak wiele mrocznych rzeczy tutaj miało miejsce, a jak bardzo to miejsce dla odwiedzających wydaje się być niepozorne. Poniosłem tutaj śmierć i powróciłem z nadzieją na namiastkę spokoju i normalności — rzekł, gdy przechodzili obok domu, w którym zamieszkiwała rodzina Gilbertów. W domu, który stanowił centrum mrożącej krew w żyłach historii, ale i również momentów, które przywoływały na twarzy uśmiech. — Tak wiele zwrotów akcji, wojen, dramatów, a wszystko po to, by wydarzenia zatoczyły jedno, wielkie koło, kierując drogę wszystkich tych, którzy niegdyś tutaj walczyli o własne względy w stronę ponownej przygody w Mystic Falls — dodał i westchnąwszy cicho, pokręcił głową. — I choć Nowy Orlean przyniósł nam najwięcej potyczek, to jednak Mystic Falls, dopiero w pełni pokaże nam czym jest prawdziwa wojna — dodał, po czym ujął twarzyczkę Daviny w swoje dłonie, aby móc czule ucałować jej wargi. Nie nazwałby swoich słów pesymistycznymi, jednak na przestrzeni czasu wraz z masą doświadczeń, posiadał umiejętność przewidywania niektórych wydarzeń. Ponownie wplątał palce w dłoń Daviny i pociągnął ją dalej. Mimo, iż miasto zapisało się w pamięci wielu, to dla Kola posiadało czystą kartę. Przekraczając granice Mystic, mieli możliwość stworzenia czegoś zupełnie od podstaw, czegoś zupełnie nowego i świeżego.
    — Robi się coraz chłodniej — zauważył słusznie Mikaelson, po czym naciągnął na głowę Daviny kaptur od swojej bluzy i zaśmiawszy się cicho, pocałował czule jej czoło, które okazało się być niezwykle mocno chłodne. — Marzniesz — westchnął. Przyciągnął ją do swojego boku, by chociaż tak w minimalnym stopniu ją ogrzać. Nie chcąc ryzykować jej zdrowiem, ani tym bardziej ryzykować napotkaniem kogoś wrogo nastawionego pośród ciemnych ulic, które ledwie oświetlały uliczne lampy. Cały czas trzymając ją blisko siebie, obrał drogę powrotną do rezydencji w niemalże ostatniej chwili chroniąc siebie oraz małżonkę przed naprawdę ulewnym deszczem. W rezydencji panowała kompletna cisza, jednak Kol wyczuwał obecność reszty domowników.
    — Ciepła kąpiel, aby się szybciej rozgrzać? — zapytał kierując spojrzenie w stronę Daviny, która niepokojąco mocno pobladła. Kol objął Davinę ramieniem, która wydała mu się być przez chwilę kompletnie nieobecna. — Davino? — Mikaelson, wziął małżonkę na ręce kierując się na górę, gdzie ułożył ją na łóżku i chwycił jej dłoń. — Davino, kochanie? Powiedz coś, cokolwiek.


    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  25. Im dłużej Davina milczała, tym bardziej niepokój Kola rósł w siłę. Nie wiedział, czego dokładnie może się spodziewać. Kurczowo ściskał dłonie małżonki, wpatrując się w jej twarz z nadzieją, iż pogorszenie jej zdrowia wynikało tylko i wyłącznie z przemęczenia. Byli na tyle mocno doświadczeni przez los, że zasługiwali cholernie mocno na chwilę wytchnienia bez negatywnych emocji i strachu o życie drugiej połówki. Jeśli stan Daviny wynikał z połączenia z obcą dla nich wiedźmą, Kol był świadom, iż odnalezienie kompletnie nieznanej im kobiety może okazać się niewystarczające pod względem czasu, którym dysponowali, co jeszcze bardziej powiększało nagromadzoną w pierwotnym panikę. Nie mógł jej stracić. — Davino? — szepnął Kol. Ta bezradność, cholerna bezradność wręcz miażdżyła go od środka. Puścił dłonie małżonki i wybiegnąwszy z sypialni, zatrzymał się na korytarzu.
    — Freya! — niemalże wrzasnął, chcąc mieć pewność, iż siostra natychmiast przybiegnie mu z pomocą. Gdy tylko spojrzenia rodzeństwa spotkały się, Kol zacisnął dłonie w pięści. — Davina — wyszeptał. Nie musiał mówić niczego więcej, by Freya pojęła powagę sytuacji. Pobiegł, czym prędzej do kuchni, aby powrócić do sypialni z kubkiem herbaty w dłoni, który niezbyt uważnie położył na szafeczce obok łóżka, zalewając ziołowym naparem blat, jednak nie tym w tym momencie przejął się najbardziej. Freya klęczała obok nieprzytomnej Daviny, szepcząc pod nosem niezrozumiałe słowa. Kol dosłownie czuł, jak panika zaciska swe obrzydliwe łapska na jego szyi, uniemożliwiając mu swobodne oddychanie. Uklęknął obok małżonki i dotknąwszy jej policzka, zdał sobie sprawę jak bardzo drżą mu dłonie. — Wróć do mnie, kochanie — wyszeptał, wpatrując się w nieprzytomną twarzyczkę partnerki. — Freya, zrób coś do cholery! — wrzasnął, ulegając emocjom, które w pełni zawładnęły jego ciałem oraz umysłem. Do sypialni wszedł również Elijah, posyłający pytające spojrzenie.
    — To na nic — sapnęła Freya, puszczając okaleczoną dłoń brunetki. — Jest coś jeszcze, coś, co uparcie blokuje moją magię. Potrzeba tutaj znacznie większych sił. — dodała, spoglądając w stronę Kola, który nie chciał słyszeć o jakichkolwiek barierach, i innych bzdetach. Pragnął, aby Davina wróciła, aby dała chociażby najmniejszy znak, ze go słyszy, cokolwiek.
    — Nie możemy tego tak zostawić! Z pewnością jest jakiś sposób — warknął Kol, biorąc na ręce Davinę, którą ułożył na łóżku. Pocałował czule jej czoło.
    — Kol uspokój się. Sprowadzimy miejscowy sabat i dołożymy wszelkich starań, aby przerwać połączenie, po prostu, to wymaga znacznie większych pokładów magii — odparła Freya, po czym spojrzała w stronę Elijaha, który zgodnie skinął głową, znikając z pomieszczenia, aby nie tracić więcej czasu, którego i tak mieli niewiele. Kol ścisnął nasadę swojego nosa, aby jakoś opanować targające nim emocje, po czym usiadł na brzegu łóżka i zagarnąwszy małżonkę w swoje ramiona, pocałował czubek jej głowy. Wiedział, że jego miłość była silna i wewnętrzne z pewnością walczy z wrogiem. Zawsze przezwyciężali wszystkie przeciwności pojawiające się na ich drodze i tak będzie również w tym przypadku. Kołysał się na boki, co jakiś czas smagając wargami jej rozgrzane czoło, do czasu, aż w pokoju pojawiło się pięć świetnie znanych pierwotnemu kobiet, które nakazały pierwotnemu opuścić pomieszczenie, dobrze wiedząc, iż jego porywcza natura może im wiele utrudnić. Kol nie miał zamiaru zostawiać Daviny, jednak nieugięte spojrzenie wiedźm dało mu do zrozumienia, iż w tym aspekcie lepiej się z nimi nie kłócić.
    Chodził nerwowo po obszernym salonie, czekając na jakiekolwiek wieści. Ściskał w swej dłoni szklaneczkę z alkoholem, której zawartość uzupełniał dobre trzy razy. Nie mógł jej stracić.


    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  26. — Nerwy ci teraz w niczym nie pomogą, bracie — rzekł spokojnie Elijah, który siedział wygodnie w jednym z foteli, wodząc wzrokiem za zdenerwowanym Kolem, który miał prawdziwą chęć mordu wręcz wymalowaną na twarzy. Pierwotny przystanął w miejscu i spojrzał w stronę starszego brata.
    — Nie pogrążaj się jeszcze bardziej. Dobrze wiesz, że uniknęlibyśmy tego, gdyby nie twoje łagodne załatwianie spraw! Naprawdę wierzyłeś, że im pogrozisz, a one od tak opuszczą miasto, zapominając nie tylko o naszej rodzinie, ale przede wszystkim o Davinie?! — warknął Kol, nie ukrywając faktu, iż to Elijaha obwiniał za wszystko, co dotychczas miało miejsce. Gdyby przestali ukrywać przed nimi niektóre aspekty związane z sabatem, być może małżeństwo Mikaelsonów, znacznie lepiej byłoby przygotowane na ewentualne ataki, które właśnie miały miejsce. — Przestań pieprzyć, Elijah. Dobrze wiedziałeś, co może się wydarzyć, a mimo, to każesz mi być spokojnym! Nie spocznę dopóki każda z wiedźm z tamtego sabatu nie zostanie martwa — dodał, będąc w pełni poważnym Kol. Chciał dodać coś jeszcze, jednak do jego uszu dobiegł wrzask Daviny. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej popędził na górę. Przystanął w progu w momencie, gdy dostrzegł nieprzytomne wiedźmy, leżące na podłodze. Wyraźnie się zawahał, jednak gdy jego spojrzenie padło prosto na Davinę, szybko znalazł się u jej boku. Przytulił ją ze wszystkich sił, chowając jej twarzyczkę w zagłębieniu swojej szyi. — Jestem… Już jestem przy tobie — wyszeptał, czując niebywałą ulgę. Kołysał się delikatnie na boki, starając się uspokoić rozedrgane ciało małżonki. — Już po wszystkim — dodał, gdy nie dostrzegł na jej dłoni rozcięcia. Ujął twarzyczkę brunetki w swoje dłonie i uważnie spojrzał jej w oczy. — Już jest dobrze. Nie płacz, kochanie — rzekł, odgarniając jej z twarzyczki nieco poplątane kosmyki włosów. Sam dosłownie cały drżał z powodu nagromadzonych w nim emocji, jednak najbardziej liczył się dla niego fakt, że Davina wróciła, po prostu wróciła, a połączenie z inną wiedźmą zostało definitywnie przerwane. Spojrzał na siostrę, która wręczyła w dłonie Daviny kubek z ziołowym naparem.
    — Nie oddamy cię tak łatwo — wyszeptała w stronę szwagierki z delikatnym uśmiechem. Kol nie odezwał się już ani jednym słowem. Po prostu ściskał w swych ramionach kruche ciało małżonki, ani myśląc ruszyć się chociażby na milimetr. Gdy tylko zostali sami, Kol ostrożnie ułożył słabe ciałko brunetki na poduszce i raz jeszcze ucałował jej rozgrzane czoło.
    — Tym bardziej ja nie oddam cię tak łatwo — powiedział, wpatrując się jej w oczy. Wplątał palce w jej dłoń i złożywszy na jej pobladłych wargach pocałunek, oderwał się od niej dopiero w momencie, gdy potrzebowali zaczerpnąć nieco powietrza. — Odpocznij kochanie — szepnął i bez większego uprzedzenia, wkradł się do jej umysłu, tworząc w nim odskocznię od świata, w którym przyszło im żyć. Kreował obrazy pełne radości, wewnętrznej swobody, nie pozwalając, aby jakikolwiek koszmar przeszkodził Davinie w chwili odpoczynku. Siedział przy małżonce całą noc, przenosząc ją do znacznie barwniejszej krainy, gdzie mogła odnaleźć szczęście i spokój. Rankiem wymknął się z sypialni, poruszając niemalże całe Mystic Falls w poszukiwaniu najpiękniejszych kwiatów, jakie tylko był w stanie dostać. Daleko było mu do ideału, jednak sypialnia wypełniona bukietami róż, chyba wpasowywała się w upodobania Daviny. Oparł się o futrynę łazienkowych drzwi, skąd miał świetny widok na powoli wybudzającą się Davinę. — Dzień dobry, kochanie.


    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdyby tylko wiedział, iż otrzyma tak owocne podziękowania za tak niepozorny wyraz miłości, już dawno zacząłby obdarowywać małżonkę nie tylko samymi bukietami kwiatów. Odwzajemnił pocałunek, przyciągając ją do siebie tak blisko, jak tylko się dało. Oboje mogli wreszcie odepchnąć w niepamięć wydarzenia związane z wrogim sabatem, a Kol miał zamiar dołożyć wszelkich starań, aby rzeczywiście tak było. Przeczesał palcami miękkie kosmyki włosów małżonki i ująwszy jej dłonie, spojrzał jej w oczy.
    — Ja ciebie też kocham, Davino — wyszeptał, a jego uśmiech znacznie się powiększył. Nie mówiąc nic więcej i nadal trzymając dłonie małżonki, uczynił kilka kroków do tyłu, wchodząc do łazienki. Spojrzał w stronę wanny, która niemalże po same brzegi była wypełniona gorącą wodą. Dziś był dzień, który odpycha wszystkie smutki i zmartwienia w najdalszy zakątek świata. Odwrócił brunetkę plecami do siebie i ostrożnie, bez najmniejszego pośpiechu, począł pozbywać się pojedynczych części jej garderoby, raz po raz piętnując przy tym jej rozgrzaną skórę czułymi pocałunkami. Nie zaprzątał swych myśli przygnębiającymi wizjami ostatnich dni, nie myślał o tym, iż oboje otarli się o wzajemną utratę życia. Myślał tylko i wyłącznie o tym, co maluje przed nimi los i o tym, co mogą uczynić, aby był lepszy. Ujął dłoń małżonki, gdy było im dane wreszcie zagłębić się w przyjemnie ciepłej wodzie. Kol z cichym westchnieniem, odchylił głowę do tyłu, lokując ją wygodnie na krawędzi wanny. Wyraz jego twarzy pozostawał w pełni spokojny, a rozluźnione mięśnie wreszcie mogły zaznać chwili relaksu, co w przypadku wiecznie czujnego i gotowego na każdą ewentualność Mikaelsona, nie było częstym widokiem. Jego ramię idealnie wpasowało się w smukłą talię Daviny. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebował, no może poza porządnym woreczkiem świeżej krwi.
    — Dziś Elijah przybył z wiadomością o zaproszeniu na wesele jednej z miejscowych wiedźm — rzekł Kol i odwrócił głowę w stronę twarzy Daviny. — Jeśli tylko masz ochotę, możemy skorzystać z podarowanego nam zaproszenia — dodał, nie chcąc do niczego zmuszać małżonki, zwłaszcza, że ostatnio wiele przeszli, jednak ceremonia zaślubin oraz wiążąca się z tym przednia zabawa, była niecodzienną odskocznią od tego, z czym przychodziło im się mierzyć, na co dzień. Kol ujął podbródek małżonki i cmoknąwszy jej usta, uśmiechnął się delikatnie, ciesząc się z jej obecności i subtelnej bliskości. Przesunął dłonią po jej ramieniu, wcięciu w talii oraz biodrze, a następnie odnalazłszy jej dłoń, raz jeszcze splótł ich palce w mocnym uścisku.
    — Z tego, co mi wiadomo, reszta mojego rodzeństwa, nie ma zamiaru rezygnować z zaproszenia — powiedział, wzruszając przy tym delikatnie ramionami. Na moment schował swą twarz w zagłębieniu jej szyi, napawając się subtelnym zapachem jej ciała oraz bijącym do niego ciepłem. Smagał wargami wrażliwą skórę jej szyi, co jakiś czas kierując się w stronę kruchych ramion.
    — Nie chcę już nigdy, tak cholernie się o ciebie bać, Davino — przyznał szeptem, spoglądając jej uważnie w oczy. Zbyt wiele przykrości ich spotkało, zbyt wiele dźwigali na swych barkach. Oboje zasłużyli na namiastkę szczęścia.

    Kol ❤

    OdpowiedzUsuń
  28. Naprawdę był w stanie zrezygnować z podarowanego im zaproszenia i pozostać w rezydencji, ciesząc się możliwością pozostania sam na sam z małżonką i pełnego oddania się w ramiona błogiego lenistwa. Jednak pragnął poznać również jej zdanie i okazać względem niego pełen szacunek. Skoro wyraziła chęć uczestniczenia w ceremonii zaślubin, on sam nie widział w tym nic złego. Skinął delikatnie głową i ucałował czule jej skroń.
    — Oboje dołożymy starań, aby każdy kolejny dzień, był lepszy od poprzedniego — rzekł z delikatnym uśmiechem na twarzy Kol, a następnie ponownie oparł głowę na krawędzi wanny. Odetchnął głęboko. Nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł się tak lekko i po prostu swobodnie. Żadna nieprzyjemna myśl nie zawadzała w jego umyśle, żadne zmartwienia nie zaciskały obślizgłych łapsk na jego szyi. Uchylił powieki, gdy usłyszał pytanie na temat garnituru. Uniósł głowę, by spojrzeć na twarz małżonki. — Owszem, włożę garnitur — odparł z uśmiechem, by po chwili usadzić ją na swoich kolanach, przodem do siebie, aby znalazła się jeszcze bliżej niego. Cmoknął przelotnie kącik jest ust. — A po wszystkim pozwolę ci go z siebie zdjąć — dodał z szelmowskim uśmieszkiem, by po chwili delikatnie przygryźć swą dolną wargę. Przesunął dłońmi po jej ramionach, skupiając się przez chwilę na z pewnością obolałych i spiętych mięśniach jej pleców, chcąc przynieść jej nieco ulgi. Przestał skupiać się na powoli tracącej temperaturę wodzie, czy innych otaczających ich szczegółach, w pełni skupiając swą uwagę na małżonce. Co jakiś czas sięgał do jej ust, składając na ich delikatne pocałunki, jednak w końcu przyszło mu owinąć ciało Daviny puszystym ręcznikiem, sięgającym jej niemalże do kostek, a sam zaś poza bokserkami, wdział na siebie dresowe spodnie wraz z luźnym podkoszulkiem. Pozostawił Davinę w sypialni, aby mogła swobodnie skompletować swoje części garderoby. Zaszył się w kuchni, która nie była często odwiedzana, jednak Davina potrzebowała normalnego, ludzkiego posiłku, by utrzymać swą energię. Kol może i mistrzem patelni nie był, to w wampirzym tempie uporał się ze zrobieniem stosiku kolorowych kanapek wraz z dwoma kubkami herbaty.
    — Podano do stołu. Smacznego — zaśmiał się, gdy ujrzał w progu Davinę. Odsunął jej jedno z wysokich krzeseł przy kuchennej wyspie, a następnie podsunął jej pod nos talerz z jedzeniem wraz z kubkiem herbaty. Choć były to proste czynności, to dla Kola było, to coś zupełnie nowego, niecodziennego, czegoś za czym poniekąd tęsknił, jednak aż do dziś nie był tego świadom. Tak niepozorne czynności przywracały mu poczucie normalności. Wyjął z lodówki jeden z woreczków z krwią, którego zawartość sprawnie opróżnił, zaś puste opakowanie wyrzucił do kosza. Usiadł obok Daviny i podparł swą głowę na otwartej dłoni, wspartej na blacie szafki.
    — To chyba jedyne na co mnie stać — stwierdził, wskazując w stronę talerza z pieczywem, po czym wzruszył delikatnie ramionami i uśmiechnął się przepraszająco. — Ale to moje pierwsze kanapki, które są wypełnione po brzegi miłością — dodał po chwili i roześmiał się głośno. Chwycił kubek ze swoją herbatą, a następnie upił kilka łyków. Zbliżył się w stronę okna. Pogoda zdecydowanie mocniej zachęcała do wyjścia z domu, niżeli miało to miejsce wczoraj. Przez ponure chmury zaczęły przebijać się nawet promienie słońca.


    OdpowiedzUsuń
  29. Kol nie wątpił w to, że Davina świetnie sobie poradzi, jednak wizje, które niejednokrotnie kreował w jej głowie, wpływały również na niego samego w sposób odprężający. Przenosili się do lepszego świata, który był pozbawiony stałej drogi pod górę i obaw o wzajemne bezpieczeństwo. Brunetka była silną i zmotywowaną do działania kobietą, która w nawet sytuacjach be wyjścia była w stanie bez najmniejszego szwanku wyjść z narastającej opresji. Mimo, to Kol nadal uważał, iż jego obecność u jej boku zobowiązywała go do stałej czujności i gotowości, by w chwili zagrożenia małżonka nie była zmuszona w pojedynkę mierzyć się z nadciągającym złem. Objął nieco mocniej dłońmi kubek i już miał się odezwać, gdy Davina zupełnie niespodziewanie poderwała się z wysokiego krzesła, zamykając się w jednej z łazienek. Mikaelson podążył za nią niemalże natychmiast, nie musząc zadawać żadnych pytań, aby bez problemu wiedzieć, co dokładnie miało miejsce za zamkniętymi drzwiami, które wyraźnie dały mu do zrozumienia, iż młoda kobieta nie chciała jego obecności w środku. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, czekając aż wreszcie drzwi się uchylą.
    — Davino, kochanie? — rzekł, czując jak jego niepokój stale rośnie w siłę. Wziął głęboki wdech, nie chcąc, aby panika wzięła nad nim górę. Niemalże natychmiast ujął twarzyczkę małżonki w swe dłonie, gdy tylko ta wreszcie wyłoniła się z łazienki. Przesunął powoli kciukami po jej delikatnie zarumienionych policzkach. Nie chciał zakładać po raz kolejny najgorszego, zwalając winę nagłego poroszenia się stanu zdrowia małżonki na wczorajsze wydarzenia.
    — Nie jestem do końca przekonany, czy rzeczywiście powinniśmy dziś pojawić się na weselu. Powinnaś wrócić do łóżka i wypocząć — przyznał Mikaelson, wpatrując się w oczy Daviny, a następnie ucałował czule czubek jej głowy. — Potrzebujesz nieco więcej czasu, aby po prostu wrócić do pełni sił. Nie możesz robić niczego ponad swoje siły, a jeśli ucieknie nam jedna, mała impreza, to nie koniec świata. Najważniejsze jest twoje zdrowie — dodał, choć był świadom, że nie może zmusić Daviny do powrotu do łóżka. Wiedźma była tak samo uparta jak on. Raz jeszcze pocałował czubek jej głowy i zadbał o to, aby w jej dłoniach zamiast kubka z ziołowym naparem pojawiła się szklaneczka z przyjemnie chłodną wodą. Usiadł na brzegu łóżka i spojrzał w stronę obszernego balkonu, ulegając na kilka minut prawdziwej lawinie myśli. W końcu przeniósł wzrok ponownie w stronę małżonki i uważnie się jej przyjrzał.
    — Lepiej? — zapytał z nadzieją, iż żadne niepożądane dolegliwości jej nie męczą. Na jej twarzyczce nie było już śladu po niezdrowej bladości zaś w żywym spojrzeniu tańczyły wesołe iskierki, w które mógłby wpatrywać się bez końca. Splątał palce swojej dłoni z dłonią małżonki, a następnie pocałował czule kącik jej ust. Nigdy nie będzie w stanie przestać się martwić. Nie gdy z każdej strony mogli spodziewać się zagrożenia. Ich codzienność była niezwykle mocno pokręcona, jednak chyba to stanowiło główny fundament ich udanego związku, który jak każdy miewał te lepsze oraz gorsze momenty. — Kocham cię, wiesz? Cholernie mocno.



    OdpowiedzUsuń
  30. Kobieca upartość nie miała sobie równych, a Kol wiedział, że na tym polu już na zawsze będzie zajmował przegraną pozycję. Jeśli Davina, rzeczywiście czuła się już dobrze, o czym świadczyły chociażby coraz bardziej wyraźniejsze rumieńce malujące się na jej policzkach, to tym bardziej nie było sensu w marnowaniu dnia na leżenie w łóżku. Objął Davinem ramieniem i usadziwszy ją na swoich kolanach, trącił nosem jej nos. — Wesele — przytaknął z delikatnym uśmiechem na twarzy, po czym ucałował czule jej policzek. Zdecydowanie umiała omotać go swoim urokiem, używając jednego z najpiękniejszych spojrzeń, które było zarezerwowane tylko i wyłącznie dla niego, co niesamowicie mocno mu schlebiało. — Może lepiej, aby dzisiejszy dzień nie przyniósł nam większych wrażeń, poza samą ceremonią zaślubin — zaśmiał się Mikaelson, nawet nie chcąc myśleć o kolejnej fali niepożądanych wydarzeń. W pełni wykorzystali swój limit i potrzebowali chwili na spokojny oddech i zregenerowanie sił. — Ostatnimi czasy działo się zbyt wiele — westchnął pierwotny i oparłszy głowę na ramieniu małżonki, przymknął powieki. Nie wiedział ile tak naprawdę spędzili czasu, na zwykłym trwaniu we własnych objęciach, nie używając w tym celu nawet słów. Jednak jeśli chcieli pojawić się na miejscu bez małego poślizgu, to w końcu powinni podnieść się z przyjemnie ciepłego łóżka i zacząć szykować.
    Kol był przyzwyczajony do garniturowej elegancji, która mimo, iż wymagała nie tylko nienagannej prezencji, ale przede wszystkim elokwencji, czym w największym stopniu mimo wielu pozorów, mógł dumnie poszczycić się sam Elijah. Każdy z braci zadbał o najmniejsze drobiazgi ubioru, jednak cała uwaga Kola była skupiona na Davinie, której nie mógł się doczekać, aby wreszcie ją ujrzeć. Ulotnił się z sypialni, aby nie przeszkadzać małżonce w przygotowaniach. Uraczył się kolejną torebką krwi wraz ze szklaneczką alkoholu, spokojnie krążąc po posiadłości dla zabicia czasu, którego jeszcze całkiem sporo mieli w zapasie. Zasiadł w końcu w jednym z foteli, skupiając się w pełni na ciszy, która zupełnie nagle zapadła w rezydencji. Raz po raz uszczuplał zawartość swojej szklaneczki, którą finalnie odłożył na salonowy stolik w momencie, gdy usłyszał stukot obcasów. Uśmiechnął się pod nosem, jednak nie odwrócił się od razu. Dopiero, gdy miał pewność, iż Davina pokonała schody i stanęła niemalże za jego plecami, powoli odwrócił się w jej stronę. Każdego dnia i w każdym wydaniu wyglądała niezwykle ponętnie i nieskazitelnie, jednak teraz porównanie do anioła nie było w stanie sprostać temu, co ukazało się oczom pierwotnego. Nigdy nie miał problemu z mową, zawsze był wygadany i pewny siebie, a w tym momencie głos dosłownie uwiązł mu w gardle, co chyba stanowiło najpiękniejszy dowód temu, jak wielkie wrażenie wywarła na nim Davina.
    — Gdybym tylko wiedział, że będziesz mnie w stanie tak bardzo zaskoczyć, moja piękna, to zabierałby cię na takie uroczystości i nie tylko znacznie częściej, jednak od tego momentu jak najbardziej mam to zamiar zmienić — rzekł z delikatnym uśmiechem na twarzy, a następnie złożył na jej wargach delikatny, pełen subtelności pocałunek, by następnie wyciągnąć w jej stronę swą dłoń. Oboje byli gotów do drogi. Na zewnątrz nadal było chłodno, jednak jesienne słońce, przyjemnie muskało odsłoniętą skórę. Po dotarciu na miejsce wraz z resztą rodzeństwa, niemalże natychmiast zwrócili na siebie uwagę. Zaślubiny w plenerze były chyba najczęstszą z form, z którą przyszło się Kolowi spotkać przez całe życie. Objął ramieniem Davinę, by oddać nieco jej swoje ciepła. Uniósł brew ku górze w momencie, gdy wyczuł wzrok jednej z wiedźm prosto na sobie. Ewidentnie chciała im coś przekazać.

    OdpowiedzUsuń
  31. — To nic, czym moglibyśmy się przejmować — szepnął Kol, a następnie nieco mocniej oplótł swe ramię wokół smukłej talii Daviny. Nie chciał zaprzątać swym myśli kolejnymi zmartwieniami, zwłaszcza, gdy przebywali w tak licznym i potężnym pod względem mocy gronie. Nikt nie odważy się ich zaatakować, ani tym bardziej spróbować wywołać najmniejszy konflikt. Mikaelson gładził przedramię małżonki, uważnie obserwując, to, co działo się na prowizorycznym ołtarzu. Jego myśli niemalże natychmiast powiodły w stronę jednego z najpiękniejszych dni w jego życiu, którym był dzień w San Francisco, gdy on sam mógł nazwać Davinę swoją żoną i wielokrotnie powtarzać jak bardzo ją kocha. Nawet nie był świadom faktu, iż na jego twarzy pojawił się jeden z szerszych uśmiechów, który pojawiał się tak rzadko. Dopiero gromkie brawa i wiwaty, uświadomiły go w fakcie, iż narzeczeńska para, wreszcie zyskała miano małżeństwa. Oby tak bezlitosne demony miasteczka, okazały się być dla nich łaskawe i nie byli zmuszeni do rozłąki, ani fali jakichkolwiek cierpień. Kol przystanął z boku, tuż obok reszty braci nadal trzymając blisko siebie małżonkę, nie chcąc uparcie pchać się w stronę gratulacji dla młodej pary, która niemalże zginęła w tłumie rozradowanych gości. Dopiero, gdy tłum nieco się rozrzedził, Kol wplątał palce w dłonie małżonki, aby z resztą rodzeństwa wreszcie złożyć własne, należyte gratulacje.
    — Nie sądziłam, że przyjmiecie zaproszenie — rzekła z delikatnym uśmiechem panna młoda. — Jednak nie ukrywam, że naprawdę cieszę się z waszego przybycia i mam nadzieję, że zawarty sojusz przyniesie nam znacznie więcej oczekiwanych efektów — dodała, jednak uciekła wzrokiem w stronę Kola, który darzył najmniejszym szacunkiem tutejsze wiedźmy, niejednokrotnie ryzykując własnym bezpieczeństwem względem ich interesów.
    — Sądzę, ze ta kwestia nie zawiera najmniejszych wątpliwości i z czasem będzie tylko lepiej, Christine — odpowiedział Kol, a następnie ucałował delikatnie zaróżowiony policzek wiedźmy, by następnie stanowczo uścisnąć dłoń również jej męża. — Wszystkiego dobrego — dodał, by wszystkiemu stało się zadość, a następnie ponownie wplątał palce w dłoń Daviny, której następnie wręczył kieliszek z szampanem, by wszyscy zgromadzeni mogli wznieść wspólny toast za świeżo upieczone małżeństwo. Choć chwile tak jak te, wydawały się być znacznie bardziej magiczne, niż czysta magia drzemiąca w potencjalnej wiedźmie, to dla Kola nie była, to sceneria, którą chciałby dzielić się z kimkolwiek innym poza Daviną. Wtedy w San Francisco byli tylko oni, wraz z przypadkowym księdzem, z daleka o jakiegokolwiek zainteresowania, poruszenia. Stojąc na ołtarzu zyskali subtelną intymność, która nadała tak ogromnego znaczenia chwili, gdy wreszcie było im dane nazwać się mężem i żoną.
    Kol ujął podróbek małżonki, nie martwiąc się możliwymi gapiami, złożył na jej wargach kilka subtelnych pocałunków, by następnie odgarnąć z jej twarzyczki kilka zbłąkanych kosmyków włosów.
    — Nie pozostaje mi nic innego, jak zadbać o to, abyś spróbowała coś zjeść i przetańczyć z tobą resztę nocy, moja piękna — rzekł z uśmiechem, nim odsunął jej jedno z krzeseł przy naprawdę długim stole. Ułożył dłoń na jej kolanie, gdy swobodnie zasiedli na swoich miejscach. Kol raz jeszcze powiódł wzrokiem po zgromadzonych, wyłapując wśród gości wzrok tej samej wiedźmy, co na początku, która niemalże wierciła w nim dziurę, przypatrując się im z niezwykłą natarczywszością, co wyłapał nawet sam Elijah. Kol dolał małżonce odrobinę szampana i ucałowawszy czule wierzch jej dłoni, przeprosił ją na moment wstając wraz z bratem od stołu. Nieznajoma ewidentnie miała im coś do przekazania, a Mikaelson miał zamiar się dowiedzieć, co dokładnie chciała im powiedzieć. Oddalił się nieco od gości, kierując w stronę wiedźmy, która również podniosła się ze swojego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  32. Kol odwrócił głowę w stronę małżonki, gdy zza swoich pleców usłyszał jej głos. Wolał, aby była daleka od być może nowego konfliktu, jednak znał ją na tyle dobrze, że nawet mimo starań nie byłby w stanie tego uniknąć. Uczynił krok do tyłu, aby zrównać się ramieniem z małżonką. Spojrzał wyzywająco w stronę wiedźmy, która tym razem zawiesiła swój wzrok na Davinie, a Kol miał wrażenie, iż to własne jego partnerka jest głównym źródłem tego, co chciała im przekazać nieznajoma kobieta. Objął palcami nadgarstek brunetki, nieco nerwowo gładząc przy tym wierzch jej dłoni.
    — Ród Gauthier od najwcześniejszych wieków zmagał się z ciągłym lekceważeniem siły, którą byli w stanie dysponować. Skrupulatnie budowali swą potęgę, by w końcu dowieźć o swej nieprzewidywalności. Stanęli na czele magicznej siły, zapisując się na kartach historii przodków. Przekazywali potrzebą wiedzą nowym pokoleniom, a jedno z nich odważyło się naruszyć granice tego miasta, aby przygotować nowe miejsce, dla przyszłego, prawdopodobnie ostatniego potomka magicznego rodu — wyjaśniła wiedźma, nawet przez chwilę nie spuszczając wzroku z Daviny. Uczyniła krok do przodu, jednakże Kol niemalże natychmiast zagrodził kobiecie drogę. — Jesteście w posiadaniu czegoś, co jest ich własnością… a w zasadzie, to ty Davino jesteś w posiadaniu największego skupiska mocy całego rodu, które rozwija się pod twym sercem — dodała, na co Kol parsknął śmiechem, jednak szybko zamilkł dostrzegając poważną minę wiedźmy, która nie wyglądała na osobę, która w tym momencie sobie żartuje.
    — Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał Kol, nie bardzo wiedząc jak dokładnie ma zinterpretować wypowiedziane przez wiedźmę słowa. W końcu mogły oznaczać dosłownie wszystko, ale nie to, co powoli gnieździło się w głowie pierwotnego.
    — W momencie przybycia do Mystic Falls, wiedźmy spodziewały się odparcia ataku, czy po prostu naturalnego sprzeciwu ze strony nadnaturalnych istot mieszkających w mieście. Najmłodsza z wiedźm, z którą Davina nawiązała połączenie, była źródłem mocy sabatu, dziedzicząc wsparcie i potęgę przodków. W chwili śmierci była w ciąży. Nosiła pod sercem dziecko jednego z członków męskiego sabatu, wywodzącego się z samego serca Nowego Orleanu. W momencie śmierci obojga rodziców, sabat utracił potężną część mocy, tracąc szansę na dalszą żywotność rodu… I tutaj wszystko sprowadza się do Daviny. Piękna i niezwykle potężna kobieta, stała się źródłem zaklęcia przeniesienia. Dziecko, które rozwijało się w łonie obecnie już martwej matki, zyskało szansę na dalsze życie pod sercem Daviny. — dodała, zaś jedną z dłoni ułożyła na brzuchu Daviny, co stanowiło największe dopełnienie słów, które padły z jej ust. Kol spojrzał na małżonkę, a następnie w stronę wiedźmy. Kompletnie nie wiedział w jaki sposób powinien zareagować. W najśmielszych snach nie wyobrażał sobie, tak szokującej sytuacji, która sprowadzała się tylko i wyłącznie do jednego wniosku; zostaną rodzicami.
    — Z pewnością będą chciały odebrać, to co stanowi ich własność, a wtedy nie cofną się przed niczym — rzekła wiedźma i pomimo niezbyt entuzjastycznego scenariusza nadchodzących wydarzeń, uśmiechnęła się delikatnie. Twarz Kola nie wyrażała najmniejszych emocji. Im dłużej pierwotny myślał nad tym, co przekazała im kobieta, tym w większy popadał mętlik. Powinien się cieszyć? Bać? Cokolwiek innego? Nie umiał w tej chwili dokładnie określić, w końcu dziecko nie należało do nich.


    OdpowiedzUsuń
  33. — Z pewnością nie jest to sytuacja, która naturalnie występuje na co dzień, jednak pamiętajcie, że to dziecko nie jest niczemu winne — rzekła wiedźma, dokładnie akcentując każde słowo, aby jakoś dotrzeć do umysłu mocno zszokowanej pary. — I zasługuje na wszystko, co wartościowe, nawet jeśli nie jest owocem waszej miłości. — dodała, jednak Kol nadal wydawał się być nieobecny. Choć posiadanie dziecka, niejednokrotnie pojawiało się w jego głowie w formie wizji dopełniającej ich małżeństwo, to zdawał sobie sprawę, ze to nigdy fizycznie nie będzie mieć miejsca, ze względu na, to iż był wampirem i nie mógł podarować Davinie nowego życia. Przymknął powieki, wypuszczając powietrze przez nos. Freya ułożyła dłoń na ramieniu brata, zmuszając go przy tym do tego, aby na nią spojrzał.
    — Przez wieki radziliśmy sobie z niemożliwym, Kol, stając się znacznie silniejszymi. Niezależnie od sytuacji, zawsze osiągaliśmy zwycięstwo. Dziecko nie jest końcem świata, przecież dobrze o tym wiesz. — powiedziała, nie pozwalając, aby Kol uciekł od niej wzrokiem. — Dźwigałeś na swych barkach tak wiele, że to przed czym obecnie przyszło ci stanąć, nie stanowi żadnej trudności. — dodała i poklepała pierwotnego po ramieniu, by razem z resztą rodzeństwa powrócił do stołku. Kol odwrócił głowę, wbijając swe spojrzenie w stronę Daviny, która wyglądała na równie zszokowaną, co on sam. Wziął głęboki wdech i zmniejszył dzielącą ich odległość, by nie musiała ani sekundy dłużej nie musiała w pojedynkę mierzyć się z ogromem myśli. Ułożył dłonie na jej ramionach i złożywszy na czubku jej głowy delikatny pocałunek, powoli odwrócił ją w swoją stronę. Ujął jej podbródek w dwa palce i uniósł do góry, aby spojrzeć na jej twarzyczkę. Naprawdę chciał wierzyć w to, że sobie poradzą, a on sam nie zawiedzie Daviny w roli przyszłego ojca. Raz jeszcze złożył w jej włosach pocałunek i wziął głęboki wdech.
    — Pamiętasz co mi mówiłaś? Razem tworzymy zgrany i silny duet. Tylko razem jesteśmy w stanie przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu — powiedział, wpatrując się w jej oczy. — Niezależnie od tego, jak będzie ciężko, a wcale tak nie musi być, to jestem pewien, że damy radę, zwłaszcza, że nie siedzimy w tym sami, a moje rodzeństwo dołoży wszelkich starań, aby wszystko poszło dobrze — dodał, cały czas nie odrywając swojego spojrzenia od drżących i błyszczących od łez oczu Daviny. — Poradzimy sobie — powtórzył raz jeszcze, kierując w stronę małżonki dość ryzykowną obietnicę, jednak nie umiał myśleć inaczej, mimo iż, wieść o ciąży Daviny niesamowicie mocno go szokowała i napawała pewnego rodzaju strachem. Objął jej drobne ciałko, całą szerokością swych ramion i przycisnąwszy do piersi, przymknął powieki.
    — Nie jesteś w tym wszystkim sama — szepnął, chcąc, by Davina wyzbyła się ze swej głowy całego stada obaw i strachu. Nadal trzymając ją blisko siebie, powrócił do stołu, gdzie usadowił na swych kolanach i okrył własną marynarką, — Chcesz wrócić do domu? — zapytał cicho, domyślając się, iż po tak niespodziewanej informacji pragnęła chwili spokoju, ciszy i być może również samotności.

    OdpowiedzUsuń
  34. Kol przez długie wieki aż do teraz doświadczał kontaktu zarówno z tymi mniejszymi, jak i większymi dziećmi i choć nie stanowiło, to dla niego większego problemu, czy powodu do zakłopotania, to wieść, iż sama Davina miała wydać na świat dziecko, sprawiła, iż poczuł się najmniej odpowiednią osobą, do nazwania się ojcem. Nawet jeśli uda im się wychować przyszłego syna, czy córkę, to mimo nowej malującej się przed nimi historii, nie byli w stanie zatuszować tego, co działo się w przyszłości. Przyszłe życie, które Davina nosiła pod sercem, nie zasługiwało na wysłuchiwanie opowieści na temat krwawych zemst swojego ojca, ani tym bardziej nie zasługiwało, na to, aby stanowić źródło zemsty tych, którzy pragnęli zemsty na Mikaelsonie. Z cichym westchnieniem na ustach, skinął jedynie głową na słowa małżonki, zaś kieliszek z szampanem zamienił na mocną szkocką. Nie próbował wmówić jej, że naprawdę będzie dobrze, bo na obecną chwilę mimo wielu zapewnień i wsparcia ze strony rodzeństwa, jemu samemu było ciężko w to uwierzyć. Chyba po prostu potrzebowali czasu, aby oswoić się z myślą i wyciągnąć z tego nieco bardziej trzeźwe wnioski. Pierwotny wodził wzrokiem po bawiących się gościach, czując wewnątrz siebie niebywale mocne napięcie, napędzające w nim poczucie pragnienia. Skrupulatnie uzupełniał zawartość szklaneczki z grubego szkła i odwrócił głowę w stronę siostry, która objęła Davinę ramieniem, zmuszając ją do podniesienia się z miejsca. Zdecydowanie oboje potrzebowali zająć czymś myśli. Im dłużej milczeli i siedzieli w kompletnym zawieszeniu, tym większy chaos powstawał w ich głowie. Freya nie wymagała od Daviny barwnej rozmowy. Zabierając szwagierkę, na krótki spacer, chciała jedynie, aby brunetka wzięła głęboki wdech i powoli zaczęła pozbywać się napięcia, które gromadziło się w jej ciele. Kol pozostał przy stole, nie będąc skorym do żwawej zabawy, mimo, iż dwukrotnie został poproszony do tańca. Zdołał zniknąć z terenu imprezy, aby wyładować cały stres w dobrze znany dla siebie sposób. Nie zaprzątał sobie głowy chowaniem ciała, czy faktem, że ktoś może go przyłapać. Liczył się tylko fakt świeżej krwi, prosto z ciepłego ciała, przerażonej ofiary. Po wszystkim odrzucił od siebie ciało i wytarłszy kącik ust, poprawił spoczywającą na sobie marynarkę, wcześniej upewniając się, iż jego części garderoby nie skrywają na sobie żadnych pozostałości po małej przekąsce.
    Raczej nikt nie zorientował się, iż przez kilkanaście minut na terenie hucznej zabawy zabrakło jednego z braci Mikaelsonów. Wrócił do stołu i tak jak wcześniej, nalał sobie alkoholu i upił naprawdę spory łyk. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych gościach, chcąc odnaleźć Davinę w towarzystwie swojej siostry. Nie chciał im przeszkadzać, gdyż domyślał się, że w tej kwestii największym źródłem zrozumienia, a nawet i wsparcia okaże się inna kobieta. Dalej pozostał w swoim miejscu, naprawdę próbując jakoś, to wszystko sobie poukładać, po części zaakceptować i być może potraktować, to jako szansę od losu na dopełnienie ich małej, ale i tak już wystarczająco mocno pokręconej rodziny. Chciał wierzyć w to, że nie będzie zmuszony ryzykować, zaczynać każdego dnia z ogromnym poczuciem strachu, że choć raz będzie tak, jak zawsze być powinno z daleka od problemów, wojen i niepotrzebnego rozlewu krwi. Naprawdę chciał w to wierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  35. Kol stracił rachubę w ilości wypitych szklaneczek alkoholu, które w żaden sposób na niego nie wpłynęły, jednak mocna gorycz, była miłym przerywnikiem w gwałtownym wirze myśli. Wielokrotnie dzielił się z Daviną wizją kompletnej rodziny, pośród niewielkiego domku z obszernym ogrodem, jednak zawsze była to fikcja. Nigdy nie sądził, że wykreowane obrazy, staną się rzeczywistością, a oni naprawdę staną twarzą w twarz z rodzicielstwem i to jeszcze w tak gwałtowny i niezrozumiały sposób. Nie podzielał radości innych, bardziej w tym momencie pragnąc ciszy oraz spokoju, by oswoić się z wizją przyszłego ojcostwa. Mógł tak naprawdę mówić wiele, jednak prawdziwym sprawdzianem zaradności, okażą się pierwsze dni po narodzinach dziecka. Odłożył puste szkło na stół, w momencie, gdy usłyszał głos Daviny. Uniósł powoli wzrok i z cichym westchnieniem na ustach, spojrzał na jej rumianą twarzyczkę. Kolejny dzień okazał się być niebywale ciężki i zaskakujący. Chyba już nigdy nie będzie im dane choć na chwilę zatrzymać się w miejscu, aby mieć szansę na głęboki wdech i chwilę swobody. Doświadczani przez życie, zyskiwali o wiele większe pokłady sił, jednak, to przed czym przyszło im teraz stanąć w pewnym stopniu przerosło nawet samo Kola, który zwykle ze wszystkiego wychodził z mniejszym lub lepszym efektem. On sam również potrzebował czas bez zapewnień, że będzie dobrze, bo oczywistym był fakt, że oboje włożą w przyszłe rodzicielstwo wiele serca i zaangażowania, jednak tutaj największą rolę grał końcowy efekt. Najchętniej już teraz, podniósłby się z miejsca i zagarniając małżonkę w swoje ramiona, bez bawienia się w jakiekolwiek pożegnania, wrócił do rezydencji, gdzie długa kąpiel zmyłaby trudny dnia, zaś sen choć na chwilę odgoniłby uporczywe demony gnieżdżące się w zatrutym umyśle. Nie był, jednak w stanie odmówić Davinie wspólnego tańca, zwłaszcza, że oboje pojawili się tutaj z zamysłem dobrej zabawy. Niech chociaż przez chwilę będzie dobrze, czyli tak jak powinno być od samego początku. Przywołał na swej twarzy nieco pochmurniejszy wyraz, aby nie dobijać dodatkowo Daviny własnym dość wisielczym nastrojem, który pochłaniał go coraz bardziej. Podniósł się ze swojego krzesła i ująwszy dłoń małżonki, pociągnął ją w stronę parkietu, gdzie mogli wmieszać się w tłum. Przyciągnął ją do swojego ciała, zaczynając poruszać się w rytm spokojnej, nieco odprężającej jazzowej muzyki. Chyba tego właśnie potrzebowali. Chwili ciszy, własnych objęć i spokoju. Nie przeszkadzał mu fakt, iż w wokół tańczyli inni goście w momencie, gdy z prawdziwą pasją i uwielbieniem piętnował czułymi, nieśpiesznymi pocałunkami wargi Daviny, nie zapominając o dalszym poruszaniu się w rytm rozbrzmiewającej muzyki.
    — Jesteś najpiękniejszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mnie w życiu spotkała, Davino Mikaelson — szepnął, nie pozwalając przy tym, aby ich wargi rozdzieliły się na zbyt długo. Dopiero, gdy byli zmuszeni na głęboki oddech, wyprostował się i objął swym ranieniem ciaśniej smukłą talię Daviny. Wsparł swoje czoło na jej i przymknąwszy powieki, delektował się ciepłem bijącym od jej ciała subtelnym zapachem, który bezwstydnie igrał z jego zmysłami. Jedna piosenka, okazała się mieć kontynuacje w trzech innych, jednak pierwotny, tak mocno skupiony na bliskości brunetki, nie zwrócił uwagi, jak bardzo ich czas spędzony na parkiecie począł się wydłużać. Dopiero, gdy poczuł delikatne drżenie ciała Daviny, co oznaczało znaczny spadek temperatury, nieco wrócił na ziemię. Raz jeszcze wdział na nią swą marynarkę, aby uchronić przed panującym chłodem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas dosłownie uciekł im przez palce, zmierzając powoli ku końcowi uroczystości. Kol nie chciał dłużej odwlekać powrotu do domu. Tuląc małżonkę do swej piersi w momencie, gdy przekroczył próg rezydencji, uśmiechnął się na widok jej twarzyczki pogrążonej we śnie. Mając na uwadze, to aby jej nie obudzić, ostrożnie wspiął się schodami na górę, gdzie w ich sypialni ułożył jej drobne ciałko wśród miękkiej pościeli. Pozbył się niewygodnego garnituru wraz z samą sukienką małżonki i ucałowawszy czule jej ramię, ułożył się obok niej, wcześniej gasząc zapalone światło.

      Usuń
  36. — Długo się tak we mnie wpatrujesz? — zapytał Kol, gdy tylko wybudził się ze snu. Nie musiał otwierać oczu, aby czuć na sobie wzrok Daviny wraz z subtelnym dotykiem jej dłoni. W końcu otworzył oczy i uśmiechnąwszy się delikatnie, złożył na jej wargach leniwy pocałunek. Było jeszcze na tyle wcześnie, że nie musieli w pośpiechu zrywać się łóżka. Mikaelson, przesunął delikatnie dłonią po zaróżowionym policzku małżonki, całując jej usta raz jeszcze. Żyli pośród naprawdę pokręconych sytuacji, jednak takie chwile jak te, zupełnie niewinne, wyrwane okrutnemu losowi z kontekstu, sprawiały, iż każdy trud był wart najmniejszego wysiłku, by móc celebrować te większe, jak i mniejsze sukcesy. — Chodź — rzucił po chwili i nie czekając na jakąkolwiek reakcje małżonki, z łatwością wziął ją na ręce, oplatając jej nogi wokół swojego pasa, następnie złączył ich usta w już nieco bardziej natarczywym pocałunku. Posadził ją na ciemnym blacie tuż obok umywalki, jednak nawet przez chwilę nie rozłączył ich ust na dłużej niż kilka sekund. Również zdawał sobie sprawę, iż powinni poważnie porozmawiać na temat tego, co postawił przed nimi los, jednak jeszcze przez chwilę, maleńką chwilkę pragnął skupić się w pełni na Davinie i z prawdziwym uwielbieniem celebrować ich mały moment bliskości. Zagarnął jej ciemne kosmyki włosów i odsunąwszy się od niej nieznacznie, ujął jej dłoń, by swobodnie zsunęła się z szafeczki. Tym razem nie napełnił wanny wodą, stawiając na dawno niebędący w użytku prysznic. Odkręcił ciepłą wodę i chwyciwszy za butelkę z olejkiem, stanął za plecami młodej kobiety, uważnie i z wyczuciem masując jej wyraźne mięśnie pleców oraz ramion. Oboje nadal skrywali wewnątrz siebie niebywale uporczywe myśli, nagromadzone wczorajszego wieczoru. Nie mogli uciec od tak ważnego tematu, jednak być może wspólna rozmowa pozwoli im się na wyzbycie zalegających w nich negatywnych odczuć i emocji, o których Kol jeszcze niedawno nie zwykł mówić w pełni otwarcie. Przy Davinie dosłownie wszystko uległo zmianie, ku zmianie na lepsze.
    — Sabat wróci do miasta, aby odebrać, to co jest ich własnością — powiedział pierwotny, gdy ciepłym strumieniem wody, spłukał powstałą pianę na ciele Daviny. Ostrożnie odwrócił ją w swoją stronę i ułożywszy dłonie na jej biodrach, spojrzał jej w oczy. — Ale nie przewidziały faktu, że wcale tak dobrowolnie im tego nie oddamy. Może i życie, które nosisz pod swoim sercem, nie zostało poczęte dzięki nam, ale skoro ty wydasz je na świat, to stanowi ono część naszego związku i mamy prawo nazwać je naszym małym owocem — dodał, będąc pewnym, iż Davina świetnie będzie wiedziała, co Kol dokładnie ma na myśli. — Chciałbym wierzyć w to, że ominiemy wiele nowych kłopotów, a los okaże się być dla nas wyjątkowo łaskaw. Z pewnością po drodze zaliczymy wiele potknięć, ale będą również momenty, które będą dowodziły wartości całej otoczki trudu, a wszystko, to gnieździć się będzie w tej małej, wyjątkowej istotce — rzucił z delikatnym uśmiechem. Wierzył, że wysoka determinacja i zaakceptowanie stanu rzeczy, jest głównym i jedynym trafnym motywem, który zapewni im namiastkę spokoju i szczerej radości.


    OdpowiedzUsuń
  37. — Słowo chciałem jest chyba zbyt odważne w tej sytuacji — westchnął Kol i na moment zadarł głowę do góry, przymykając przy tym powieki, by spokojnie zebrać myśli. — Po prostu dopuszczałem do siebie wizje posiadania dziecka, jednak nigdy nie sądziłem, że okażą się one rzeczywistością, że to, co kreowałem w wizjach w twojej głowie, stanie się namacalne i prawdziwe — dodał, po czym przesunął powoli dłońmi po jej wcięciu w talii oraz krągłych biodrach. Przyszło im tak nagle zderzyć się z nową codziennością, jednak dzięki sile i towarzyszącym im uporze, nie było w ich życiu miejsca na coś, co mogło nosić miano niemożliwego. Oparł swoje czoło o jej i z cichym westchnieniem przymknął powieki. — Freya wraz z resztą wiedźm, stale ma oko na rozwój sytuacji — powiedział, również uważając, iż powinni podjąć jakieś działania, niż czekać, aż dziecko przyjdzie na świat, a znacznie silniejszy sabat uderzy w nich ze zdwojoną siłą, pragnąc odebrać potomka rodu. — Obawiam się, że będziemy musieli włożyć wiele wysiłku w dobre ukrycie ciebie oraz dziecka — dodał, co wcale nie oznaczało, iż miał zamiar pozostawić Davinę samą sobie. Nie odejdzie od jej boku, chociażby na milimetr, nie, kiedy byli w centrum możliwego zagrożenia i tylko razem stanowili siłę. Otulił drobne ciało małżonki ręcznikiem i gdy tylko skompletował brakujące części garderoby, przysiadł na łóżku, zaczesując przy tym nieco jeszcze wilgotne kosmyki włosów do tyłu. Nie chciał denerwować siebie, ani tym bardziej Daviny, jednak nie mógł pozbyć się dziwnego wrażenie, iż niedługo przyjdzie im się zmierzyć z czymś, z czym jeszcze nigdy nie mieli styczności. Westchnął, a następnie wyciągnął w stronę Daviny swoją dłoń. Poczekał aż odwzajemni gest, po czym pociągnął ją na dół do salonu, gdzie zdążyło zgromadzić się całe jego rodzeństwo. Pierwotny zadbał o to, aby w dłoni małżonki pojawił się kubek z ciepłym naparem, zaś on sam przysiadł na oparciu fotela, który zajmowała brunetka.
    — Zdecydowaliście się na coś konkretnego? — zapytała Freya, zaś spojrzenie wszystkich domowników, niemalże natychmiast padło w stronę małżeństwa. Kol skrzyżował ręce na piersi i delikatnie siknął głową.
    — Tak naprawdę nie było o czym tutaj decydować. Wiedźmy przekazując dziecko Davinie, być może nie przewidziały faktu, iż nie będziemy mieli najmniejszego zamiaru ustąpić i od tak oddać im dziecko, które w momencie, gdy znalazło się pod sercem Daviny, stało się naszą własnością — odparł Kol, zaś jego słowa wywołały na twarzach zgromadzony delikatny uśmiech. Chyba wszyscy oczekiwali takiej odpowiedzi. — Musimy skupić się na sabacie, aby w jak największym stopniu utrudnić im najmniejsze próby ataku — dodał pierwotny, kierując swój wzrok w stronę Elijaha.
    — Bariera okalająca miasto została dodatkowo wzmocniona. Straciły kilkoro członkiń sabatu, co czyni je znacznie słabszymi. Nie ma najmniejszych szans, aby w najbliższym czasie zdecydowały się na próbę przekroczenia granic miasta — odpowiedział Elijah, stojąc po środku salonu z dłońmi ulokowanymi w kieszeniach garniturowych spodni.
    — Mimo rzetelnie brzmiących zapewnień, bracie, pragnę ci przypomnieć, że już zdążyłeś wiele obiecać, co w ostatecznym rozrachunku przyniosło nam wiele niepokojących wydarzeń — przypomniał złośliwie Kol, nie do końca ufając słowom starszego brata.

    Koly <3

    OdpowiedzUsuń
  38. Kol z wyraźnym skupieniem malującym się na twarzy, przysłuchiwał się wymianie zdań między Daviną oraz Freyą. Bardzo dobrze wiedział, o czym mówiła Davina, a słowa siostry, jedynie potwierdziły jego obawy, jednak równocześnie wierzył w zdrowy rozsądek małżonki i był świadom faktu, iż ta nie uczyni niczego ponad swoje siły, ani tym bardziej nie zrobi czegoś, co mogłoby w zły sposób wpłynąć na dziecko. Przymknął na moment powieki i wypuścił powoli powietrze przez nos. Z tonu samej Daviny wnioskował, iż w tym temacie absolutnie podjęta przez nią decyzja nie podlegała jakiejkolwiek małżeńskiej dyskusji i nawet, jeśli nie wyraziłby aprobaty względem jej pomysłu, to brunetka i tak uczyniłaby swoje.
    — Nie odważą się zrobić krzywdy Davinie dopóki dziecko nie przyjdzie na świat — powiedział Kol i podniósł się ze swojego miejsca. — Davina nosi pod sercem źródło ich największej siły, niemalże ostatni klucz umożliwiający otworzenie nowej ścieżki, by ród miał dalszą kontynuację w nowych dziejach… co oznacza, iż sama Davina obecnie jest największym źródłem mocy, które skrywa Mystic Falls. W połączeniu z dzieckiem stanowi niebywałą siłę do czasu narodzin dysponując jego mocną… mocą przodków — dodał i spojrzał w stronę małżonki. Siła drzemiąca w brunetce mimo niepozornego początku, wraz z dorastaniem dziecka w łonie młodej wiedźmy, może stać się obłudna i zaślepiająca, prowadząc do utraty kontroli nie tylko nad ciałem, ale przede wszystkim nad umysłem, przed czym nie byłaby się w stanie uchronić nawet najbardziej doświadczona wiedźma.
    — Co masz na myśli, Kol? — zapytała Freya, nie do końca rozumiejąc, to co starał się im przekazać pierwotny. Brunet stanął za fotelem, na którym siedziała Davina i ułożył dłonie na jej ramionach.
    — Mam na myśli to, że Davina jest w stanie kontrolować również magię posiadaną przez sabat — odparł, na co wyraźnie skonsternowana Freya zmarszczyła czoło, popadając w naprawdę głębokie zamyślenie. — Jednak wszyscy dobrze wiemy, że siła przodków jest nieprzewidywalna i nie należy jej w żaden sposób nadwyrężać — dodał Kol, a następnie zajął miejsce na fotelu, tuż obok małżonki, wplątując przy tym palce w jej dłoń. Mieli niemalże wszystko w garści, jednak mimo, tak obszernych możliwości, tak naprawdę ich pole działania zwężało się jedynie do obserwacji sabatu w celu ewentualnego powstrzymania ich działań. Kol nie mógł pozwolić, aby moc przodów pochłonęła Davinę, tak jak pochłonęła jego samego. Zaślepiony chęcią prawdziwego mordu, nie miał możliwości kontroli nad swym ciałem, co doprowadziło do śmierci jego własnej małżonki. Nadal nosił na swych barkach niesamowicie uporczywy ciężar tamtego czynu, jednak dzięki silnej determinacji, Davina powróciła do świata żywych, a oni zyskali ponowną szansę na dalsze pielęgnowanie swojego związku.



    OdpowiedzUsuń
  39. — Musimy liczyć się z każdą ewentualnością. Tak wysoka moc jest niezwykle nieprzewidywalna i mimo doświadczenia, to nadal nie oznacza, że uda się zachować nad tym kontrolę, Davino. Zwłaszcza, że magia każdego z sabatów, to kompletny indywidualizm. Nigdy nie wiadomo, z czym tak naprawdę przyjdzie nam się zetknąć — odparł Kol i spojrzał w stronę małżonki, która i tak była na tyle mocno zdeterminowana, że niezależnie od tego, jakie słowa padną z ust Kola, brunetka i tak uczyni, to, co uważa za słuszne. — A dziecko, które nosisz pod sercem jest na to narażone i być może tego właśnie sabat chce. Wykorzystania potęgi i ślepej zguby — dodał, po czym spojrzał w stronę siostry, która wstała z kanapy i przemierzyła salon, wyraźnie nad czymś rozmyślając.
    — W tej sytuacji każda decyzja będzie tą, która przybliży nas do rozwiązania sytuacji, zwłaszcza, ze w sferze magicznej Davina nie pozostaje sama. Łączymy siły z miejscowymi wiedźmami oraz jedną z watah wilków — powiedziała Freya, na co Kol uniósł dłonie do góry w totalnej kapitulacji. Nie skazywał całego przebiegu powoli malujących się przed nimi wydarzeń, jednak miał na uwadze każdą ewentualność i nie chciał działać w sposób impulsywny i mało rozsądny. Zacisnął usta w wąski paseczek, po czym podniósł się ze swojego miejsca, kierując się w stronę wyjścia z domu. Zdecydowanie zbyt wiele negatywnych emocji narodziło się w jego głowie przez ostatnie kilkanaście dni, nie mając nawet najmniejszych szans, aby przestać gromadzić kolejne. Usiadł na chłodnym schodku i wziął głęboki wdech. Czy chociaż raz jedna ze spraw nie mogła rozwiązać się sama, ewentualnie samoistnie podsunąć jakieś rozwiązanie? Stała droga pod górkę, stała się monotonna.
    — Daj mu chwilę, po prostu się o ciebie martwi. — rzekła Freya i uśmiechnąwszy się w stronę Daviny, wyciągnęła ku niej swoją dłoń i pociągnęła do kuchni. — Elijah z nim porozmawia… a teraz zadbajmy o to, aby porządnie cię nakarmić. — dodała niemalże szeptem, uśmiechając się znacznie szerzej niż jeszcze kilka sekund temu. — Kol wcale nie wątpi w to, co mówisz, ale będąc na jego miejscu, zwłaszcza, że oboje znamy magiczny świat, po prostu bym się o ciebie martwiła. — Freya usiadła obok brunetki na krześle i cicho westchnęła. — Stale musiał mierzyć się z ciągłymi oskarżeniami, zdradami, czy utratą osób, które odnalazły miejsce w jego sercu. Nic dziwnego, iż jego umysł zapełnił się niepokojącymi wizjami. Trudno jest przestać żyć przeszłością, ale on cholernie cię kocha, równie mocno ci ufa i jeszcze mocniej w ciebie wierzy. — rzekła i szturchnąwszy Davinę ramieniem, pragnęła zobaczyć na jej twarzy uśmiech, po czym zsunęła się z krzesła i podeszła do okna.
    Pierwotny nie wiedział ile tak naprawdę czasu spędził poza domem. Wzburzony i pełen napięcia, nie umiał odnaleźć sobie miejsca mimo długiej rozmowy ze starszym bratem. Krążył po mieście w celu poszukiwania coraz to nowszych ofiar, które nie tylko zaspokoiły pragnienie, ale i również stanowiły cel głównego wyładowania napięcia gnieżdżącego się we wnętrzu wampira. Powrócił do rezydencji, gdy na zewnątrz zaczęło się powoli ściemniać. Uniósł brew ku górze, gdy dostrzegł w łóżku śpiącą nie tylko Davinę, ale i również Marthę, która mocno wczepiona w brunetkę, mamrotała coś niezrozumiałego pod nosem przez sen.
    — Jeannett musiała opuścić miasto. Mała nie mogła się doczekać twojego powrotu, więc całą swą uwagę skupiła na Davinie. Matka odbierze ją jutro rano — z wyjaśnieniami pośpieszyła bratu Freya, która zupełnie nagle pojawiła się za jego plecami. Kol skinął delikatnie głową i po szybkim prysznicu, zbliżył się do łóżka. Chwycił koc, którym chciał okryć małżonkę wraz z dziewczynką, jednak napotkał wzorkiem otwarte oczy Daviny. — Przepraszam, nie chciałem cię obudzić — szepnął.


    OdpowiedzUsuń
  40. Kol skinął delikatnie głową, po czym odprowadził małżonkę wzrokiem w stronę łazienki, a następnie z cichym westchnieniem na ustach, przysiadł na łóżku. Spojrzał na twarzyczkę Marthy, którą nawiedził delikatny grymas niepokoju. Pierwotny ujął dłoń dziewczynki i wkradnąwszy się do jej umysłu, szybko przepędził niepokojące obrazy, zastępując je znacznie barwniejszymi i spokojnymi wizjami, zagłębiając się coraz bardziej w jej krainę snu. Martha w końcu uchyliła powieki w momencie, gdy Davina wyszła z łazienki. Niemalże natychmiast usiadła na kolanach wampira, będąc niezwykle zadowoloną z jego obecności. Cóż, Kol nie był dobrym przykładem tego jak powinno obchodzić się z dziećmi niezależnie od wieku, jednak objął ramieniem dziewczynkę i pozwolił, by ta objęła drobnymi ramionami jego szyję.
    — Spróbuj zasnąć. Już nie przyśni ci się nic złego — szepnął i wyciągnął ramię w stronę koca, którym okrył dziewczynkę. Sam również przymknął powieki, starając się nieco odprężyć i po prostu odpocząć, jednak Martha ku jego zaskoczeniu, miała zupełnie inne plany. Pochwyciła dłonie pierwotnego i usiadłszy obok niego, szepnęła pod nosem kilka słów, a pojedyncze piórka spoczywające na podłodze oraz pościeli, zaczęły wirować tuż nad ich głowami.
    — Davina mnie tego nauczyła — rzekła dumnie i uśmiechnęła się szeroko, gdy tylko Kol przeniósł swe spojrzenie na jej drobną, rumianą twarzyczkę. Nie zdążył się nawet odezwać, gdyż dziewczynka wystrzeliła z łóżka prosto z ich sypialni, kierując się schodami na dół do salonu. Brunet nie chciał, aby sama kręciła się po domu, dlatego też niemalże natychmiast ruszył w ślad za nią. Ciężko było mu nadążyć za pełną energii pięciolatką, co w jego przypadku było niezwykle abstrakcyjne ze względu na to, iż był wampirem, istotą nadnaturalną, która posiadała nadludzką siłę oraz sprawność ruchową. Martha zdecydowanie rozłożyła go na łopatki, co mogła dostrzec Davina, gdy nieco wymięty Kol wrócił do sypialni wraz z nadal energiczną dziewczynką po szalonej zabawie w berka, którą oczywiście pierwotny za każdym razem pozwolił jej wygrać. Brunet opadł na łóżko i objąwszy przy tym ramieniem Davinę, pocałował jej skroń. Zerknął w stronę Marthy, która ułożyła się obok nich, szybko zapadając w sen.
    — Już teraz nie daje rady — westchnął. Godzina spędzona z Marthą uświadomiła go, iż kompletnie nie miał pojęcia o dzieciach, o samym podejściu do tak drobnych istotek. Kompletna pustka. Zacisnął usta w wąski paseczek. — Co jeśli nawalę? Co jeśli naprawdę się nie sprawdzę w roli ojca, a moje własne dziecko, będzie widzieć we mnie kogoś kto spieprzył sprawę po całej linii?
    Obawy, które kierowały pierwotnym były w zupełności normalne, jednak potrzebował wsparcia żony bardziej niż kiedykolwiek wraz z samym zapewnieniem, że niezależnie od tego, co się wydarzy, oboje dadzą radę.
    — Spędźmy jutro cały dzień poza domem. Znam miejsce, w którym możemy się zatrzymać i nieco uciec od rezydencji, mojego rodzeństwa, sabatów, czy i innych równie pokręconych rzeczy.


    <3

    OdpowiedzUsuń